Artykuły

Michael J. - Trickster, Mesjasz, Narcyz, Piotruś Pan

Michael Jackson w ogóle nie dawał wyraźnych sygnałów dotyczących swojej seksualności, może grał w jakąś inną grę tym tematem. Może był przypadkiem seksualnej kastracji, współczesnym Farinellim? - pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Wczoraj w Teatrze Wybrzeże miała miejsce niezwykła prapremiera: dramaturg Jolanta Janiczak oraz reżyser Wiktor Rubin przygotowali spektakl "Tak powiedział Michael J.", inspirowany historią życia i twórczości Michaela Jacksona. Przedstawienie - prezentowane w ramach jesiennego aneksu do Festiwalu Wybrzeże Sztuki - nie będzie jednak typową biografią, próbą dosłownego odtworzenia wydarzeń z życia muzyka lub, tym bardziej, okoliczności jego śmierci. Spektakl ma być rodzajem baśni czy metaforycznej przypowieści o tej zmitologizowanej przez kulturę popularną postaci. Sam tytuł sztuki jest odwołaniem do "Tako rzecze Zaratustra" Fryderyka Nietzschego.

Trójmiejscy widzowie mieli przedstawienie obejrzeć już w połowie marca. Premierę odwołano jednak zaledwie dwa dni przed jej terminem. Ścięgno zerwał wtedy Dawid Ogrodnik - aktor, który miał gościnnie zagrać Michaela Jacksona. Teraz w główną rolę wcieli się Piotr Biedroń, młody aktor Teatru Wybrzeże.

Rozmowa z Jolantą Janiczak i Wiktorem Rubinem

Mirosław Baran: Słuchaliście Michaela Jacksona?

Wiktor Rubin: - Trudno go było nie słuchać. Jestem z pokolenia wychowanego na MTV, a Jackson był gwiazdą tej stacji, w kółko były tam pokazywane jego piękne teledyski. No i każdy z nas chciał tańczyć tak jak on.

Jolanta Janiczak: - Nigdy nie byłam wielką fanką żadnego wykonawcy ani zespołu, ale Michael Jackson przywołuje miłe skojarzenia z dzieciństwa, z pierwszych dyskotek.

Macie jakieś jego płyty?

WR: - Ja chyba coś miałem. Jeszcze na kasetach.

Teraz pewnie słuchacie go więcej?

JJ: - Szczerze mówiąc w ogóle, tylko oglądałam teledyski, koncerty. W badaniu postaci MJ najbardziej płodny okazał się obraz. Wszelki materiał ikonograficzny, jaki po nim pozostał. Obraz jego twarzy, raczej drogi jego twarzy. Proces obrazowania, upamiętniania wizerunku MJ daje się czytać jak podróż przez mity, którymi posługiwał się MJ. A może one się nim posługiwały - tego nie wiemy. Trickster, Mesjasz, Narcyz, Piotruś Pan.

Większość ludzi traktuje MJ jako niewinną ofiarę show-biznesu. Naiwne wieczne dziecko, które niesie miłość, piękno i harmonię. I na początku pracy też czułam presję, że mam się pochylić. Po lekturze jego poezji, autobiografii, itp., wyłonił się wizerunek bardzo wieloznaczny. Wszystko, co MJ śpiewał i pisał, było inne niż jego twarz. Kiedy się przyjrzeć, wyłania się obraz osoby narcystycznej, z paranoidalnym stosunkiem do świata. Osoby infantylnej i lubiącej władzę. Kogoś nienasyconego, pełnego marzeń. Tragikomicznego bohatera romantycznego z wyraźnym kompleksem mesjasza. Cała jego autodestrukcja jest niby spektakularna, a jednak zamknięta szczelnie. MJ to bardzo trudny temat do opracowania. Podobno w Stanach już się za niego biorą filozofowie popkultury.

W kontekście funkcjonowania popkultury nazwisko Jacksona przywoływała choćby amerykańska profesor Marsha Kinder.

WR: - Oczywiście interesowaliśmy się MJ jako fenomenem popkultury. Po jakimś czasie jednak doszliśmy do wniosku, że pokazując go w ten sposób, będziemy tylko powielać to błędne koło. Dlatego trop popkultury porzuciliśmy zupełnie. Nie chcemy robić spektakli ilustrujących jakieś postaci czy zdarzenia. Podobnie było z MJ, musieliśmy z tymi wizerunkami i dorobkiem podjąć grę według swoich skojarzeń i swojej wrażliwości. "Tak powiedział MJ" jest próbą baconowskiego portretu. Francis Bacon mówił, że nie interesuje go sama w sobie abstrakcja, ale używa jej jako formy, poprzez którą może dotknąć realnego, jakieś istoty rzeczy. Nacinał, deformował, rozrywał portretowanych, dotykając ich rozpadu. Jego obrazy są wyabstrahowane z realizmu, ale celują w konkret. Bolesne miejsca. MJ zmaterializował coś na kształt takiego portretu. Jego twarz to obraz totalnego zmagania się z rolami społecznymi, czasem, którego nie sposób wyłączyć, a przede wszystkim z porządkiem ojców.

Jak długo powstawał tekst "Tak powiedział Michael J."? I czy zmienił się od marca?

JJ: - Materiałów zaczęłam szukać w październiku zeszłego roku. Sam tekst pisałam dwa miesiące. Czytałam wszystkie biografie - to była straszna lektura - wywiady, teksty piosenek i wiersze. Na początku nie mogłam nic napisać. Czułam się przez te wszystkie wyprodukowane na jego użytek materiały manipulowana. Tak prawdopodobnie MJ manipulował swoimi odbiorcami.

Tekst się zmienił niewiele. Ale znęcałam się nad nim dwa miesiące i ciągle zmieniałam, żeby wrócić do prawie tego samego, tylko z większym zrozumieniem. To znęcanie się to była tak naprawdę chyba próba podporządkowania tekstu tezie, spójnej myśli, żeby był może łatwiejszy do wystawienia. I zrozumiałam dzięki temu, chociaż wiedziałam to zawsze i nigdy tak nie robiłam, że nigdy, pisząc o kimś, nie wolno próbować narzucać tezy, spójności, za wszelką cenę klarowności. Życie, biografie, wybory, dramaty nie są niczemu podporządkowane. Próbujemy sobie coś porządkować, układać i to się co chwila wywala, jakieś rozpoznanie świata po paru godzinach może okazać się nieprawdą. Bo traci użyteczność, potencjał, nie wiem...

WR: Pod względem gatunkowym "Tak powiedział MJ" jest czymś w rodzaju moralitetu. Postacie nie są stworzone według klucza psychologicznego, ale raczej według przynależności do pewnego typu ontologicznego - mają charakter alegoryczny, są uosobieniem pewnych idei, gatunkami raczej niż jednostkami, opisanymi często za pomocą jednej karykaturalnie wyolbrzymionej cechy. Moralitetu, gdzie dobro i zło się ze sobą zlewają i trudno je oderwać od siebie. MJ podsuwa pewne skojarzenia z Zaratustrą Nietzschego. Spektakl nie jest wyświetleniem żadnej tezy, jest raczej serią pytań.

Co to za pytania?

JJ: - Dla mnie najważniejszym pytaniem, jakie MJ zadał swoim życiem, to pytanie o granice kreacji. I to, czy jest coś więcej niż kreacja, niż ciągłe, nieustanne tworzenia siebie. MJ jest tym pytaniem w skali makro oczywiście. Czy w jego przypadku pod tymi kreacjami była jakaś prawda? Moim zdaniem nie. Wydaje mi się, że prawda się gdzieś indziej lokuje, że nie jest ona pod spodem ukryta, zepchnięta i trzeba ją obnażyć. Dalej w tym temacie: Ja nie jest czymś danym czy stałym na bazie, którego buduje się jakieś role. Ja też jest kreacją. A prawda spod spodu przenosi się gdzieś pomiędzy kreacje, w nich przebłyskuje, w zderzeniach kreacji się właśnie pojawia. MJ przez lata staranie tworzył swój wizerunek, przebierał się, obnażał, grał sobą i swoimi wizerunkami. I mam wrażenie, że gry wizerunkiem w pewnym momencie mogły się wymknąć. Czasami autor tragedii staje się jej protagonistą i ofiarą. To właśnie było w tej postaci tragiczne.

WR: - Mam wrażenie, że pytanie o definicję człowieka powinno być dziś inaczej zadane niż przed wiekami. I MJ wydaje się idealną postacią do zadania tego nowego pytania. Pytanie o człowieczeństwo jest pytaniem o jego granice. Było to prostsze, gdy nie było jeszcze transplantacji, zapładniania in vitro, eutanazji, operacji plastycznych, biotechnologii, manipulacji genetycznej, za pomocą inżynierii genetycznej przekraczane są kolejne granice. Nowe zjawiska z dziedziny medycyny, biotechnologii zmuszają do innego przyglądania się sobie, swojemu życiu. Michael Jackson jest przykładem osoby, która te granice próbowała przesunąć.

Jaką osobą był MJ? Jak wam się wydaje po tych wszystkich lekturach i rozmowach?

JJ: - Totalnie niejednoznaczną. Jedyna rzecz, do jakiej miał zaufanie, to pewnie własny słuch. Ma też coś z dziecka, Narcyz, multiplikujący swoje odbicia. Nas interesowała bardzo nieodgadniona, nieoczywista seksualność MJ. I tu przechodzimy do tematu spektaklu. MJ próbował wyabstrahować się z rzeczywistości fizycznej, społecznej. W żaden sposób nie chciał się określić, dlatego tak trudno nawet po jego śmierci cokolwiek pewnego o nim powiedzieć. Społeczeństwo wymaga jednak jasnego określenia się, najlepiej na wszystkich płaszczyznach funkcjonowania, a nawet niefunkcjonowania też. Zwłaszcza na polu płci, rasy, seksualnej aktywności. Jeśli się nie określisz, ono i tak cię określi, jeśli się wycofasz, ono i tak cię dopadnie ze swoimi skłonnościami, gwałtem rozwieje wątpliwości.

WR: Seksualność MJ była czymś niepokojącym. Bez przerwy próbowano na nim wymusić jednoznaczne określenie się, zarzucając mu w końcu pedofilię, gdy etykiety homo - i heteroseksualne przestały doń przystawać. Jackson w ogóle nie dawał wyraźnych sygnałów dotyczących swojej seksualności, może grał w jakąś inną grę tym tematem. Może był przypadkiem seksualnej kastracji, współczesnym Farinellim? Reakcje ludzi, mediów, publiczności na ten brak jednoznaczności pokazują, jak społeczeństwo wymusza na nas czytelność, przejrzystość. A może jego kastracja była też operacją na emocjach (prawie 20-letnie uzależnienie od coraz mocniejszych środków przeciwbólowych), może dlatego potrzebował coraz większych figur mitycznych, żeby się wyrazić.

W spektaklu pojawią się fakty z życia MJ?

JJ: "Tak powiedział Michael J" jest spektaklem luźno inspirowanym postacią Michaela Jacksona. Nie jest to ilustracja życia i twórczości króla popu, znanego z prasy, filmów dokumentalnych i książek. To, czego mogliśmy się o nim dowiedzieć z książek-pomników ku czci lub skandali, nie było w ogóle inspirujące. Jego muzyka też nie jest bohaterem spektaklu. Z jego biografii wyciągnęliśmy kilka domysłów (bo trudno w przypadku MJ mówić o faktach), dotyczących jego relacji z rodziną, dziećmi, wszechobecnym doktorem. Ale i tak wszelkie zdarzenia są powykrzywiane, nie po to, żeby pokazać zewnętrzne wydarzenia, ale żeby dotknąć jakiegoś tematu, stanu, problemu, który go dotyczył.

Zmienił się aktor, który zagra w spektaklu tytułową postać. Czy z Piotrem Biedroniem zmienił się sam spektakl?

JJ: Przez ten czas lepiej zrozumieliśmy, dlaczego ten MJ nam tak nie dawał spokoju. I zmienił się spektakl, bo prawie wszystkie sceny są od początku wymyślone. Bohaterowi Piotrka Biedronia bliżej do Farinellego, bo przez niego czytamy MJ.

Piotr Biedroń ćwiczy na próbach taniec? Będzie moonwalk?

WR: Nie będzie prawie żadnej choreografii i żadnych klisz z MJ. Nie chcemy w tym spektaklu żadnej ilustracyjności ani dekoracyjności.

Jolanta Janiczak - dramaturg i dramatopisarz. Absolwentka psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jest autorką sztuk "James Bond: Świnie nie widzą gwiazd", "Joanna szalona; królowa" oraz "Ofelie". Wszystkie te teksty na scenie wyreżyserował Wiktor Rubin, z którym Janiczak regularnie współpracuje jako dramaturg.

Wiktor Rubin - absolwent socjologii na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST. Debiutował w 2006 roku polską prapremierą "Mojo Mickybo" McCafferty'ego przygotowaną w Teatrze Krypta w Szczecinie. Za ten spektakl otrzymał Grand Prix festiwalu Kontrapunkt 2006, Grand Prix Festiwalu Prapremier Bydgoszcz 2006 oraz wyróżnienie na festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych 2007. W Wybrzeżu przygotował dotąd dwa spektakle: "Lilla Weneda" Juliusza Słowackiego w 2007 roku (wspólnie z Bartoszem Frąckowiakiem) oraz wyśmienitą "Orgię" Piera Paolo Pasoliniego (wspólnie z Janiczak). Za ten spektakl Rubin i występująca w nim Dorota Androsz otrzymali nagrody teatralne Gdańska; Rubin, Androsz i aktor Marek Tynda za "Orgię" nominowani byli także do Sztormu Roku 2010 w plebiscycie Czytelników "Gazety Wyborczej Trójmiasto".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji