Kobieta zakopana w piasku personifikacją ludzkości
- Jest to sztuka o względności optymizmu - mówi o "Szczęśliwych dniach" Samuela Becketta Antoni Libera, reżyser przedstawienia w Teatrze Dramatycznym. - Autor z jednej strony kwestionuje optymistyczną postawę wobec świata, z drugiej twierdzi, że gdyby nie ona, byłoby jeszcze gorzej. Beckett napisał "Happy Days" w 1961 r., jako czwartą swoją sztukę po: "Czekając na Godota", "Końcówce" i "Ostatniej taśmie". Mottem utworu może być biblijne "Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz". Życie - przebieg egzystencjalnych zdarzeń - autor przedstawia poprzez obraz kobiety zakopanej w piasku. Może on przywodzić na myśl piasek w klepsydrze, odmierzającej upływ czasu. Bohaterka wsysana jest w ziemię; w pierwszym akcie piasek sięga jej do pasa, w drugim już po szyję. - To alegoryczny obraz ludzkiego bycia w czasie - twierdzi Antoni Libera.
Beckett dowodzi, że jedyną rzeczą naprawdę ludzką jest mowa. Dzięki niej urozmaicamy sobie czas, zagłuszamy go. Dowodem geniuszu autora "Szczęśliwych dni", zdaniem Antoniego Libery, jest to, że uczynił bohaterką sztuki kobietę - Winnie. Beckett buduje obraz ludzkości (kobieta jest jej personifikacją) na podobieństwo szczebioczącej mieszczki, wyposażonej w parasolkę, torebkę, szminkę i lusterko. Winnie gada, gada, gada.... Żeby zagłuszyć pustkę?
- Sztuka Becketta ma wydźwięk ironiczny. Jej bohaterka jest smutna, wzruszająca, ale także śmieszna. Jednocześnie wygrywa i przegrywa - uważa Libera.
Kiedy Beckett napisał "Szczęśliwe dni" krytyka prócz warstwy filozoficznej odnalazła w niej wystąpienie przeciwko zachodniej cywilizacji konsumpcyjnej. Amerykanie odebrali ten utwór jako swoiste memento mori. Widzowie, wychowani w atmosferze apoteozy zadowolenia z siebie, zmuszeni zostali do zastanowienia nad przemijaniem, tym co w życiu jest naprawdę ważne. "Szczęśliwe dni" są poematem miłosnym, pieśnią kobiety wciąż pragnącej widzieć i słyszeć: ukochanego człowieka. Winnie i Willie, jej partner, przeżyli ze sobą wiele lat. Wspólne doświadczenia tworzą wspólną pamięć-rzeczywistość, do której wciąż odwołuje się Winnie. Są nią wspomnienia razem spędzonych chwil, gorących uczuć jakie im towarzyszyły, gwałtownych emocji... Okruchy wspomnień przeplatają się z codziennymi czynnościami - teatrem kobiecości, który Winnie odgrywa przed swoim partnerem. Gra ona na przekór przemijaniu, które unicestwia urodę, fizyczność, a nawet pamięć bohaterów. Rolę Winnie kreowały najznakomitsze aktorki; w warszawskiej premierze w tę postać wciela się Maja Komorowska. Partnerują |ej Adam Ferency i Krzysztof Kołbasiuk. Warta podkreślenia jest w tym przedstawieniu rola scenografii, którą zaprojektowała Ewa Starowieyska. Artystka współpracowała z Antonim Liberą już wcześniej, przy realizacjach Becketta. Wymyślana przez nią dekoracja jest niesłychanie oszczędna, a jednocześnie bardzo wymowna. Premiera spektaklu odbędzie się dzisiaj w sali im. Haliny Mikołajskiej.