Artykuły

"Nasza klasa" w Waszyngtonie

Gdy portret społeczności przedstawia zarówno piękno, jak i brzydotę ludzkości, nie istnieje jasny podział na czerń i biel. Dramat z czasów II wojny światowej trafia w czuły punkt polsko-amerykańskiego aktora. Przedstawienie zachowuje zadziwiająco zapierający dech ostrość i intensywność od początku do końca - z recenzji po premierze spektaklu w w Teatrze J.

DC Theatre Scene

Jeffrey Walker, Nasza klasa

Naszą klasę Theater J, oświetlającą mroczny rozdział polskiej historii, wyróżnia mocny zespół aktorski i solidna reżyseria Dereka Goldmana.

10 lipca 1941 roku niemal wszyscy Żydzi z miejscowości Jedwabne zostali zamknięci w stodole, gdzie mieli czekać na transport do getta. Gdy wepchnięto ich do środka, stodoła została oblana naftą i podpalona. 1600 mężczyzn, kobiet i dzieci nie zostało spędzonych na pogrom przez umundurowanych nazistów. Zamordowali ich inni mieszkańcy miejscowości - ich sąsiedzi.

Nasza klasa, grana w Theater J do 4 listopada, rzuca światło na ten mroczny moment przeszłości Polski. Spektakl, stojący silnym zespołem aktorskim, przedstawia miażdżącą historię społeczności, okrucieństwa oraz konsekwencji winy i odkupienia. Sztuka polskiego dramatopisarza, Tadeusza Słobodzianka, w angielskim tłumaczeniu Ryana Craiga jest zarówno osobista, jak i epicka.

Reżyser przedstawienia, Derek Goldman, w umiejętny sposób sprowadza je do esencji opowieści: oświetlonej sceny, krzeseł, stołu. Goldman daje swoim aktorom szansę na odważne działania na surowym płótnie, a oni robią to z sugestywnym zatraceniem, nawet jeśli ich podróż wiedzie do zbrodni. Teatralny zamysł Goldmana wzmocniony jest przez szereg tańców przygotowanych przez scenografkę, Emmę Crane Jaster. Ukazują one społeczne i rytualne aspekty wspólnoty, która rozpada się w trakcie spektaklu.

Poznajemy dziesięciu uczniów szkolnej klasy - trzy dziewczyny, siedmiu chłopców - składającej się z Żydów i nie-Żydów. Przez ponad 70 lat doświadczają oni naturalnego procesu dorastania, dojrzewając i odnajdując swe miejsce w złożonym świecie.

Zmiany nie zawsze są rzeczą dobrą. Ponieważ Polska była zadeptywana przez sowiecką, a później hitlerowską okupację, wieś i jej mieszkańcy nauczyli się sposobów radzenia sobie i przetrwania w świecie, którego nie mogą kontrolować. Początkowo wydaje się, że to Żydzi, witając Sowietów w miejscowości, są górą.

Gdy przychodzą naziści, przysłowiowa bomba zegarowa zostaje uruchomiona, ponieważ mieszkańcy, którzy nie są Żydami, współpracują z Niemcami, by zyskać przewagę. Żydowscy mieszkańcy poznają ucisk, strach i degradację. Mężczyźni są bici na ulicach, a niektóre kobiety brutalnie gwałcone - przez kolegów z klasy. Pierwsza część przedstawienia opiera się na druzgoczącym finale, gdy Żydzi zostają stłoczeni w stodole, a połowa mieszkańców - czynnie lub biernie - bierze udział w masowym morderstwie.

W drugiej połowie przedstawienia dowiadujemy się, kto przeżył - na dobre lub złe. Czas płynie, ale wina i wyrzuty sumienia pozostają. Niektóre postacie mszczą się, niektóre starają się zapomnieć, podczas gdy inne walczą o godność i sprawiedliwość dla ofiar.

Nasza klasa pyta o nasze rozumienie ról takich jak sprawca, ofiara czy świadek. Gdy portret społeczności przedstawia zarówno piękno, jak i brzydotę ludzkości, nie istnieje jasny podział na czerń i biel; tylko odcienie szarości, którą bohaterowie zostali naznaczeni.

Najbardziej niezwykłym aspektem produkcji Theater J jest wspaniały zespół aktorski wybrany przez reżysera, Dereka Goldmana. Aktorzy są doskonale dopasowani, tworzą indywidualne portrety, które płynnie pracują jako całość.

Ashley Ivey jest wrażliwym Jakubem Katzem, który staje się pierwszą ofiarą inspirowanych przez Niemców niepokojów. Jakub - i inne ofiary - po pobiciu na śmierć przez swych przyjaciół, pozostaje na scenie do końca przedstawienia. Gdy odchodzi bohater, oni zdejmują jego buty i skarpetki i przesuwają szkolne krzesło na tył sceny - to skuteczna i poruszająca konwencja teatralna.

Także brutalny gwałt Dory (Laura C. Harris) przez trzech kolegów z jej klasy i niemieckich kolaborantów pozostawia niezatarte wrażenie. Rysiek (Harlan Work), Zygmunt (Mark Krawczyk) i Heniek (Alexander Strain), jej oprawcy, zbliżają się do antagonistów.

Heather Haney to Zocha, która ratuje Menachema z pogromu i jest jego kochanką. Joshua Morgan, jako nie-Żyd Władek, kończy, poślubiając Rachelkę - Dana Levanosky - by uratować ją przed wywyzką lub śmiercią. Rachelka jednak musi zostać ochrzczona w wierze chrześcijańskiej.

Dziesiątym uczniem klasy jest Abram, grany przez Sashę Olinicka. Inteligentny i wylewny, Abram migruje do Ameryki, ale dzięki wielu listom pozostaje w kontakcie z przyjaciółmi. Po latach odkrywa prawdę o swej rodzinnej miejscowości i kolegach z klasy, walczy o sprawiedliwość dla ofiar.

Proste zaaranżowanie szkolnej klasy przez Mishę Kachmana wraz z reżyserią świateł Daniela MacLeana Wagnera pozwala opowieści poderwać się do lotu. Kostiumografka, Ivania Stack proponuje proste kostiumy. Reżyseria dźwięku Jamesa Bigbee Garvera i oprawa muzyka Erica Shimelonisa, współdziałając z innymi elementami, daje produkcji akcenty i koloryt.

W uwagach reżyserskich Derek Goldman powiedział, że podstawowym pytaniem Naszej klasy jest: "Co każdy z nas mógł zrobić?" W polskiej wsi, wiele lat temu, pytanie to wciąż powraca. I teraz pojawia się na pustej scenie Theater J, zwracając się do nowego pokolenia.

***

CurtainUp

Susan Davidson, Nasza klasa

"Najważniejsze, by zmusić publiczność do konfrontacji z najtrudniejszym pytaniem: co ja bym zrobił w tamtej sytuacji?" - dramatopisarz Tadeusz Słobodzianek

"Co każdy z nas mógł zrobić?" - Abram, Żyd, który wyemigrował z Polski do Stanów Zjednoczonych w 1937 roku.

Nie jest łatwo konfrontować prawdę z konsekwencjami zbrodni, polityki i wojny, ale sytuacja, z którą zmierzyli się w XX wieku Polacy, zarówno katolicy, jak i Żydzi, jest szczególnie złożona i zatrważająca. Nasza klasa, sztuka Tadeusza Słobodzianka wystawiana właśnie w waszyngtońskim Theater J, ma fikcyjne postacie, ale wydarzenia, które portretuje, są prawdziwe. Inspirowane są Sąsiadami, książce Jana Grossa o masakrze, która rozegrała się w Jedwabnem w lipcu 1941 roku.

Nasza klasa śledzi losy piątki Polaków i piątki Żydów (co ciekawe Żydzi nie są nazywani Żydami polskimi lub Polakami żydowskiego pochodzenia) od ich beztroskiego dzieciństwa aż do śmierci. Wszystko, co przytrafiło się im między 1926 a 2003 rokiem, opowiedziane jest w scenach, nazwanych Lekcjami, a odliczanych na szkolnej tablicy. Chociaż każda postać ma do opowiedzenia historię, ich wiarygodność różni się. Niektórzy członkowie klasy gorliwie dopasowują własną historię do aktualnie dominującej polityki. Widmo antysemityzmu zawsze było obecne w Polsce, ale dzieci, śpiewające i tańczące do uroczych i pociesznych polskich piosenek ludowych, wyglądają beztrosko. Ich ambicje były, w większości, skromne - być furmanem, rzeźnikiem - chociaż jedna z dziewczynek marzyła o zostaniu gwiazdą filmową. Ponieważ los sprawił, że żyli w kraju, który został najechany przez Sowietów, Niemców i znów Sowietów, ich życie zmieniło się w poszukiwanie sposobów na przetrwanie. Religia była potężnym źródłem motywacji, ale podobnie było z pieniędzmi.

Być może najbardziej zdumiewającym aspektem historii tego kraju nie jest to, że upiększa własną przeszłość. Na początku skorzy jesteśmy wierzyć, że masakra w Jedwabnem, gdzie przetrzymywani w stodole więźniowie zostali żywcem spaleni, przeprowadzona została przez nazistów. Ale nie została. Masakra przeprowadzona została przez miejscowych. Katolicy i Żydzi, przeciwstawiając się sobie nawzajem, znali dobrze swoich wrogów.

Religia cierpi na dwulicowość i brak moralności, które wyrażone są przez postać Heńka (grany przez Alexandra Straina w zapadającej w pamięć roli), który pnie się w górę katolickiej hierarchii. Bardziej okrutni bohaterowie, którzy przetrwali polityczne roszady, później odnoszą wielkie straty osobiste. Kto jest najbardziej zdeprawowany? Możliwe, że zdumiewający Zygmunt, grany z obłędnym zapałem przez Marka Krawczyka, zaś Menachem, Tim Getman, jest zaledwie kobieciarzem i oszustem.

Najsympatyczniejsza postać, Jakub Katz, Żyd, oddany jest w bardzo delikatnej i ujmującej roli Ashleya Iveya. Jest on pierwszym z grupy, która zostanie zamordowana. Abram, przekonująco zagrany z rabinicznym i kantoralnym rozmachem przez Sashę Olinicka, jest w stanie praktykować swą wiarę i spłodzić wielu Żydów dzięki wyemigrowaniu z Polski do Stanów Zjednoczonych w 1937 roku. Podczas gdy niedopasowana żydowsko-katolicka para - Joshua Morgan jako Władek i Dana Levanovsky jako Rachelka/Marianna, cudownie ocalała, która nawróciła się na chrześcijaństwo - dostarcza słodyczy przepełnionej ironią.

Reżyser, Derek Goldman, stworzył z obsady wspaniały zespół aktorski. Chociaż każda postać jest odrębna, wszystkie dobrze się zgrywają, rozwiązując trudną, ale wciągającą układankę. W chwytającej za serce i hipnotyzującej roli, Dana Levanosky jako Rachelka/Marianna owładnięta weltschmerz'em sprawia, że jej zmysł ironii zwycięża, a jej portret starzejącego się rozbitka wydaje się niezwykle prawdziwy.

Na początku pierwszego aktu dzieci z Naszej klasy tańczą i poruszają się w beztroski sposób, umiejętnie wystudiowany przez Emmę Crane Jaster. Heather Haney jako Zocha przedstawia przekonującą interpretację konia. Kołysanie przez Laurę C. Harris dziecka różnego rodzaju ruchami jest szczególnie efektowne. W miarę trwania spektaklu ludowy taniec zastąpiony zostaje twardymi fizycznymi zatargami, w szybkiej i autentycznej choreografii Joe Isenberga. Harlan Work, który wygląda jak Polak, jako Rysiek, przedstawia przemoc bardzo wiernie. Scenografia Mishy Kachmana - malowane ceglane ściany i proste krzesła przywołują surowość przedwojennej, środkowoeuropejskiej wsi. Odpowiedni nastrój zaproponowany jest przez reżysera świateł, Daniela MacLeana Wagnera.

Nasza klasa to teatr prowokujący do myślenia, wyjątkowo dobrze wyreżyserowany i zagrany, pozostający w głowie długo po zgaszeniu świateł. Co ja mogłabym zrobić mierząc się z sytuacją uczniów Naszej klasy? Zastanawiam się i w tym rzecz.

***

Washingtonian

Sophie Gilbert Nasza klasa

Epicka sztuka Tadeusza Słobodzianka o dziesięciu polskich kolegach z klasy bada długo skrywaną i tragiczną historię z czasów drugiej wojny światowej.

Na początku Naszej klasy, wstrząsającej epopei Tadeusza Słobodzianka wystawianej obecnie w Theater J, młoda żydowska dziewczynka Dora (Laura C. Harris) dostaje walentynkę od swojego kolegi z klasy, katolika, Ryśka (Harlan Wolk). Skrupulatnie wycina ją z różowego papieru w kształcie serca i nakrapia perfumami wkłada do jej tornistra (podobieństwa pisma do życiorysu Elle Woods jest jednym z niewielu momentów lekkości w sztuce). Jednak inny kolega z klasy przwchwytuje go pierwszy i Rysiek zostaje okrutnie wyszydzony. "Było mi go żal" mówi Dora do publiczności "ale co mogłam zrobić?".

Ten refren "co mogłem zrobić?" powraca z bolesną częstotliwością podczas przedstawienia, które opowiada historię - opartą na prawdziwych wydarzeniach- dziesięciu polskich kolegów z klasy dorastających w czasach Hitlera, sowieckiej okupacji i drugiej wojny światowej. Ale czarne charaktery to nie są prawie komicznie groźni Naziści z kręconymi wąsami, tak powszechni w każdej dziedzinie sztuki, która zajmuje się tym okresem. Są raczej podstawowymi elementami każdego z dziesięciu postaci i niewytłumaczalnymi uprzedzeniami w nich, które prowadzą do aktów niewypowiedzianego okrucieństwa. Jeżeli krew jest gęstsza niż woda, jak Słobodzianek wydaje się sugerować, więzi przyjaźni z dzieciństwa są jak pajęczyny - łatwe do zerwania ale niemożliwe do całkowitego pozbycia.

Reżyser Derek Goldman zasługuje na pochwałę za obsadę. Dziesięciu aktorów, większość z nich pozostaje na scenie przez większość przedstawienia, są wyjątkowo silni w scenach indywidualnych i zbiorowych. Sztuka (której angielskie tłumaczenie Ryana Craiga zdobyło uznanie krytyków w National Theatre w Londynie w 2009 roku) ma strukutrę szkolnego dnia podzielonego na czternaście różnych "lekcji" lub okresów w historii. Pośród zwodniczo prostych pastelowych podłóg, drewnianych krzeseł i licho wyglądających stołów widzimy dziesięciu kolegów z klasy od dzieciństwa aż do ich śmierci. Większość przedstawienia rozgrywa się w okresie historii Polski, który chciałaby raczej zapomnieć- tak było przez wiele lat aż do dokumentu i książki, które powróciły do tego problemu. W 1941 roku, cała żydowska populacja Jedwabnego, małego miasteczka blisko granicy z dzisiejszą Białorusią zostało zamordowanych jednego dnia - nie przez nazistów, jak wskazywała historia przez wiele lat, ale przez miejscowych katolików. "Znaliśmy ich" - mówi jeden z bohaterów podczas rzezi. " Byli naszymi sąsiadami".

Ani Słobodzianek, ani Goldman nie wydają się być nadmiernie zainteresowani tym co motywuje ludzi do popełnienia tak okropnych czynów, chociaż to jest jasno powiedziane, że katoliccy mieszkańcy zabrali złoto, pieniądze i nieruchomości ludzi, których zamordowali. Zamiast tego, przedstawienie wciąż stawia pytanie jak ludzie mogli tak po prostu stać bezradnie i patrzeć na to. Żaden z bohaterów nie wydaje się być wyposażony w silny moralny rdzeń. Może z wyjątkiem Abrama (Sasha Olinick), samotnego uciekiniera do Ameryki, emigranta sprzed pogromu.

Trwająca ponad trzy godziny sztuka w epickich proporcjach, z wyjątkiem kilku końcowym scen rzadko się dłuży. Goldmanowi udało się znaleźć równowagę pomiędzy uderzaniem w czułe struny - tak jak to robi we wstrząsających scenach gwałtu i przemocy, ze znakomicie przygotowaną choreografią przez Emmę Jaster i choreografa walk Joego Isenberga - a rozśmieszaniem nas poprzez absurdy życia i śmierci. "Nie zabijaj" mówi Heniek (Alexander Strain), kiedy ćwiczy katechizm z Rachelką (Dana Levanosky), jedyną ocalałą Żydówką, która jest zmuszona przejść na katolicyzm aby przetrwać. Mając w pamięci scenę, w której Hienek pomagał podpalić stodołę pełną kobiet i dzieci parę minut wcześniej, to jest to groteskowo komiczne.

To jest głęboko poruszające przedstawienie, któremu udaje się nakreślić nędzny portret ludzkości w najgorszym wydaniu. Goldman także zaznacza każdą lekcję zbierając klasę do wspólnej piosenki. Muzyczne przerywniki są bardzo piękne, ale także przypominają nam o tym, że nawet najokrutniejsi złoczyńcy byli kiedyś niewinnymi dziećmi. Kiedy bohaterowie umierają, widzimy jak zdejmiją buty zanim odejdą i cicho usiądą w tyle sceny. Czujna, ale bezsilna obecność. Użycie butów jako symbolu duszy - coś co zostało równie mocno zrobione w Muzeum Holokaustu - jest dyskretnie uczłowieczające i ma coś z antidotum na bezlitosny rozpad opisany w spektaklu i jego smutny, lecz zasługujący na uwagę temat.

***

Washington City Paper

Ian Buckwalter

Polskie kontrasty: Nasza klasa śledzi losy katolików i Żydów z jednego miasteczka.

Nie brakuje pytań, kiedy zapalają się światła na końcu przedstawienia Naszej klasy Tadeusza Słobodzianka w Teatrze J. Jak ci ludzie, przyjaciele od dzieciństwa, mogli być tak okrutni dla siebie? Jak to możliwe, że zachowujemy zdolność wybaczania, mimo takiego okrucieństwa? Gdzie położyłem moje chusteczki i kiedy zrobiło się się tutaj tak niewyraźnie?

Po tym, jak otarłeś łzy i wyszedłeś na jesienne powietrze, powstaje następne pytanie: Jak im się to udało? Nasza klasa jest trzygodzinną sztuką, która opowiada w czasie 80 lat historię dziesięciu postaci z polskiego miasteczka Jedwabne - pięciu Żydów i pięciu katolików - i straszliwych wydarzeniach podczas drugiej wojny światowej, które łączą i jednocześnie dzielą ich losy.

Nie ma charakteryzacji postarzającej bohaterów ani zmiany kostiumów, a dekoracja - surowa i prosta z czarnej cegły, z tablicą kredową i brukiem pośród podłóg - nie zmienia się. Sztuka rażąco łamie standardowe zasady dramatu, pokazując i opowiadając, często zwracając się bezpośrednio. To nie powinno zadziałać.

Jednak reżyser Derek Goldman i jego obsada aktorska mieści w 180 minutach 10 niezwykle bogatych i szczegółowych życiorysów. To od widzów zależy, jak wypełnią momenty, w których praktyczne ograniczenia teatru pozwalają jedynie na sugestywne szkice. Przedstawienie odwołuje się do wyobraźni widza.

Niewinność grupy dzieci, śpiewających, tańczących w klasie ustępuje młodej i chodzącej z głową w chmurach miłości. Czasami nawet przekraczającej bariery religijne, zanim zrozumieją, że te granice nie powinny zostać przekroczone. Potem ogień i pasja młodości, gorzkie żale wieku średniego i w końcu pochylone plecy starości. Wyjątkowa obsada potrzebowała jedynie głosu i ciała, aby pokazać przemijanie.

Zaczyna się idyllicznie w szkolnej klasie, ale niemiecka i sowiecka okupacja przypominają wszystkim o swoich różnicach. Każdy z reżimów faworyzuje jedną albo drugą grupę, w rzeczywistości niszcząc wszystko co spotkają na drodze.

Kiedy destrukcyjne impulsy zostały obudzone, koledzy zwracają się przeciwko sobie, a sztuka zamienia się w szokująco szczere obrazy gwałtu i morderstw. Dochodzi do historycznej masakry, która jest centralnym tematem sztuki, cała społeczność żydowska miasteczka zostaje spalona w stodole, nie przez nazistów, ale samych Polaków.

Drugi akt zajmuje się następstwami tego zdarzenia, zanim ostatecznie przemknie przez drugą połowę wieku. Powtarzane motywy, jak listy od Abrama (Sasha Olinick)- jedyny kolega z klasy, który wyjechał z Polski do Ameryki przed wojną - do reszty kolegów, lub sposób w jaki bohaterowie, kiedy umierają, uważnie zdejmują buty i skarpetki, i zajmują miejsce w tyle sceny przez resztę przedstawienia, sprawia, że Nasza Klasa nie jest wędrówką.

Rzeczywiście przedstawienie zachowuje zadziwiająco zapierający dech ostrość i intensywność od początku do końca. Śmierć przychodzi w różnych etapach życia dla każdego z bohaterów, jednak zawsze wydaje się być albo zbyt wczesna albo ostatnie lata zostają zmarnowane. Sztuka Słobodzianka uczłowiecza nawet najgorszych członków tej grupy, a ci najszlachetniejsi mają także swoje momenty małości. My wszyscy, w różnym stopniu, jesteśmy chaosem. To jedna z możliwych odpowiedzi na najważniejsze pytanie Naszej klasy, którego jej bohaterowie zbyt często nie rozważają: Co raczej nas łączy niż dzieli?

***

Washington Post

Jessica Goldstein.

Postać grana przez Marka Krawczyka w Naszej klasie w Teatrze J jest prowodyrem masakry dokonanej na Żydach przez grono polskich katolików" mówi aktor.

Nasza klasa na przestrzeni 80 lat śledzi losy pięciu katolickich i pięciu żydowskich kolegów z polskiej klasy i rosnącą przemoc w czasie wojny, która określa ich życie. Sztuka jest oparta na faktach, które zdarzyły się w Jedwabnem, w Polsce.

"Obrona postaci jest pierwszą rzeczą, którą robisz jako aktor" mówi Krawczyk. "Trudno mi nawet ogólnie bronić jego czynów, bo są nie do obronienia. To szaleństwo. Myślę, ze jest dobrym człowiekiem, który drastycznie wkracza na złą drogę"

Oboje rodzice Krawczyka urodzili się i wychowali w Polsce; Krawczyk, który jest katolikiem zadeklarował podwójne obywatelstwo parę lat temu. Podczas drugiej wojny światowej jego babcia była zmuszona do pracy w nazistowskim rolniczym obozie pracy, to część historii rodziny, o której Krawczyk dowiedział się dopiero dwa lata po śmierci babci w 2005 roku kiedy przyszedł list z Niemieckiego Programu Odszkodowań za Pracę Przymusową.

Po wojnie, babcia Krawczyka usłyszała o tym, że niemiecki rząd chce wypłacić odszkodowania osobom, które wykonywały przymusową pracę w obozach pracy dla nazistów. Krawczyk pamięta jak często wspominała o pieniądzach, które się jej należą, ale nigdy nie wiedział, co miała na myśli. Do czasu, aż zobaczył kopertę, w której był czek na 199 dolarów "i 90 ileś centów" dodaje. Jego ojciec spojrzał raz na czek, położył go i powiedział "Byłoby lepiej, gdyby w ogóle go nie wysyłali". Babcia Krawczyka spodziewała się dostać znacznie więcej za swoje cierpienia.

"Trudno o tym mówić. Mój kolega z Polski powiedział mi kiedyś podczas rozmowy o rodzinnych historiach w czasie wojny. "Każdy ma tam swoją historię". I to początkowo przyciągnęło mnie [ do tej sztuki]. Moja rodzina jest jak wiele innych polskich rodzin: Nikt nigdy nie mówi o tamtym czasie... Nieważne czy cierpieli, czy ktoś przez nich cierpiał".

"Ciągneło mnie do Naszej klasy bo zawsze zgłaszam sie do słowiańskich projektów. Uważam, że dowiem się czegoś o sobie". Reżyser Derek Goldman miał już imponującą wiedzę na temat Naszej klasy kiedy zaczynał pracę nad spektaklem - pracował jako edukator zajmujący się Holocaustem przez lata i napisał na ten temat sztukę. Jednak, jak mówi,"ta sztuka dotyczy konkretnego miejsca, duchów, pamięci w bardzo konkretnym kontekście kulturowym, miałem silne poczucie, że muszę tam pojechać".

Spędził tydzień w Polsce, gdzie spotkał się z dramatopisarzem Tadeuszem Słobodziankiem w jego teatrze w Warszawie, a następnie pojechał do Edynburga aby porozmawiać z kobietą, która jako pierwsza przetłumaczyła Naszą klasę z polskiego na angielski.

"Ta sztuka- sposób w jaki opowiada o intymnym rodzaju brutalności, sąsiadów zabijających sąsiadów - było dla mnie czymś szokująco nowym" - mówi Goldman. "To nie jest taka sztuka, na którą czujesz się całkowicie przygotowany". Ale wróciłem z poczuciem, że jestem głębiej w świecie tej sztuki."

"Myślę, że jedną z ważnych i trudnych rzeczy w tej sztuce jest fakt, że nie ma tam szlachetnego bohatera lub bohaterki jako centralnej postaci." mówi Goldman. "To całkowicie zaburza podział na sprawcę, świadka i ofiarę. Wszystkie te postaci są każdym po trochu".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji