Śmierć lekcją życia
"Dowcip" - sztuka współczesnej amerykańskiej autorki Margaret Edson w Polsce znana jest dzięki filmowi Mike'a Nicholsa z Emmą Thompson w roli głównej
Vivian Bearing (Teresa Budzisz-Krzyżanowska), profesor filologii, kobieta w średnim wieku sprawiająca wrażenie człowieka sukcesu, dowiaduje się pewnego dnia, że ma raka.
Z początku wydaje się nie dopuszczać do siebie myśli o chorobie, biernie poddaje się badaniom, jako człowiek nauki zgadza się także na eksperymentalną kurację (bardzo silna chemioterapia). Wszystkie myśli Vivian krążą wokół uczelni, w której wykłada, i siedemnastowiecznej poezji Johna Donne'a, w której się specjalizuje. Postać tego poety jest ważna dla zrozumienia, kim tak naprawdę jest Vivian Bearing. Donne pisał wiersze niezwykle złożone i trudne w odbiorze. Nie pisał w celu publikacji, wręcz się na nią nie zgadzał - swoją poezję rozprowadzał w formie manuskryptów wśród przyjaciół. Był poetą elity. Nie usiłował odkrywać jakichś prawd ani ich poszukiwać, starał się po prostu być dowcipny i inteligentny.
W szpitalu Vivian znajduje się pod opieką młodego lekarza (Rafał Cieszyński), który niegdyś był jej studentem. Uczęszczał na jej zajęcia nie dlatego, że pasjonowała go siedemnastowieczna poezja, ale dlatego, że egzaminy u profesor Bearing uchodziły za najtrudniejsze, były wyzwaniem. Jonathan mówi o chorobie nowotworowej jako o problemie naukowym. Pacjenci są dla niego materiałem, na którym zbadać można i opisać nowotwór. W rozmowie z Vivian mówi, że "podziwia raka" za to, że tak bezwzględnie wymyka się spod kontroli lekarzy.
Podobny podziw odczuwa Vivian w stosunku do wierszy Donne'a. Traktuje je tak samo jak Jonathan nowotwór - intelektualnie, naukowo, ale bez pasji. I pod tym względem tych troje - młody lekarz, profesor filologii i siedemnastowieczny poeta - to ludzie
o podobnych poglądach. Ludzie twardzi, o racjonalnym stosunku do życia.
Ale postępująca choroba zmienia Vivian. Ona wie, że nie ma dla niej ocalenia. Wie, że czekają śmierć i próbuje się oswoić z tą myślą. Najpierw ucząc się fachowej terminologii dotyczącej poszczególnych stadiów toczącej ją choroby - jest przecież filologiem, interesuje ją słowotwórstwo i interpunkcja. Z biegiem czasu jej mocny pancerz kruszeje pod wpływem cierpienia i strachu. Vivian otwiera się na drugiego człowieka, a ponieważ jedynym człowiekiem jaki odwiedzają w izolatce jest pielęgniarka, otwiera się właśnie na nią. Scena, w której Vivian opowiada jej o swoim strachu, należy do najbardziej wstrząsających, to zarazem pierwsza scena, kiedy oglądamy Vivian człowieka, a nie Vivian naukowca. I pewnie z jej perspektywy rozmowa ta stanowiła swoisty upadek, ale jak to czasem bywa upadek oznacza tu odkupienie.
Tak jak bohaterka zapowiada na początku spektaklu, ten dramat ma z góry ustalone i nieuchronne zakończenie. Jest nim śmierć.
"Dowcip" w Teatrze Studio to przede wszystkim genialna rola Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej. Aktorka z niezwykłym wyczuciem dozuje widzom emocje. Z początku odniosłam wrażenie, że, mówiąc brutalnie, za dużo w tym spektaklu gadania, teatru, a za mało raka. Że tak się nie umiera na nowotwór. Ale za chwilę wstydziłam się tej myśli, bo przecież Teresa Budzisz-Krzyżanowska to aktorka, która nie popełniłaby nigdy podobnego błędu. Zmiany nastroju, kolejne fale strachu i bólu bohaterki rozłożyła w spektaklu z godnym podziwu wyczuciem. Sprawiła, że spektakl o umieraniu stał się dla widzów niezwykłą lekcją życia.