Artykuły

Komornicka. Śledztwo trwa

- Komornicka oczywiście z jednej strony jest zapomniana, z drugiej feministki biorą ją na sztandar, z trzeciej najbardziej wyłuskiwany z tej postaci jest motyw jej przeobrażenia z kobiety w mężczyznę. My chcieliśmy ją przypomnieć i troszkę odczarować - o swoim monodramie mówi ANITA SOKOŁOWSKA, aktorka Teatru Polskiego w Bydgoszczy.

Rozmowa z Anitą Sokołowską

Michał Danielewski: Kreacja w "Komornickiej. Biografii pozornej" to twoja najważniejsza rola?

Anita Sokołowska: - Wychodzę z założenia, że każda rola jest w danym momencie najważniejsza. Wszystko, co się dzieje podczas jej tworzenia - spotkanie z reżyserem, nową materią - jest czymś istotnym, czymś, co mnie kształtuje i pozwala pokonywać bariery, ograniczenia. To później owocuje w kolejnych projektach. "Komornicka" jest o tyle ważna, że bardzo wiele rzeczy złożyło się na jakość tego spektaklu: role, które mam za sobą, doświadczenie życiowe, wcześniejsze spotkanie z Bartkiem Frąckowiakiem przy "Księdzu H., czyli aniołach w Amsterdamie"... Jeśli miałabym spojrzeć na siebie z dalszej perspektywy, to rzeczywiście nie sposób nie zauważyć, że jest to najbardziej doceniona moja rola. Ale pewnie wynika to też z tego, że jestem półtorej godziny na scenie, więc siłą rzeczy jestem obserwowana. Uznajmy, że to istotna rola w istotnym przedstawieniu o istotnej postaci. Wydaje mi się, że udało nam się postać Marii Komornickiej przybliżyć trochę ludziom, bo do tej pory jeśli była rozpoznawana, to ewentualnie jako patronka feministek albo kojarzono, że dokonała aktu transgresji, czyli ustanowiła siebie w połowie życia jako mężczyznę. Bardziej znana była jako prowokatorka, niż jako niebywała wręcz literatka. Język, którym ona się posługuje, jest po prostu niezwykły, bardzo emocjonalny. Gdy czytam "Biesy" albo fragmenty z "Xięgi poezji idyllicznej", to wyczuwam przeogromny ładunek emocji zawarty w jej narracji literackiej.

A skąd ją wytrzasnęliście w ogóle? Być może wynika to z mojego ogólnego ograniczenia i niewiedzy, ale kiedy z Bartkiem Frąckowiakiem pierwszy raz opowiadaliście o pomyśle na ten spektakl, to postać Komornickiej była dla mnie niemal zupełnie anonimowa.

- To był pomysł Bartka, który jest bardzo intelektualnym reżyserem, więc ma swoje różne osobliwe, ciekawe tematy i wykorzystuje je później w przedstawieniach. Komornicka oczywiście z jednej strony jest zapomniana, z drugiej feministki biorą ją na sztandar, z trzeciej najbardziej wyłuskiwany z tej postaci jest motyw jej przeobrażenia z kobiety w mężczyznę. My chcieliśmy ją przypomnieć i troszkę odczarować.

Która z tożsamości Komornickiej dominuje w spektaklu?

- To, co fascynuje w tej postaci, kiedy studiuje się jej listy, to co pisała i jak się zachowywała, to absolutna performatywność, prowokowanie ludzi, zjawisk, środowiska wokół siebie. Robiąc research do spektaklu, szukając tego, co zostało z Komornickiej w pamięci ludzi, w przestrzeniach, w których żyła, pojechaliśmy do Grabowa, do miejscowości, gdzie się urodziła i gdzie przez 30 lat żyła zamknięta w suterenie. Nieuchronnie włącza się wtedy takie myślenie: boże, ta osoba, która była w mainstreamie młodopolskiej bohemy, podróżowała po Europie, trawiła swoje życie i dobra materialne w europejskich kasynach, pisarka, która publikuje w wieku 17 lat i ma absolutne uznanie w świecie literackim, taka postać ląduje na wsi i żyje tam przez kilkadziesiąt lat - okropność. Automatycznie zaczynasz jej żałować i myśleć o tym, jak mocno musiała dusić się tam osoba tego formatu... I wtedy następuje moment sprzeciwu. Bo właściwie jakim prawem uzurpujemy sobie prawo do wiedzy o życiu i uczuciach innej osoby? Myślę, że to jest sedno naszego spektaklu - walka z uzurpacjami, z tendencjami do stereotypowego myślenia o Komornickiej. Nie mamy prawa konfigurować też na temat tego, jak żyła i jakim była człowiekiem. Śledztwo dokumentalne, które poprzez figurę rzeźbiarza prowadzę w spektaklu, mocno tego dotyczy - kiedy rzeźbiarz łapie już jakąś nitkę, teorię, ślad, to natychmiast jest to wywracane. Nie stawiamy kropek w tym przedstawieniu.

Często gracie "Komornicką".

- Jest to relatywnie łatwe, ponieważ to kameralny spektakl. Teraz jesteśmy w Poznaniu, za chwilę gramy na Konfrontacjach w Lublinie, później jeszcze Warszawa, potem Kraków. W ogóle założenie jest takie, żeby z tym przedstawieniem jeździć też po mniejszych miejscowościach, tam, gdzie ludzie nie mają dostępu do niekomercyjnego teatru - mam nadzieję, że uda nam się dotrzeć do takich miejsc.

Dostałaś za "Komornicką" mnóstwo pozytywnych recenzji, nagród - m.in. twoja kreacja w ankiecie "Teatru" została uznana za najlepszą rolę kobiecą ubiegłego sezonu. Te wyróżnienia przekładają się na coś konkretnego?

- (śmiech).

No wiesz, w takim sensie, że jak dostajesz Oscara, to później twoja kariera nabiera niesamowitego rozpędu...

- Myślę, że taki mechanizm funkcjonuje głównie w Stanach - w Polsce takiego przełożenia nie ma. Te wyróżnienia są oczywiście dla mnie bardzo ważne, cieszę się, że ktoś docenił naszą pracę z Bartkiem, Weroniką Szczawińską, Krzyśkiem Kaliskim - bo przecież aktor nie istnieje sam na scenie. No, ale to się na nic praktycznego nie przekłada, to symboliczne nagrody, tak zwany "serdeczny uścisk dłoni prezydenta". I tyle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji