Artykuły

Właściwy dystans do Górnego Śląska

Sztuka Lecha Mackiewicza pt. "Miłobójcy, czyli koniec świata w Zabrzu" jest niezwykle udaną, znakomitą, wspaniałą powiedziałbym, nie kryjąc od pierwszej linijki ogromnego entuzjazmu, próbą uchwycenia fenomenu śląskości na scenie - pisze prof. Zbigniew Kadłubek, kierownik Katedry Literatury Porównawczej Uniwersytetu Śląskiego.

Autor, człowiek spoza Górnego Śląska, z pewnego dystansu, ale z wielką pasją rysuje postaci górnośląskie, które są właśnie dramatycznie uwikłane w różne etniczne i językowe problemy, a także problemy religijne, moralne, obywatelskie, rodzinne etc. Nie czyni autor tak, jak dotąd próbowano teatralnie Śląsk przedstawiać: lamentując nad śląską historią, pogranicznością, pechem dziejowym, nie, autor ukazuje dynamikę w górnośląskim, zabrzańskim kosmosie; daje mówić tej całej skomplikowanej górnośląskiej złożoności, ale bez toksyn i jadu, śląskich lamentów kolonialnych tutaj nie usłyszymy. Przepięknie skonturowane są dialogi, które pokazują rzemiosło, znajomość, sceny oraz filmowego planu. Wszystko jest zabawne, liryczne, straszne, każące poddać refleksji całą śląską dzisiejszą kondycję. Sztuka prowokuje do wysiłku przemyślenia Śląska, właśnie prze-myślenia, bo Śląsk jest przestrzenią TRUDNĄ.

Ta sztuka jest radykalna: bo przede wszystkim jest SZTUKĄ, potem dlatego, że pokazuje Górnoślązaków (tak jak może chciałby Eurypides), którzy męczą się życiem, zdradzają, kochają, uwielbiają Polskę i piłkę nożną, a tak samo dobrze czują się w Niemczech. Na tym to właśnie polega - na niejednoznaczności; niedookreślony jest bowiem i był zawsze zaiste Górny Śląsk.

Tutaj to widać: najpierw musi być dobry pomysł - pokazuje ten tekst - a potem wkładanie regionalnego śląskiego języka i całych tych lokalnych bebechów. Sam język regionalny, obawiam się, już się dzisiaj na scenie nie wybroni. Autor przeskoczył zatem poniekąd dokonania Neinerta i Janoscha, a także "Polterabend" Stanisława Mutza. Właściwie stworzył nową jakość, mówię to z satysfakcją, o jakiej autor niniejszych uwag również swego czasu marzył.

Sympatię zyskują postaci sztuki od razu, chce się z nimi być i rozmawiać, a może wtrącić coś o dobrym fryzjerze z Katowic, Mikołowa czy Rybnika. Klementyna jest taka, że się w niej kochamy na zabój od samego początku. A kim ona jest? Wróżką, aniołem, jakąś taką świętą dziwką, matriarchatem wcielonym, boskim ciałem śląskim? Nie wiemy! Ale zawsze już o tej Klementynie będziemy śnić i roić, jak ksiądz z sztuki (ukazany jako teolog zadający pytania, mający wątpliwości, czyli taki teolog, jakiego w Polsce nie spotkamy, a jakiego spotkać chcielibyśmy). Bawimy się i płaczemy, jesteśmy w teatrze, jesteśmy w Zabrzu!

Wierzę, że tekst sztuki może pozytywnie wpływać i inspirować. Taki lokalny teatr z regionalnymi komunikatorami trzeba tworzyć. Ale poziom, który wyznaczył pan Mackiewicz jest wysoki i długo nikomu łatwo nie będzie, by mógł Mackiewicza ot, tak sobie przeskoczyć i pobiec dalej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji