Artykuły

Król Roger - dzięki Trelińskiemu - nabrał nowego życia (fragm.)

Jeśli idzie o muzykę, to jeste­śmy raczej narodem symfoników niż mistrzów sztuki operowej. Wła­ściwie tylko Moniuszko dostarcza na­szym teatrom muzycznym godzi­wych utworów; jeśli gdzieś zabłąka się na scenę coś Żeleńskiego, Nowo­wiejskiego czy Różyckiego, to tylko na zasadzie ciekawostki, a ze współ­czesnych wprawdzie dla honoru do­mu wystawiamy po jednej insceniza­cji każdej opery Pendereckiego, lecz też wolimy grywać jego "Pasję", jego "Requiem", symfonie czy koncerty. W tej sytuacji "Król Roger" Szyma­nowskiego, ze swą wspaniałą muzy­ką, lśni niczym cenny brylant - powi­nien należeć do żelaznego repertu­aru wszystkich oper w kraju, nieste­ty, jest to brylant z dość istotną ska­zą: owszem, muzyka jest znakomita, ale libretto wręcz przeciwnie.

Pisane przez młodego Iwaszkie­wicza, przerabiane i poprawiane przez samego Szymanowskiego jest konstrukcyjnie nijakie, pozba­wione dramatycznych spięć, operu­jące pretensjonalnym językiem. Ja­kąkolwiek filozofię i głębię byśmy mu dorabiali, znajdziemy w nim je­dynie ekshibicjonistyczną, bizantyjsko-dionizyjską pochwałę miłości i radości życia, w konfrontacji ze skostniałym ponuractwem trady­cyjnych zasad i reguł wczesnego chrześcijaństwa. W tym starciu dwu kultur, dwu poglądów na życie i wiarę, miota się samotny Roger, odrzucający ostatecznie i jedną, i drugą skrajność, poszukujący - i odnajdujący - własnego Boga, w sobie... Mglista symbolika z jed­nej strony utrudnia percepcję utworu, z drugiej - daje inscenizatorowi spore pole manewru: powinien nadać wła­sny kształt temu, co w libretcie bezkształtne. Nową insceniza­cję "Rogera" w Operze Narodo­wej opracował Mariusz Treliński, wsławiony nie­dawną piękną wersją "Butterfly" na tej scenie. I tym razem nie zawiódł oczeki­wań: jego "Roger" to kameralny dys­kurs postaci, któ­re dramat swych wątpliwości i na­dziei noszą w so­bie, zmagają się ze światem i z wiarą, która ich osacza, krępuje, z której chcieliby się wyrwać, tylko - dokąd?... Tre­liński zabrał ze sceny chóry, roz­mieszczając je na balkonach teatru, przez co skameralizował akcję, dodał natomiast niemą postać Cienia - alter ego Rogera, su­gestywnym tańcem wyrażającego je­go wewnętrzne rozterki. Zlekcewa­żył wszystkie didaskalia Szymanow­skiego (na szczęście!), dając własną wizję opery i jej protagonistów, odre­alnił Pasterza-Dionizosa, przedsta­wiając go raczej jako zjawę, ducha, ja­ko szczęście, jakie nas fascynuje, za jakim podążamy, ale - czy możemy je osiągnąć?

W tej inscenizacji (w której waż­ną rolę odgrywa scenografia Borisa Kudlićki, kostiumy Magdaleny Tesławskiej i Pawła Grabarczyka) "Ro­ger" nabrał nowego życia, w odreal­nieniu mętnej i wątłej akcji przestały irytować pseudopoetycko-filozoficzne zawiłości libretta; Treliński odnalazł właściwy klucz, by przybliżyć dzieło Szymanowskiego dzisiejszemu wi­dzowi i słuchaczowi, a intrygująca oprawa plastyczna (niezwykle piękny III akt!) sugestywnie i logicznie do­pełnia muzykę Szymanowskiego. Mu­zykę znakomicie przygotowaną i po­prowadzoną przez Jacka Kaspszyka. Wśród solistów zachwycił przede wszystkim Wojciech Drabowicz w partii tytułowej, a także m.in. Krzysztof Szmyt (Edrisi) i Adam Zdunikowski (Pasterz). Izabela Kłosińska (Roksana) miała niestety na premie­rze problemy z głosem; szkoda, bo w swojej zwykłej formie byłaby nie­wątpliwie ozdobą tego spektaklu...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji