Artykuły

Obrachunki z własną przeszłością

"Pożegnania" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Mikołajek w serwisie Teatr dla Was.

We wrześniu na deskach Teatru Narodowego miała swoją premierę inscenizacja powieści Stanisława Dygata pt. "Pożegnania". Reżyserią zajęła się Agnieszka Glińska, która ukazała historię dwojga młodych ludzi i przeniosła nas w świat dwudziestolecia międzywojennego.

Akcja rozpoczyna się latem 1939 roku. Pochodzący z arystokratycznej rodziny zbuntowany Paweł (kreowany przez Marcina Hycnara) zjawia się w nocnym klubie. Poznaje tam rozgoryczoną życiem fordanserkę Lidkę (w tę rolę wcieliła się Patrycja Soliman). Frazą zaczerpniętą bezpośrednio z powieści dziewczyna opowiada mu, jak banalnie podrywają ją mężczyźni, zawsze tak samo: "Pani jest inna niż wszystkie kobiety. Ja dopiero przy pani wypoczywam. Ja w gruncie rzeczy jestem taki prosty, swój chłopak (...) i najchętniej uciekłbym z panią w jakieś zacisze, do jakiegoś uroczego zakątka wiejskiego". Młodzi od razu przypadają sobie do gustu i razem wyjeżdżają do Podkowy Leśnej pod Warszawą, gdzie w pensjonacie "Quo Vadis" wynajmują pokój. Od samego początku znajomości nie pokazują swoich prawdziwych twarzy. Ich spotkanie uwięzione jest w pewnym schemacie. Paweł mimo swojego buntu uważa, że towarzystwo Lidki jest dla niego nieodpowiednie - w końcu jest chłopakiem pochodzącym z arystokratycznej rodziny. Następnego dnia odnajduje go ojciec, zmusza do przerwania romansu i wysyła na zagraniczne studia.

Ponownie bohaterowie spotykają się już po wojnie w domu ciotki Pawła, hrabiny Róży (Ewa Konstancja Bułhak). Lidka została żoną hrabiego Mirka (Modest Ruciński). Paweł ma za sobą dwa lata pobytu w obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Po powrocie do Warszawy próbuje znaleźć sobie zajęcie. Chwyta się różnych prac, by przeżyć. W końcu zostaje zatrudniony jako kelner w restauracji Feliksa (Grzegorz Kwiecień), byłego lokaja ciotki, który wzbogacił się na handlu walutą. W tym samym lokalu kelnerką jest także hrabianka Dodo (niezwykle interesująca rola Dominiki Kluźniak).

Nie sposób nie czytać rewizji wyborów życiowych bohaterów w kontekście wydarzeń wojennych i powojennych. Przejawami obrachunku z własną przeszłością było albo odcięcie się od niej i wykazywanie jej anachroniczności, albo szukanie sposobu na pogodzenie się z nową rzeczywistością. Obserwujemy, jak ludzie ze środowiska inteligencji i arystokracji są zmuszeni zmienić dotychczasowy tryb życia. Zaczynają być zależni od niższych sfer. Kompletnej zmianie ulega dotychczasowy porządek świata oraz hierarchia wartości.

Powieść Dygata czyta się dosyć szybko. Autor posiadał niezwykłą lekkość pióra. Inaczej jest w przypadku przedstawienia Glińskiej. Reżyser zaserwowała nam trochę dłużącą się opowieść, w wielu miejscach brakuje jej spójności, pojawia się kilka niepotrzebnych, niedokończonych wątków i zbędnych postaci.

Pozytywem jest minimalistyczna scenografia, która nie odwraca uwagi od gry aktorów oraz podkreśla rolę światła. Stół i dwa krzesła wskazują na to, że akcja rozgrywa się w klubie nocnym. Zielony podest imituje zarówno łąkę, jak i łóżka w pensjonacie. Istotną rolę w przedstawieniu pełni ruch. Obserwujemy wspaniałą choreografię Weroniki Pelczyńskiej. Piękne fordanserki porywają nas swym hipnotycznym tańcem, który jest barwnym tłem rozgrywających się na scenie wydarzeń. Ojciec Pawła (Krzysztof Stelmaszyk) nieźle poradził sobie z niełatwą sztuką stepowania.

"Pożegnania" Glińskiej to również celny dowcip, humor oraz delikatna groteska. Czuć tu coś z ducha Gombrowicza, jego pesymizm. Bohaterowie przywdziewają maski, do perfekcji dopracowują sztukę udawania. Daje się zauważyć, że dla reżyserki istotne było ukazanie wątku francuskiego - wyjazdu głównego bohatera do Francji po nieudanej próbie wydostania się z sieci rodzinnych powiązań. Postawiła na zobrazowanie procesu nabierania świadomości przez Pawła. Nie do końca przekonuje mnie w tej roli Hycnar. Nie wiemy czy jest - jak w powieści Dygata - buntownikiem i szydercą, czy - jak w filmie Hasa z 1958 roku - targanym wątpliwościami, niezdecydowanym marzycielem. Jednostajnym głosem wygłasza długie monologi. Pomiędzy Pawłem i Lidią brakuje emocji.

W widowisku zobrazowano odchodzenie w przeszłość przedwojennej inteligencji wraz z jej obyczajami i stylem życia, a także powolne zbliżanie się nowego - bolszewików oraz socjalizmu. Chroniący się w willi hrabiny Róży "rozbitkowie" z powstania warszawskiego przemykają przez scenę, siedzą pod stołem. Dostrzega się, że w tle rozgrywa się wielka historia. Po cichu, bez fajerwerków, nie jest wiodącym tematem, nie narzuca się widzowi. Można odnieść wrażenie, że rola powstania została zbagatelizowana. Gdy Dygatowi zarzucano "szkalowanie charakteru polskiego", odpowiadał, że "nie życzy sobie być uczonym polskości i że jedną z autentycznych cech patriotyzmu jest wyszukiwanie rzeczy budzących wątpliwości we własnym narodzie, kraju".

Sztuka kończy się inaczej niż powieść, w której Mirek wraz z hrabią Tolem boją się o swoją przyszłość po wkroczeniu komunistów. Negocjują z niemieckimi oficerami i płacą za możliwość ucieczki do Wiednia. Wyjeżdżają niemal w ostatniej chwili. Lidka zostaje, decyduje, że chce być z Pawłem. Glińska pozostawiła tę kwestię otwartą. U Dygata tytułowe pożegnania to pożegnanie przede wszystkim z pokojem, przedwojenną Polską i Europą, ale też z całym dotychczasowym porządkiem politycznym oraz społecznym. Czym jest pożegnanie w Teatrze Narodowym trudno powiedzieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji