Artykuły

"Ty nie masz serca, ty masz szpony"

"Sex Machine" w reż. Adama Nalepy na Scenie Przodownik w Warszawie. Pisze Marek Kubiak w serwisie Teatr dla Was.

Nie znajdziemy w tym spektaklu przełomowych rozwiązań inscenizacyjnych, nie ma tutaj ani nowatorskich technik reżyserskich, ani rzucających na kolana zabiegów o odpowiednią, ba, może nawet zapierającą dech w piersiach oprawę surowego tekstu; w płaszczyźnie przekazu ta sztuka zdaje się potwierdzać prawdy już dawno poznane i dość oczywiste. A jednak to bardzo dobry spektakl, który warto obejrzeć. Dlaczego? Otóż dlatego, że zbudowany jest na ascetycznej formie przy starannym doborze dwóch kluczowych, a jakże często w dzisiejszym teatrze zaniedbywanych elementów: dobrego tekstu właśnie i świetnej gry aktorskiej. Tylko, a może aż tyle potrzeba było, by stworzyć "Sex Machine" T. Mana na Scenie Przodownik w ramach Laboratorium Dramatu.

To zbudowane na wzór antycznego dramatu studium relacji matka-syn, prezentuje odcień macierzyństwa, którego najczęściej nie chciałoby się doświadczyć. Nadopiekuńcza matka, która poświęca całe swoje życie jedynemu dziecku, przelewając na niego każdą kroplę swojej atencji, miłości, instynktów, prędzej czy później musi zapłacić cenę znienawidzenia i odrzucenia przez osaczonego emocjonalnie syna. Ciekawe jak schematy wydają się w tym wypadku powielać i jak powtarzalne scenariusze rządzą tą dynamiką uczuć. Matczyna troska i ciepło uczuć stopniowo przybierają na sile i idą w parze z poczuciem wyrzeczeń, jakie niesie za sobą macierzyństwo; zaczynają się zmieniać w trudną do uniknięcia pułapkę, aż do momentu, kiedy z ust syna padają bolesne słowa: "Ty nie masz serca, ty masz szpony". Dwie osoby, które były dla siebie dotąd jedynym światem, w kontekście pojawienia się "tej trzeciej" - narzeczonej syna, nagle stają się największymi wrogami zwalczającymi się nawzajem. Miejsce czułych wyznań, beztroskich uśmiechów, będących ostoją bezpiecznego schronienia, w ułamku sekund stają się przesączonym jadem obwinianiem; łzy rozczarowania i zranienia oraz z jednej strony chęć ucieczki, a z drugiej desperackie próby ostatecznej manipulacji, szantażem emocjonalnym. W takim "rozdaniu" trudno stanąć po czyjejkolwiek ze stron, a obserwowany z dystansu rozwój sytuacji zaczyna boleć widza, jakby był jedną z postaci dramatu.

I choć niby to nic nowego, bo każdy jest na swój sposób świadom, jak taka relacja może się rozwinąć i potoczyć dalej, to właśnie w tym tkwi moc spektaklu i trudno przejść obojętnie obok prezentowanego na scenie kalejdoskopu emocji.

Doskonałą rolę w zarysowaniu kanwy opowiadanej historii odegrał chór; swoim wprowadzeniem i zamknięciem niczym zręczną klamrą nadaje całości lekkości; reszta, to już nie tylko zwykły tok narracyjny, ale zbitka cytatów, wypowiadanych zdań, strzępki rozmów, które w bardzo precyzyjny sposób nakreślają sedno zdarzeń. Jak na Laboratorium Dramatu przystało, sięga się tutaj po najprostsze, ale szlachetne w swej prostocie pomysły. Ta surowość i asceza środków wyrazu, to dla mnie największy walor tego przedstawienia. W dzisiejszych czasach rozbuchanych idei - wydmuszek, wodotrysków scenicznych kompletnie bez znaczenia, to bardzo krzepiące obejrzeć w teatrze coś tak pełnego treści i znaczenia, co jednocześnie jest teatrem organicznym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji