Artykuły

Danuta dała siłę Lechowi

"Danuta W." w reż. Janusza Zaorskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Bez poświęcenia i siły Danuty Wałęsy nigdy nie byłoby Lecha Wałęsy - taka myśl przebija z monodramu "Danuta W." w wykonaniu Krystyny Jandy i reżyserii Janusza Zaorskiego

Danuta Wałęsa przez lata całe pozostawała w cieniu swojego męża: kolejno działacza wolnościowej opozycji, przewodniczącego Solidarności, laureata Pokojowej Nagrody Nobla, prezydenta wolnej już Polski. Do czasu. W ostatnich miesiącach o wiele więcej mówi się o autobiografii byłej pierwszej damy "Marzenia i tajemnice" niż o coraz mniej aktywnym publicznie Wałęsie. Właśnie obszerna książka Danuty Wałęsy stanowi podstawę monodramu "Danuta W.", wspólnej produkcji warszawskiego Teatru Polonia i Teatru Wybrzeże. "Danuta W." przedstawia typ bohaterki nieczęsto spotykany we współczesnym - coraz mocniej lewicującym - polskim teatrze. Tytułowa Danuta W. to kobieta prostolinijna, przykładna i oddana mężowi żona, matka ósemki dzieci, katoliczka zapatrzona w papieża Jana Pawła II. W przedstawieniu poznajemy losy Danuty - a może nawet bardziej Danuty i Lecha Wałęsów - od ślubu w 1969 r. praktycznie do dnia dzisiaj szego.

Jednak w opowieści tej niewiele jest nazwisk, dat i faktów. Danuta Wałęsa nie kreśli historii Solidarności, biografii swojej czy męża, nie portretuje wnikliwie PRL-owskiej rzeczywistości - choć wszystkie te elementy i w książce, i w spektaklu się pojawiają. Monolog bohaterki "Danuty W." jest przede wszystkim opowieścią żony i matki, historią mocno osobistą, zbudowaną głównie na emocjach. I to emocjach silnych, udzielających się widzowi. Mamy tu między innymi żal do męża o to, że poświęcał jej i dzieciom za mało uwagi, poniżenia przy kolejnych rewizjach UB, smutek po śmierci Papieża czy radość z autentycznej ludzkiej solidarności (tej pisanej małą literą) w Sierpniu '80.

Emocje udzieliły się też grającej w "Danucie W." Krystynie Jandzie, aktorce z ogromnym przecież doświadczeniem. Na scenę w trakcie czwartkowej prapremiery wyszła niezwykle zdenerwowana, a po paru zdaniach zacięła się i na kilkanaście sekund przerwała przedstawienie. W dalszych fragmentach też trudno było stwierdzić, czy urywane, często nieskładne i mocno chaotyczne zdania wygłaszane przez bohaterkę to świadomy zabieg reżyserski, czy efekt stresu aktorki. Skłaniam się raczej ku temu drugiemu. Tak samo prawdziwe, a nie udawane, wydawały się ścierane ukradkiem przez Jandę łzy.

Ta emocjonalna, niezwykle osobista wypowiedź została ubrana - tak jak można się było tego spodziewać - w bardzo prostą formę teatralną. Formę bardzo nieciekawą jednocześnie. Krystyna Janda nie usiłuje upodobnić się fizycznie do pierwowzoru postaci, nie naśladuj ej ej intonacji czy gestów. Warszawska aktorka przez dwie i pół godziny (to jeden z najdłuższych monodramów, jakie widziałem) opowiada historię swojej bohaterki w kuchni, w trakcie pieczenia szarlotki. A dokładniej - w trakcie udawania jej pieczenia, bo ciasto, skompilowane z gotowych półproduktów, do piekarnika trafia w pierwszych minutach przedstawienia. I na koniec spektaklu jest gotowe.

Oszczędna i funkcjonalna jest tu scenografia. To prosty, wysoki stół kuchenny, z misami, deskami do krojenia i słoikami z mąką. Pod nim stoi cały przeszklony piekarnik, w którym piecze się ciasto. Z prostą scenografią kontrastują wyświetlane w tle filmy - czarno-białe, w większości archiwalne zdjęcia, zwykle dosłownie ilustrujące wątki z opowieści bohaterki: choćby zimę stulecia, sierpniowy strajk, stan wojenny czy wizytę delegacji Solidarności u Jana Pawła II. Na pierwszy plan wybijają się dwa materiały: wystąpienie Danuty Wałęsy w imieniu męża przed Komitetem Noblowskim w Oslo (to jedyny fragment wideo z dźwiękiem) oraz zamykające przedstawienie, współczesne zdjęcia autorki "Marzeń i tajemnic" w domu i ogrodzie (to dla odmiany jedyne kolorowe fragmenty).

Właściwie wszystkie elementy tego nieudanego spektaklu pełnią rolę służebną wobec słowa. Bo to głos Danuty Wałęsy - powtarzany tylko przez Krystynę Jandę - jest tu głównym bohaterem. Postać żony przywódcy Solidarności nabiera tu wręcz pomnikowego charakteru. To ona stanowiła ciągłe wsparcie, ona zajmowała się domem i dziećmi, ona zastępowała Lecha, gdy to było potrzebne. "Jako żona na pewno się sprawdziłam. Jako matka nie" - mówi ustami Jandy w jednym z najbardziej wzruszających fragmentów Danuta W. Bez poświęcenia i siły Danuty Wałęsy nigdy nie byłoby Lecha Wałęsy - taka myśl przebija z całego monodramu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji