Mama Koriolana
Szekspirowski "Koriolan" to trudna sztuka. Trudna "do wygrania", bo wydaje się, że nie ma tam ani pozytywnych, ani negatywnych bohaterów. Trudna, bo niejednoznaczna - wszak tytułowy Koriolan wcale nie budzi sympatii, może tylko cień współczucia.
Reżyser Krzysztof Kopka nie wystawił sztuki w siedzibie Teatru Dramatycznego, ale w pruskich koszarach, które po wojnie zajęli Rosjanie. To miejsce - surowe,brudne wręcz odpychające tworzy odpowiednią atmosferę. Aktorzy razem z widzami przenoszą się z podwórza do hali. Przy wejściu widzimy świeży napis na murze "Śmierć Marcjuszowi Kąjusowi!", a nieco dalej - mniejszy, trochę zatarty - "kurit" - rosyjską czcionką.
Nie dowiecie się, obejrzawszy "Koriolana", jak w życiu postępować, by było one godne i dobre. Nie znajdziecie w nim bohaterów godnych naśladowania. Bo czyż warto być pysznym i nieugiętym, choć dzielnym niczym Koriolan? Albo wychowywać swoje dziecko tak. by spełniało nasze marzenia o wielkości, jak to zrobiła mama Koriolana? O mało co, a pokusiłabym się o stwierdzenie, że Szekspir ma za nic demokrację. Lud rzymski występujący w "Koriolanie" postępuje głupio, kierując się stadnym instynktem.
Wódz rzymski Kajus Marcjusz po zdobyciu przez siebie miasta Wolsków Corioli nazwany dumnym imieniem Koriolana, w wykonaniu Dariusza Maja to ktoś dla kogo opinia ludzka nie jest ważna. Chce władzy, ale gardzi stanowiskiem konsula, jeśli trzeba je okupić zbytnim zbrataniem z ludem. "Koriolan kocha prosty lud, lecz nie każcie spać z ludem pod jedną pierzyną" - mówi o nim Meneniusz Agryppa, senator (Janusz Chabior).
W legnickim spektaklu bardzo ważna jest matka Koriolana (Anita Poddębniak). Aktorka gra subtelnie, by nie przyćmić głównego bohatera, ale dla mnie to postać najważniejsza. To ona, dumna i szczęśliwa, wita Marcjusza wracającego ze zwycięskiej bitwy. Wykreowała go, kierowała nim i jego życiem. I z goryczą wypomina mu: "Mogłeś bez trudu być sobą. gdybyś mniej starał się nim być". A kiedy mówi: "Twoja waleczność ze mnie się wzięła, lecz duma jest wyłącznie twoja" - rozumiemy, że syn zawiódł jej nadzieje.
Dobra jest tu oprawa muzyczna - zespół Kormorany sprawił się wyśmienicie, ilustrując dramatyczne sceny.
Ze spektaklu wróciłam do domu zmarznięta (cześć przedstawienia dzieje się przed salą, a druga część w zimnym pomieszczeniu z wybitymi szybami), przesiąknięta dymem z licznych ognisk niczym wielkanocna szynka i obficie posypana pierzem rozsypywanym w spektaklu, ale szczęśliwa. Bo "Koriolan" zostaje w pamięci na dłużej - dramatyczny, widowiskowy i nieźle zagrany.