Artykuły

Przyjaciele o zmarłym Jerzym Jarockim

Wczoraj w Warszawie w wieku 83 lat zmarł Jerzy Jarocki. Wybitnego reżysera teatralnego wspominają Jerzy Stuhr, Stanisław Radwan i Jan Klata

Jerzy Stuhr, aktor i reżyser

Pomału dociera do mnie, że wraz z Jerzym Jarockim straciłem pewną busolę artystyczną. Byłem przez niego wyuczony - jako aktor i jako reżyser, bo byłem jego wieloletnim asystentem. Miałem ten sam kanon artystyczny, bo to on mi go zaszczepił. Wizja sztuki teatralnej, którą mam w sobie, została przepuszczona przez jego oczy. A także sztuki pedagogicznej, czasem niełatwej. To była twarda szkoła, to nie była szkoła komplementów, lecz szkoła widzenia mankamentów, niedoskonałości. Ta busola postępowania w sztuce wraz z wiadomością o jego śmierci dziś się skończyła. Wiem to na pewno. A jak sobie z tym poradzę? Na szczęście jestem już bardzo ukształtowanym, dojrzałym człowiekiem, ale zawsze będę rozmawiał z jego duchem. Tak samo jak rozmawiam z duchem Krzysztofa Kieślowskiego i Edwarda Kłosińskiego czy innych artystów, którzy towarzyszyli mi przez całe życie. Teraz dołączył do nich Jerzy Jarocki.

Spotkaliśmy się jeszcze trzy tygodnie temu. Urządził kolację z okazji 50-lecia podpisania pierwszej swojej umowy w Starym Teatrze. Zaprosił wszystkich starych przyjaciół i ludzi, z którymi tu pracował, ale to nie byli tylko aktorzy. Przyszedł też brygadier sceny, przyszła krawcowa. Na tym spotkaniu okazałem się jednym z najmłodszych. Ania Dymna i ja, jeszcze młodsza od nas Dorota Segda jako jego ostatni uczniowie. Czasem chciał nawet przechodzić z nami na "ty" albo na "pan Jerzy", ale my zawsze mówiliśmy do niego "panie profesorze". To był rodzaj szacunku do tego, czego nas nauczył. Andrzej Wajda powiedział kiedyś na jakiejś konferencji prasowej, chyba w Rzymie: "My w Starym Teatrze korzystamy z tej nauki, którą pan Jarocki wpoił aktorom. On był ich wielkim pedagogiem, to on ich wszystkiego nauczył, my tylko korzystamy". Wszyscy się z tym zgadzaliśmy. Uczył nas, uczył, ciągle nas uczył. Każde spotkanie twórcze w Starym Teatrze to była kolejna lekcja.

*

Stanisław Radwan, kompozytor

Miałem na dziś bilet do Warszawy na godz. 19.53. Miałem jechać, bo Jerzy Jarocki nagrał dla telewizji "Tango", które wystawił wcześniej w Teatrze Narodowym, i właśnie zaczynał montaż. Jeszcze dwa dni temu bardzo długo rozmawialiśmy o tym przez telefon. Teraz naszła mnie taka refleksja, że dla niego praca nad daną sztuką nigdy się nie kończyła. Pracy nad tym "Tangiem" już także nie skończy, ale z innych względów.

Wszyscy mówili do niego zawsze "panie profesorze". Jego profesorski autorytet wynikał z nieustannego doskonalenia każdego elementu. Gdy chodziło o muzykę, niejednokrotnie czekaliśmy na próbę wznowieniową, by coś jeszcze dopracować, wymienić. Jeśli był akurat w mieście, gdzie był grany jego spektakl, przychodził na każde przedstawienie. Powie to każdy z dziesiątek czy nawet setek aktorów, których wychował, że po każdym spektaklu wybierał sobie kogoś do rozmowy. Wszystko po to, aby iść coraz głębiej, aby jeszcze jakieś wytworzyć konteksty dla widza, których sam do tej pory nie brał pod uwagę. Aktora, w ogóle człowieka poznaje się do samego końca. Nawet jeśli na początku dostrzega się jego olbrzymie możliwości, to nierzadko trzeba mu te możliwości dopiero uprzytomnić. To było genialne, profesorskie czucie Jarockiego. Tyranizował w pracy, ale nie tyranizował osoby. Mało jest takich reżyserów, którzy potrafią uprzytomnić człowiekowi jego możliwości. Jeszcze Swinarski, Grzegorzewski... Ale tylko do Jarockiego mówiło się "panie profesorze".

Relacje z nim to dla mnie olbrzymi rozdział w życiu. Boję się uogólniać, bo są porozumienia, które trudno nazwać. One są poza tak zwanym gustem czy wspólnymi poglądami. Istnieje też coś takiego, co w sztuce się zawsze odczuwa, gdy razem się coś tworzy. To straszne słowo "inspiracja". Siła inspiracji to coś, za co będę mu wdzięczny do grobowej deski. Pamiętam mu te wszystkie momenty. Dowiadywałem się czegoś od niego, nawet gdy spotykaliśmy się przypadkiem w windzie. To był taki człowiek po prostu. Bardzo rzadka rzecz, bo dziś ludzie raczej wymieniają opinie, a nie przemyślenia.

*

Jan Klata, reżyser

Miałem zaszczyt być jego asystentem i było to dla mnie bez wątpienia jedno z formacyjnych przeżyć. Mam więc bardzo osobisty powód, żeby się zasmucić, ale także by wyrazić wdzięczność. Nie tylko za ten moment, gdy sam obserwowałem jego pracę jeszcze jako nieopierzone szczenię, ale też później, kiedy to on przyjeżdżał do Krakowa, by bardzo życzliwie przyglądać się moim spektaklom. Zdarza się, że wielcy ludzie mają swoje słabości, ale w Jerzym Jarockim nie było jednej rzeczy, która u wielkich mistrzów jest bardzo częsta: niechęci czy nawet zawiści wobec młodych reżyserów, którzy dopiero wstępują na scenę. Była to legendarna postać, legendarny reżyser i legendarnie byliśmy przerażeni przed każdą próbą z nim. To był twórca, od którego się nieprawdopodobnie dużo nauczyłem, głównie tego, że aby wymagać dużo od innych, najpierw trzeba ogromnie dużo wymagać od siebie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji