Artykuły

Codzienne życie Danuty W.

"Danuta W." w reż. Janusza Zaorskiego w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w tygodniku Wprost.

Jest coś niecodziennego w tym, że Krystyna Janda, pokazując wreszcie przedstawienie, któremu niemal bez reszty poświęciła kilka miesięcy życia, tak bardzo kryje się za swoją bohaterką. "Danuta W." zadaje kłam pojawiającym się jeszcze tu i ówdzie opiniom, że Janda jest zawsze w centrum swojego teatru - ekspresyjna, rozsadzająca scenę energią nie do poskromienia. Tym razem obsadziła samą siebie w roli medium. Przychodzi do Teatru Polonia, aby przekazać nam historię Danuty Wałęsowej i szczerze mówi, że nie czeka na brawa, bo należą się one bohaterce spektaklu. Aktorka dzięki "Człowiekowi z marmuru" oraz "Człowiekowi z żelaza" (w tym filmie świadkiem na ślubie Birkuta-Radziwiłowicza i Agnieszki-Jandy był Lech Wałęsa) stała się jedną z artystycznych ikon "Solidarności". A dziś w autobiografii żony przywódcy związku odnalazła opowieść o życiu trudnym, czasem pięknym, czasem gorzkim. O świecie, gdzie liczą się najbardziej podstawowe wartości - Bóg, honor, ojczyzna - i wcale nie brzmi to patetycznie, a tym bardziej śmiesznie. Odkryciem przedstawienia w Polonii, a wcześniej książki "Marzenia i tajemnice", jest bowiem udostępnienie nam wszystkim domowej historii rodziny Wałęsów, która w ujęciu Danuty ważniejsza jest od gazu na ulicach, przełomu roku 1989, a potem prezydentury Lecha. Nie znaczy to, że dziejowe fakty odarto tu z wagi - znaczy tylko tyle, że tym razem ustąpiły miejsca codzienności.

W adaptacji Krystyny Jandy nie ma recenzowania towarzyszy walki Lecha Wałęsy, jest tylko trochę ironii w opisaniu jej roli w związkowym kotle. Gros przedstawienia zajmuje prywatna historia żony, która musi zdecydować pomiędzy absolutnym podporządkowaniem sprawie a własnym życiem. Dlatego tak mocno wypada fragment o podróży do Oslo po Nagrodę Nobla, odebranej jako pierwsze usamodzielnienie się, oraz relacja bohaterki z Janem Pawłem II. Janda pokazuje to bez cienia egzaltacji, mówi ściszonym głosem, czasem celowo bezbarwnie. Każe podążać nie za sobą, ale za opowieścią Danuty. I dzieje się tak, że pani Wałęsowa staje się w przedstawieniu Danutą W., czyli każdą kobietą, która przeżywa podobnie. To jest największy sukces tego spektaklu. Tylko jedno się nie sprawdziło - przesuwające się za plecami Jandy ruchome obrazy, filmy z historii Polski ostatnich czterech dekad oraz migawki z rodzinnych stron bohaterki i z domu Wałęsów. Zmontował je reżyser Janusz Zaorski, ale osiągnął efekt odwrotny do zamierzonego, popadając w tautologię. Tak czy inaczej w sprawie "Danuty W." werdykt jest jasny: iść koniecznie!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji