Artykuły

Opera nie drgnęła

"Don Giovanniego" w inscenizacji Mariusza Trelińskiego - cudownego odkrycia operowej reżyserii, w scenografii Borysa Kudliczki (jak wyżej) i Arkadiusa - projektanta mody, który tym razem zrealizował teatralne kostiumy, zapowiadano jako wydarzenie nie z tej ziemi.

Wszelako Opera Narodowa zniosła to wydarzenie ze stoickim spokojem, nie drgnęła w posadach, mimo że widzów wpuszczano przez bramki z detektorami metalu (tłok był jak w tramwaju, zamieszanie opóźniło spektakl o 20 minut), a na zakończenie niektórzy klaskali na stojąco.

Opera Mozarta, w pośpiechu napisana na praskie zamówienie, uważana jest za jedno z najwybitniejszych dzieł w literaturze muzycznej. Muzyka o strukturze kryształu osobliwie interpretuje przypowieść o Don Juanie, bardziej skłaniając się do szekspirowskiej niż molierowskiej koncepcji. Mimo że w podtytule jest "drama giocoso", co znaczy wesoły dramat.

Mariusz Treliński nie dał uwieść się zawartemu w operze humorowi, pozwolił jedynie na niewielkie jego przebłyski. Całość utopił w czerni, wraz z Kudliczką, splątał światłowodową siecią, osaczył płaszczyznami stającymi się więzieniem dla przestrzeni i filozofii.

W tej klaustrofobicznej sytuacji powołani zostają do życia bohaterowie, którzy - tak chce Treliński - są niewolnikami. I teraz już jak kto chce: grzechu, miłości, poddaństwa, głupoty, przebiegłości... Z matni tej tylko dwukrotnie uwalnia się główny bohater: pierwszy raz, gdy w obłędnie widowiskowej scenie (w przedstawieniu dominują sceny statyczne) znika przed konsekwencjami kolejnego uwiedzenia i po raz drugi, gdy Kamienny Gość przychodzi złożyć go w ofierze ludzkości. Czy Treliński chce przez swoją interpretację powiedzieć, że wszyscy, którzy tu zostajemy, skazani jesteśmy na życie? Że jest ono bardziej karą niż nagrodą? Czy to dlatego Don Ottavio i Donna Anna, błąkający się przez spektakl i cudze życie, znajdują jedynie sprawiedliwość, a nie szczęście?

Interpretowanie "Don Giovanniego" to wielka partia szachów. Szacha można dać Mozartowi kilka razy, mat w rewanżu pozostaje zawsze tylko jeden. Przedstawienie Trelińskiego nazwałbym atrakcyjną i efektowną rozgrywką. Tylko chyba nie reżyser zakończył ją "matem"...

Nadzwyczaj dobrze w klimacie oryginalnej inscenizacji aktorsko i wokalnie odnalazł się Mariusz Kwiecień (Don Giovanni). Był bohaterem przedstawienia, emanował energią i zdystansował swego premierowego Oniegina. Bardzo pięknie, choć może odrobinę zbyt "mocno", śpiewała Donnę Elwirę Lada Biriucov, znakomitą wokalnie Donną Anną była Iwona Hossa, którą dzielnie wspierał Adam Zdunikowski (Don Ottavio). Przykro było natomiast śledzić wokalne potyczki Jacka Janiszewskiego z partią Leporella. To zaskakująca decyzja obsadowa, zwłaszcza że w niewielkiej partii Masetta występował Piotr Nowacki - Leporello gotowy.

Z nadzwyczajnych "rzeczy" w spektaklu była jeszcze batuta Jacka Kaspszyka porządkująca filozofię Mozarta, bardzo podobała mi się również gra orkiestry. Zaś co do reklamowego clou, czyli kostiumów Arkadiusa, to przyznam, że były imponujące. Jednak to za mało, jak na wyobraźnię Trelińskiego i Kudiiczki. Zdecydowanie bardziej szlachetne rymy powstają we współpracy tego duetu z Joanną Klimas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji