Artykuły

Miłobójcy, czyli początek sezonu w Teatrze Nowym

"Miłobójcy" w reż. Lecha Mackiewicza w Teatrze Nowym w Zabrzu. Pisze Wojciech Cydzik w Nowinach Zabrzańskich.

Gwara, mroczne piosenki Wojtka Byrskiego z zespołu Hasiok i Zabrze z czasu między rozpoczęciem budowy nowego stadionu a wielkimi derbami - to w największym skrócie "Miłobójcy, czyli koniec świata w Zabrzu", przedstawienie, które w sobotę (6.10.) miało premierę w Teatrze Nowym.

Jego plakat jest jak zaproszenie na mecz. Przedstawia zdjęcie drużyny piłkarskiej przed pierwszym gwizdkiem. Zrobiono je na stadionie Górnika, tyle że w meczowe stroje ubrał się zespół, który przygotował "Miłobójców". Sam spektakl pełen jest piłkarskich odniesień. Na scenie stoi bramka, jest piłka i siatka do wyłapywania nietrafionych strzałów, bohaterowie rozmawiają o derbach Górnika z Ruchem, o wielkiej przeszłości zabrzańskiego klubu i o przedwojennych meczach. Akcja gdziekolwiek by się nie działa - w kościele, w salonie fryzjerskim, w karcianym barze, w domach bohaterów - zawsze toczy się na boisku. Meczu jednak nie zobaczymy, bo w tej grze chodzi o marzenia. Co zrobić, gdy ktoś je zabiera i niszczy? Boskie prawo nie przewiduje za to kary, kodeksowe też nie.

Właściwie sztuka opowiada o czterech małżeństwach. Mężowie grają w karty - co wygrają żony wydają na fryzjerów. W rozmowach opowiadają o sobie tak, że chce się słuchać i oglądać, bo najważniejszym atutem "Miłobójców" są aktorzy. Połowa gra po śląsku i robi to koncertowo. Stworzyli galerię prawdziwych postaci, gwara dla nich to nie sposób wyróżnienia się z tłumu a codzienny język służący do wyrażania emocji, nastrojów i uczuć. W tym celu używa go Jadźka Joanny Romaniak, która kipi miłością do swojego gizda i Brygida Jolanty Niestrój - Malisz, która po latach prostego życia u boku męża górnika, jako żona stanie przed nie lada wyzwaniem i stawi mu czoła jak zwykle, po cichu i po prostu.

Z przejęciem godo Honorata Renaty Spinek, która często z zazdrością patrzy na życie innych, bo jej z mężem nie udało się coś, co udaje się większości małżeństw. Godo Maternus (Marcin Gaweł) zainteresowany światem, wiedzący co to gaz łupkowy i wspominający złote lata Górnika, Hubert (Jarosław Karpuk), chłopak stąd, kochający żonę za zielone kluski i szczawiową po szychcie (życie spłata mu figla stawiając na drodze długonogą blondynkę z zepsutym autem), jest też Peter (Mariusz Wojtas) niemłody, żonaty a wciąż nieśmiały. Ci, którym autor kazał mówić po gorolsku, też świetnie sobie poradzili. Wprawdzie większość jest stąd, ale każde z nich ma powody, by czuć się obco. Baśka Joanny Falkowskiej to młoda dziewczyna, która niezbyt szczęśliwie zainwestowała swoją pierwszą miłość, drugiej nie szukała, trafiła się sama, ale inwestycyjnie też nie wygląda najlepiej. Krystyna Danuty Lewandowskiej podczas rozmów u fryzjera chętnie podkreśla, że przyjechała tu z innego miasta, nie u siebie czuje się też w swoim małżeństwie. Z kolei Bernard Grzegorza Cinkowskiego jest typem lidera, mówi zdecydowanym głosem, to on organizuje karciany salon i on ustala jego reguły, być może kierowanie pomaga mu zapomnieć o pewnym osobistym niepowodzeniu. Wszyscy oni wyzbyli się już życiowych ambicji, jakoś tam ciągną.

Opowieść o nich to śląska komedia romantyczna, przeplatana dramatem obyczajowym z elementami melodramatu. W ich świecie ład wyznaczany jest przez coniedzielne msze, a marzenia o lepszym życiu uosabia Klementyna (Dagmara Ziaja) sąsiadka z biednego domu. Zjawiskowa i piękna, młoda i zgrabna, w spektaklu niewiele mówi, zwykle pojawia się gdzieś w tle, tańczy albo przebiega. Kobiety ją podziwiają, mężczyźni patrzą, wiedząc, że nie jest dla nich. Właściwie nie wyobrażają sobie, że mogłaby zniknąć. A znika i traci się za sprawą tajemniczego gorola, który pojawia się w mieście. Kamil Dariusza Czajkowskiego jest zdecydowanie najbardziej obcy na scenie. Nie tylko mówi, ale myśli i czuje inaczej. Jego związek z Klementyną wprowadza do sztuki wątek romansu z przedmieść, trochę mrocznego, trochę szalonego, którego klimat znakomicie podkreślają piosenki Wojtka Byrskiego z Hasioka. Miejscowi będą próbowali stawić czoła gorolowi nie tylko przy karcianym stoliku. Kamil zniknie, co się z nim stało? To wie tylko ksiądz (Marian Wiśniewski), jeszcze jedna postać i jeszcze jeden los. Tym razem idealista, który nie trafił w swój czas. Chciałby bronić wiary przed totalitaryzmami, a przyjdzie mu zmierzyć się z grzechami prostych ludzi, które mogą przyprawić o zwątpienie. O tym właśnie są "Miłobójcy". Słowa nie ma w słowniku języka polskiego, a zapytane o nie google przede wszystkim odsyłają do Teatru Nowego i to jeszcze jeden powód, by zobaczyć ten spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji