Artykuły

Okruchy dzieciństwa i mroczne historie klaunów

"Tajemnicze dziecko" z Teatru Lalka w Warszawie, "Domy Klaunów" z Merlin Puppet Theatre z Aten oraz "Balladyny i romanse - szkic" z PWST w Krakowie - filii we Wrocławiu na XIX MFTL "Spotkania" w Toruniu. Piszą Agnieszka Straburzyńska-Glaner, Agnieszka Kalasińska, Magdalena Koc, Arkadiusz Stern i Alicja Gruszka w Kurierze Festiwalowym.

OKRUCHY DZIECIŃSTWA

Podobno w momencie, kiedy przestajemy miewać sny o lataniu, oznacza to, że bezpowrotnie umiera w nas dziecko, że sposób, w jaki odbieramy świat, podlega już kategoriom czysto racjonalnym. Spektakl "Tajemnicze dziecko" w reżyserii Mariána Pecko wg scenariusza Emilii Hoffmanowej, to opowieść oparta na motywach mało znanej baśni autora "Dziadka do orzechów" - E.T.A. Hoffmanna. Tytułowe tajemnicze dziecko jest figurą dziecięcej fantazji, naiwnego, lecz prawdziwie urzekającego sposobu widzenia otaczającego świata. W realizacji aktorów Teatru Lalka z Warszawy ożywa zawarta w baśni Hoffmanna magia, dzięki której zarówno widzowie dorośli, jak i najmłodsi, mogą się przenieść w świat imaginacji i czarów.

Ramę opowieści stanowi historia dwojga staruszków, dla których przypadkowe spotkanie w parku staje się okazją do powrotu w czasy młodzieńczej beztroski. Oboje jednak pod maską starczej powagi kryją w sobie pragnienie przeżycia czegoś niezwykłego. Okazją ku temu jest opowiedziana przez mężczyznę historia dwójki dzieci o imionach Krystynka i Feliks. Ich dzieje to historia ubogiej, choć szczęśliwej i beztroskiej młodości spędzanej na wielogodzinnych zabawach w lesie, w otoczeniu przepięknej przyrody. To historia spotkania z wyimaginowanym tajemniczym dzieckiem, które jako przewodnik po świecie zabaw stało się dla nich towarzyszem wielu przygód. To wreszcie pierwsze spotkanie z rzeczywistością nauki, której ostateczny tryumf zdaje się nieubłaganie zbliżać wraz ze złowrogą personą guwernera Inkausta. Na szczęście - jak na dobrą bajkę przystało - demoniczny nauczyciel zostaje pokonany, a tajemnicze dziecko nie ginie bezpowrotnie. Ukryte głęboko w zakamarkach podświadomości, gotowe jest przybyć na każde zawołanie.

Przywołana w słowach starszego mężczyzny historia Krystyny i Feliksa budowana jest na scenie przy pomocy niewielkich marionetek (tu wyrazy uznania należą się Evie Farkašovej, odpowiedzialnej także za wprowadzające ducha epoki kostiumy), które,dzięki niezwykłej sprawności animujących je aktorów, współtworzą atmosferę dziecięcej zabawy. Ten miniaturowy cudowny świat niejako rozmywa się w tym, co przynależy do rzeczywistości dorosłych. Scenografia Pavola Andraško otwiera bowiem bogate perspektywy przenikania się magii i realności, punktów widzenia wewnętrznej fabuły i zewnętrznej ramy narracyjnej. Wszystkie składniki całości współgrają niezwykle harmonijnie, a dźwięk oraz ciepłe kolory budują atmosferę dziecięcej fantazji.

"Tajemnicze dziecko" to opowieść zabawna i mądra. Ważna, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy priorytetem jest pokaźna liczba kursów i certyfikatów zdobywanych przez dzieci. Być może jeszcze nie jest za późno na uświadomienie sobie, że dziecięca zabawa i bujanie w obłokach wcale nie są tak bezproduktywne, jak nam dorosłym, życiowo mądrym i doświadczonym mogłoby się zdawać. Może nie jest jeszcze za późno, by przekonać się, że w głębi ducha wciąż jesteśmy dziećmi?

Agnieszka Straburzyńska-Glaner

***

ODNALEŹĆ W SOBIE DZIECKO

Teatr Lalka z Warszawy spektaklem pt. "Tajemnicze dziecko" w reżyserii Mariana Pecko rozpoczął trzeci dzień Festiwalu. Przedstawienie powstało na podstawie baśni E.T.A Hoffmana, znanego polskim odbiorcom przede wszystkim jako autor "Dziadka do orzechów".

Park jesienią. Ogołocone z liści drzewo, kilka zielonych klombów, biały aniołek stojący na cokole, duże zdjęcie złoto-czerwonych koron drzew w tle. Park ten jest miejscem, w którym chętnie przebywa dwoje starszych ludzi. On porusza się na wózku inwalidzkim i lubi karmić wyimaginowane gołębie. Ona często chadza na samotne spacery. Pewnego dnia przypadkiem się spotykają. Wytwarza się między nimi wyjątkowa więź: łączy ich nostalgia za dawnymi czasami, potrzeba obecności drugiego człowieka i pokłady wyobraźni, pozwalającej im zmieniać otaczający, szary świat. Bohaterowie postanawiają opowiedzieć sobie historię o rodzinie, dla której fantazja stanowi jedną z największych wartości.

"Tajemnicze dziecko" zabiera widzów w podróż pełną tęsknoty, ale także ciepła i humoru. Aktorzy, grający zarówno w planie "żywym", jak i animujący z imponującą sprawnością drobne marionetki, kreują postaci wzbudzające bardzo wiele sympatii. Wyjątkiem są oczywiście czarne charaktery - snobistyczni minister i jego żona, a także przysłany dla ich ubogich bratanków nauczyciel. Właśnie postać Magistra, zamieniającego się za przyczyną wyobraźni dzieci w dużą muchę zasługuje na szczególną uwagę. Jego czarny strój: ciężkie buty na wysokich

koturnach, także obcisły kostium i peleryna, wymuszają na nim przyjmowanie pokracznych figur.

Scena, w której rodzina walczy z Magistrem-muchą jest po prostu świetna. Potyczka zamienia się w taneczną sekwencję ruchów, pełną energii oraz humoru. Takich momentów, w których możemy podziwiać proste i zabawne układy choreograficzne, jest w tym spektaklu więcej i stanowią one jego duży atut.

Przedstawienie jest traktatem o wyobraźni, która staje się antidotum na nudę, smutki i lęki życia codziennego. Rodzeństwo, Krystynka i Feliks, znajdują w lesie tajemnicze dziecko: małego anioła stróża ich pełnych fantazji zabaw. Starsi bohaterowie z melancholią wspominają czasy, kiedy i oni potrafili rozmawiać z tą istotą sprawiającą, że świat wydawał się być pełen magii. Również w widzu rodzi się żal za utraconą dziecięcą beztroską. Spektakl daje jednak również nadzieję: niezależnie od wieku możemy odnaleźć w sobie dziecko. Ono wciąż w nas tkwi (czasem tylko bardzo głęboko) i to właśnie dzięki niemu jesień naszego życia może być złota, a nie szara i brudna.

Dwoje głównych bohaterów podaje receptę na szczęście. Należy "zjeść kawałek ciasta, wyjść na świeże powietrze, stanąć o własnych nogach... i rozmawiać." Spotkanie z Teatrem Lalka było rozmową wzruszającą, ale także napełniającą dużą dawką ciepła, tak potrzebnego w te zimne, jesienne dni.

Agnieszka Kalasińska

***

MROCZNE HISTORIE KLAUNÓW

W trzecim dniu Spotkań licznie zgromadzona na małej scenie teatru publiczność doczekała się pokazu eksperymentalnej sztuki "Domy Klaunów" w wykonaniu Merlin Puppet Theatre. Problematykę przedstawienia, które zostało podzielone pięć odrębnych historii, sprowadzić można ogólnie do nieszczęścia i pustki egzystencji głównych bohaterów. Pomimo mrocznego nastroju i nieustannego napięcia nie zabrakło w "Domach Klaunów" absurdalnych sytuacji i przejaskrawionych obrazów, doprowadzających widownię do śmiechu.

Na początku pojawiło się wyłącznie niewyraźne, niebieskie światło oraz muzyka - oba te elementu stanowiły później niezbędny element podtrzymujący ramy kompozycyjne świata kilkunastocentymetrowych lalek. Pierwsza z nich umieszczona została w fotelu, gdzie zajadała się ostentacyjnie makaronem. Wspaniałym rozwiązaniem było w tej scenie wykorzystanie muzyki i efektów dźwiękowych charakterystycznych dla narracji telewizyjnej. Ujmująca była też sama postać mężczyzny, który przeskakując z kanałów sportowych, przez horrory dotarł do pornograficznej ekstazy. Etiuda - jak wszystkie następne - zakończyła się nagłą śmiercią bohatera. Obraz unoszącego się samoistnie telewizora, który napada na swojego właściciela i pozbawia go istnienia - ukazany w teatrze lalkowym - to zdecydowanie koncepcja na miarę XXI wieku.

Pierwsza (między innymi) scena pokazała, że główną rolę w spektaklu "grać" będą rutyna i nuda. Są one podkreślone monotonnym, powtarzającym się motywem muzycznym. W kolejnej scenie "Domów Klaunów" pojawia się samotna matka obarczona codziennymi obowiązkami. Szczególną uwagę zwracają zdeformowane dźwięki dochodzące z miniaturowego odkurzacza, a także te uwypuklające czynność ssania mleka z piersi kobiety - przez niemowlę. Niesamowity efekt powodowany przez formę przedstawienia dramatyzuje kolejną śmierć. Sprzęty domowe ponownie doprowadzają do absurdalnych sytuacji, dzięki czemu nie stanowią wyłącznie nic nieznaczącego elementu wystroju.

Poza scenografią i ciekawie prowadzoną narracją tych kilku historii, godna uznania jest praca animatorów lalek, którzy z jednej strony tworzą stereotypy świata jakie znamy w naszej rzeczywistości, a z drugiej są elementem eksperymentu, który nie byłby możliwy w innym rodzaju teatru. W spektaklu Merlin Puppet Theatre nie brakuje również postaci poruszających się za pomocą gry świateł i cieni. To właśnie bohaterowie drugiego planu, wprowadzający w życie hałas i kłótnie stanowiące dobry kontrast dla znieruchomiałej lalki.

Namiętny płacz kobiety z ostatniej sceny, w której zmaga się z myślami samobójczymi powinien wzbudzać litość, empatię czy choćby prowokować humor. Przyznaję szczerze, że mnie wprowadził w zakłopotanie i zastanowienie: jaki jest sens takiej koncepcji przedstawienia, który odrealnia dramaty życia? Może właśnie taki, że wprowadził niesamowite napięcie, które pozostało we mnie jeszcze długo po spektaklu.

Magdalena Koc

***

Clowns' Houses

Rutyna zabija, dosłownie. Pochłania totalnie człowieka, młodego czy starego, niezależnie od pochodzenia, statusu majątkowego i sytuacji rodzinnej. Trzeciego dnia SPOTKAŃ zobaczyliśmy spektakl poruszający tak bardzo, że widownia wpadła w stany skrajne - od zachwytu przez oburzenie i rozdrażnienie... aż do ataku histerycznego śmiechu. Grecki Merlin Puppet Theatre w konkursie zaprezentował spektakl lalkowy "Domy Klaunów" ("Clown's Houses"), przedstawienie o porażającej samotności, ironicznie ucinające jak gilotyna w naszych głowach powtarzalną codzienność, rytmy przyzwyczajeń, norm powszechnych, słowem to, co wbija się nam do głów od najwcześniejszego dzieciństwa.

Na pudełkowej, zaciemnionej scenie zobaczyliśmy kolejno dwa niewielkie mieszkania, biuro, balkon oraz dach, ujrzeliśmy życie dotkliwie zamknięte w klaustrofobicznym transie, tragiczny los sześciorga postaci, lalek jakby ślepych, którym łatwiej jest umrzeć, niż tkwić dalej w całkowitym odrętwieniu. Są brzydcy i smutni, zahipnotyzowani w swoich wydawałoby się bezpiecznych światach. Jak staruszek przed telewizorem, co odbiera bodźce płynące z niego gestami dziecka: gdy drży ze strachu przy horrorze, a potem pokrętłem zmienia kanał to na mecz piłkarski, to na program erotyczny. Ilu z nas dziś tak spędza wieczory? Nawet wygodniej, bo z palcem na pilocie. Ile jest matek umęczonych wychowaniem niemowlaka, w poporodowej depresji, nieobecnych, dzierżących w dłoniach broń w postaci mopa do podłogi i dziecko przy piersi pełnej mleka? Iluż jest starych ludzi, niby "szczęśliwych", bo przy rodzinie - ale bez własnego miejsca, gdy za plecami toczy się życie młodych, zrzędzi upiornie córka, szaleją wnuki - a oni potrzebują tylko chwili ciszy. Przerysowani, tragicznie groteskowi; a gdy jeszcze w kolejnych scenach pojawia się pazerny bankier (liczący kolejne miliony na swej maszynce do money), oraz zblazowany punk na dachu z młodą samobójczynią, to już wiemy, że znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Czy odbiją się od trampoliny i uwolnią z obojętności? Tak, z tym, że Merlin Puppet Theatre je "wyzwoli" w ten sposób, że brutalnie zabije .

"Domy Klaunów" to czarna komedia jak z makabresek Topora, czy filmu "Delikatessen" Caro i Jeuneta, jednak lalki doskonale animowane przez założycieli Merlin Puppet Theatre: Demy Papada i Dimitris Stamou, w przeciwieństwie do dzieł wspomnianych, nie wchodzą we wzajemną interakcję, są bowiem maksymalnie egoistyczne i głuche na życie. W swych wnętrzach pozostają same, często zapadając w osobliwy letarg. Także jedyna scena, w której widzimy punka z dziewczyną na dachu nie prowadzi do szczęśliwego finału. Autorzy spektaklu zupełnie nie sugerują nam motywów postępowania postaci, wszystko dzieje się w zamkniętych kolejnymi scenami pokojach ludzi tak samotnych, że wybawić może ich tylko ironiczna wizja apokalipsy. Ich prywatnych światów na opak, pokazanych może trochę zbyt literalnie w swej makabrze, ale czarny humor, po który sięgnęli twórcy spektaklu - miał chyba stłumić nieco tę "moralizatorską" dosłowność.

Animacja niewielkich lalek doskonała, w spektaklu zobaczyliśmy także teatr cieni i ożywianie obiektów genialnej scenografii: wnętrz sprzed kilku dekad, dopracowanych do absolutnego szczegółu i zmienianych przez parę aktorów po kolejnych scenach, w absolutnych ciemnościach. W tle fortepianowa muzyka Achilas'a Charmpilas'a i recytowane niskim głosem lektora, fragmenty twórczości brytyjskiej poetki Edith Sitwell, które jeszcze wzmacniają mroczną estetykę tego spektaklu. Pierwszego przedstawienia Merlin Puppet Theatre dla dorosłych i młodzieży, które w lipcu tego roku zdobyło pierwszą nagrodę na 20. Montenegro Puppet Festival. Na razie "Dom Klaunów" są moim faworytem także do głównej nagrody SPOTKAŃ!

Arkadiusz Stern

***

ZNIEBAZSTĄPIENIE

"Dzień dobry, nazywam się Narracja. Jestem rodzaju żeńskiego, jak wszystko co ma sens" - tymi słowami, już w teatralnym foyer, rozpoczął się spektakl studentów wrocławskiej filii PWST w Krakowie pt. "Balladyny i romanse - szkic" w reżyserii Konrada Dworakowskiego. To właśnie postać Narracji - tudzież Mojry i Przerwy - (w wykonaniu Anny Makowskiej-Kowalczyk) tkała i spajała całą opowieść. Pierwsza wypowiedziana kwestia pokazała, że reżyser w luźny sposób będzie sięgać po tekst Ignacego Karpowicza, którego książka znalazła się w finale nagrody Nike (zresztą, co ciekawe, bogini zwycięstwa pojawi się też na scenie osobiście).

Gdy widzowie już wygodnie rozsiedli się w fotelach, rozpoczęła się seria scenek z lalkami w roli głównej. Postaci, animowane przez aktorów w czarnych kombinezonach, zmagały się z codziennością: od zwyczajnych czynności do miłosnych uniesień. Aktorzy ożywiali lalki "użyczając" im dłoni, sugestywnie podkładając też głosy. Później przestrzeń sceniczna została poszerzona. W postaci bogów wcielili się już sami aktorzy. W początkowej scenie każda z postaci przedstawiała się osobiście: Atena ("Przebiłam się do głowy Zeusa, co nie przedstawiało większych trudności, albowiem mózg miał on podłączony do jąder, jak większość mężczyzn"), Jezus ("Jestem bardzo popularny, od dwóch tysięcy lat na topie. Występuję głównie w Biblii, która jest obok "Hair" największym musicalem wszech czasów"), Balladyna ("Nazywam się Balladyna. Prowadzę wspólnie z Grabcem firmę cateringową. Firma nazywa się Alina Spółka Niebieska"), wreszcie Nike, Afrodyta, Eros, Lucyfer i Ozyrys. W kolejnych scenach przestrzeń gry znów poszerzono: aktorzy wchodzili w interakcję z widownią, Balladyna częstowała "ambrozją", a Narracja namawiała do wspólnego "dmuchania" (bo postaci "tego potrzebowały"). Na wyróżnienie w tym wieloplanowym spektaklu z pewnością zasłużyli: nad wyraz zaradna Balladyna (Karolina Gorzkowska), rozpieszczony Jezus (Łukasz Batko) oraz dostojny i zdziwaczały Ozyrys (Paulina Raczyło).

Opisać należy ponadto oryginalne, podkreślające "cielesność", stroje bogów autorstwa Mariki Wojciechowskiej (składały się głównie z elementów bielizny i cielistych trykotów). Ciekawie ukazano również boskie atrybuty (Eros z narysowaną strzałą, zabandażowany Ozyrys), które podkreślały groteskowość sytuacji. Ponadto projekcje Michaela Greena wyświetlane na zaskakujących przedmiotach (usta Chińskiego Ciasteczka na rozwałkowanym cieście, czy usta Diabła na blaszanej misce, czy też emitowanie niemieckiego porno w wersji lalkowej), efektownie współgrały z przedstawieniem.

Gromkie brawa, które rozległy się po spektaklu świadczą o tym, że aktorzy wraz z reżyserem, mimo drobnych defektów, podbili serce publiczności. I to chyba najlepsze podsumowanie tego spektaklu.

Alicja Gruszka

Na zdjęciu: "Domy klaunów"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji