Artykuły

Partnerzy w rozmowie

O Opolskim Teatrze Lalki i Aktora zrobiło się w ostatnich sezonach głośno w środowisku ogólnopolskim, a nawet światowym. Z dyrektorem Krystianem Kobyłką rozmawia Alicja Morawska-Rubczak w Teatrze.

ALICJA MORAWSKA-RUBCZAK W jaki sposób oceniasz uznanie krytyki związanej z teatrem dramatycznym dla przedstawień produkowanych w Twoim teatrze?

KRYSTIAN KOBYŁKA Pamiętam czasy, w których lalkarze bardzo ubolewali nad tym, że krytycy nie zajmują się teatrem formy. Zastanawialiśmy się, dlaczego tak się dzieje, dlaczego jesteśmy pomijani? Może był to problem kształcenia teatrologów, recenzentów, w których edukacji teatr lalkowy był marginalizowany. Dlatego jako środowisko staraliśmy się stymulować rozmaite działania w celu dotarcia do osób profesjonalnie zajmujących się krytyką teatralną. Tak dzieje się do dziś - Lucyna Kozień od wielu lat zaprasza na festiwal w Bielsku-Białej studentów teatrologii z różnych uczelni, a jako redaktor "Teatru Lalek" stwarza możliwości debiutu młodym recenzentom. Jednak tak naprawdę podstawą pozyskania uwagi krytyki jest po prostu robienie dobrych przedstawień. Ukazywanie się recenzji w ogólnopolskiej prasie uznaję za rzecz naturalną, która powinna być elementem dyskusji na temat powstałego przedstawienia. Jestem przekonany, że gdy stworzymy spektakl, o którym warto rozmawiać, o który warto się spierać, pojawią się też na jego temat recenzje. Wiele zależy od nas - twórców. Zdecydowanie jestem przeciwnikiem myślenia o tym, że teatr lalek jest niedoceniany i za mało się o nim mówi. Jeśli będą powstawały interesujące przedstawienia, które są ważnym i ciekawym głosem o świecie, to jestem przekonany, że spotkają się one z zainteresowaniem rozmaitych mediów. Do krytyków można również próbować dotrzeć i należy starać się uczestniczyć w festiwalach, które nie koncentrują się wyłącznie na teatrze lalek. Takich ogólnopolskich, czy nawet międzynarodowych spotkań, na których dostrzegane są przedstawienia lalkowe pokazywane pośród spektakli teatrów dramatycznych, jest coraz więcej.

MORAWSKA-RUBCZAK Zainteresowanie krytyki wiąże się również z faktem, że Opolski Teatr Lalki i Aktora to scena, na której chętnie sięga się po współczesną literaturę. Jaką rolę w budowanym przez Ciebie repertuarze teatru pełni nowa dramaturgia?

KOBYŁKA "Wnyk" Roberta Jarosza czy wymieniana również wcześniej "Iwona..." to przedstawienia kierowane do młodzieży i dorosłych, otwierające olbrzymią przestrzeń rozmowy o teatrze lalek dla dorosłych, która, jak się okazuje, wciąż nie traci na aktualności. Z historii tej sceny jasno wynika, że inscenizacje dobrych, a nawet wybitnych dramatów dla dorosłych były jednym z ważniejszych elementów repertuaru. Jednak zawsze sięgano po teksty, w których tkwiła potencja teatru formy - w swojej istocie związanego z wiarą w to, że we wnętrzu martwej materii drzemie ogromna siła oraz ze świadomością, jak wiele można zbudować poprzez spotkanie człowieka z przedmiotem. Są teksty, które poddają się takiemu procesowi wcielania. Już w latach pięćdziesiątych Jan Wilkowski mówił o potencjale lalkowym tekstu Gombrowicza, a trzeba było czekać ponad pół wieku, żeby po jego słowach ten tekst odkryć dla teatru lalek.

MORAWSKA-RUBCZAK Siłą obu tych przedstawień są z konsekwencją wprowadzane na scenę i mocno wchodzące w materię tekstu lalki.

KOBYŁKA "Wnyk" jest przecież dramatem napisanym przez reżysera teatru lalek, w którego tekstach bardzo wyraźne jest myślenie poprzez teatr formy. To jest moc tego dramatu, którym można wręcz zarazić lalkarzy. Tuż po przeczytaniu go w "Dialogu" spotkałem w Akademii Teatralnej Bogusława Kierca i powiedziałem, że jestem po lekturze tekstu, który z pewnością mu się spodoba, a on już wiedział, że chodzi mi o "Wnyk". To jest wartość dramatopisarstwa Jarosza, że trafia w myślenie lalkarzy o formie i daje się poprzez teatr formy ująć scenicznie.

MORAWSKA-RUBCZAK "Wnyk" to pierwszy tekst Jarosza wystawiony w Opolu, jednak z ogromną konsekwencją sięgasz po teksty innej dramatopisarki młodego pokolenia - Marty Guśniowskiej, która napisała dla Twojego teatru również sporo adaptacji. Większość z przedstawień opartych na jej tekstach reżyseruje Petr Nosálek. Nie masz poczucia, że zmęczyłeś swój zespół stylistyką tekstów Guśniowskiej?

KOBYŁKA Marta pisze ważne i wartościowe sztuki. Aktorzy mówiąc jej tekstem, nie czują żadnego fałszu - i to jest ogromna zaleta tego dramatopisarstwa. Zdecydowanie trzeba również rozróżnić jej adaptacje i dramaty, wśród których pojawiają się takie perełki jak "O mniejszych braciszkach św. Franciszka". Nie będę ukrywał, że jestem przyzwyczajony do pisarstwa Guśniowskiej i czuje się z tymi tekstami bezpiecznie.

MORAWSKA-RUBCZAK A z jaką literaturą Ty chcesz się mierzyć? Jakie teksty, tematy intrygują Cię jako reżysera?

KOBYŁKA Niezwykle istotny jest dla mnie temat Golema, który podejmowałem już dwa razy. Fascynuje mnie zgłębianie problemów życia i śmierci. Bardzo ważna jest też dla mnie jedna z baśni Andersena - "Opowiadanie o matce", w której kobiecie śmierć odbiera dziecko i ta wyrusza do ogrodu śmierci, by to dziecko odzyskać, a po drodze musi wyzbyć się wszystkiego, co ludzkie. To jest baśń, która bardzo ciekawie łączy się z ontologią lalki i w piękny sposób opowiada o człowieczeństwie. Mierzyłem się z nią dwukrotnie - w Teatrze Kalong wspólnie z Markiem Tyburem stworzyliśmy spektakl Matka, a po latach, z Joanną Braun, już w Opolu, wystawiliśmy "...i odsłoniłam noc". W drugim spektaklu ta tęsknota nie dotyczy dziecka utraconego, lecz tego, które nie pojawiło się jeszcze na świecie. Nie zapominajmy, że wielka i wybitna literatura to również właśnie Andersen - autor zbanalizowany i często eksploatowany przez teatr dla dzieci.

MORAWSKA-RUBCZAK Dlatego właśnie zdecydowałeś się wystawić "Brzydkie kaczątko"? Jaki jest Twój pomysł na ten tekst?

KOBYŁKA Andersen w nowym tłumaczeniu Bogusławy Sochańskiej jest niezwykle ciekawym Andersenem, pisanym bardzo pięknym językiem. Dlatego zależało mi na zachowaniu rytmów i brzmień baśni. To nie miała być uwspółcześniająca na siłę adaptacja, lecz chciałem, żeby tekst wybrzmiał na scenie tak, jak jest napisany. Oczywiście zrobiłem pewne skróty na użytek inscenizacji, ale nie próbowałem czegoś dopisywać czy zmieniać stylistyki tekstu. Zdecydowałem się natomiast na mocno rozbudowaną multimedialnie stronę wizualną. Przedstawienie jest pomyślane tak, by widzowie oczami głównej bohaterki [Kaczątko gra Anna Jarota - przyp. red.] patrzyli na świat. Chciałem, aby dzieci znalazły się w środku wydarzeń, stąd wizualizacje otaczające widzów ze wszystkich stron. W prostokątnym pomieszczeniu zbudowanym na małej scenie teatru wszystkie ściany wykorzystywane są jako ekrany do wizualizacji, animacji lalkami cieniowymi czy gry dużymi formami. Zadbaliśmy również o to, by proporcje wielkości widzów do animowanych form sprawiały wrażenie, że faktycznie jesteśmy małym kaczątkiem, które otacza wielki świat. To zejście do perspektywy dziecka wynika z chęci podjęcia z nim dialogu, co pogłębia również bliskość aktorów grających w żywym planie - dzieci mają ich na wyciągnięcie ręki, pojawiają się wśród nich, zupełnie burząc podział na scenę i widownię.

Zależało mi na tym, żeby ta teatralna baśń była osobistą wypowiedzią na tematy bliskie dziecku. Każdy z nas musi wyjść ze skorupki, zderzyć się ze światem takim, jaki jest - dostrzec jego piękno, ale także to, co jest bolesne i trudne. Warto również pamiętać, że dla Andersena ten tekst miał formę zwierzenia, swoistego życiorysu.

MORAWSKA-RUBCZAK "Brzydkie kaczątko" jest Twoim kolejnym przedstawieniem, które stanowi przekroczenie tradycyjnego myślenia - zarówno o teatrze lalek, jak i o twórczości dla dzieci. Wyróżnia je bardzo oryginalna koncepcja, świetny pomysł na rozwiązania formalne i Twoja ogromna otwartość na widza, traktowanego jako partner w rozmowie. Wyraźnie widać, że powstawanie Twoich spektakli to proces długotrwały. Nie reżyserujesz przedstawień z musu - decydujesz się na realizację, gdy ona w Tobie dojrzeje. Masz świetny warsztat, ale nie jesteś przecież reżyserem z wykształcenia.

KOBYŁKA To prawda - moje pierwsze spektakle powstawały w tym teatrze, gdy byłem jeszcze kierownikiem literackim, kilka lat po ukończeniu opolskiej polonistyki. Zadebiutowałem "Machiną teatralną" Maurice'a Yendta w 1985 roku, następnie był pasjonujący mnie od zawsze Golem wg Gustava Meyrinka. Poszukiwałem własnego stylu i starałem się wystawiać utwory, które mnie fascynowały. Tak było z "Historią żołnierza" (z muzyką Igora Strawińskiego), z której wyeliminowaliśmy libretto Charles'a Ferdinanda Ramuza i stworzyliśmy spektakl z cyklu narracji plastycznej, który grany był na festiwalach muzycznych w Niemczech i Finlandii.

Moje podejście do teatru, ta otwartość, o której mówisz, wyrasta z zamiłowania do teatru, który tworzył w Opolu Zygmunt Smandzik, jego wspaniały spektakl "Ptak" zrobił na mnie gigantyczne wrażenie. Myślenie tego artysty było mi bardzo bliskie - próba komponowania przedstawienia i budowania przestrzeni scenicznej za pomocą znaku plastycznego połączona z głęboką refleksją o kondycji człowieka. Na moje myślenie o teatrze ma również ogromny wpływ to, co oglądam zarówno w kraju, jak i zagranicą.

MORAWSKA-RUBCZAK Poruszyłeś bardzo istotny temat, mam bowiem poczucie, że problemem polskich reżyserów-lalkarzy - ich ogromnym ograniczeniem - jest fakt, że niewiele oglądają. Nie widuję ich często na premierach w innych miastach, nie wspominając już o festiwalach międzynarodowych.

KOBYŁKA Niestety jest to prawda. Sam boleję, że na przykład na nasz festiwal przyjeżdża raptem około dziesięciu reżyserów-lalkarzy, gdy mamy w Polsce dwadzieścia sześć teatrów lalkowych. To jest bardzo niepokojące zjawisko. Oczywiście można skupiać się tylko na sobie i swojej własnej wizji teatru, ale to jest bardzo niebezpieczne, grozi pychą i najczęściej nie przynosi dobrych efektów artystycznych. Ja staram się oglądać premiery kolegów, ale również jeździć na festiwale zagraniczne, bo to po prostu poszerza horyzonty, buduje kontekst.

MORAWSKA-RUBCZAK Sam poziom nauczania lalkarzy w Polsce też pozostawia wiele do życzenia. Jak to oceniasz jako wykładowca Wydziału Lalkarskiego PWST we Wrocławiu?

KOBYŁKA To ma wiele wspólnego z reformą szkolnictwa. Studenci przychodzą gorzej przygotowani na studia, słabiej znają literaturę. Choć oczywiście bywa również tak, że lalkarze mają kłopot z samą animacją formą, są coraz gorzej przygotowani do zawodu. Młodych ludzi obecnie mniej interesuje sięganie do źródeł, istoty lalkarstwa. Kiedy rozmawialiśmy na moich zajęciach o "Turlajgroszku" w reżyserii Piotra Tomaszuka, to - pomimo zdolności zanalizowania tego spektaklu i przyjrzenia mu się m.in. od strony warsztatu reżyserskiego - ci młodzi ludzie zupełnie nie rozumieli jego istoty. Ich nie interesuje już takie sięganie do archetypów. Mimo wszystko staram się nie narzekać i podchodzić do każdego ze studentów indywidualnie, poszukiwać ich talentów, wskazywać drogi, bo nie każdy z nich musi być lalkarzem. Możliwe, że potrzebują również zetknięcia się z innymi ludźmi, a może doświadczenia nowego języka teatru, który będzie im bliższy.

MORAWSKA-RUBCZAK Do Polski docierają przecież przedstawienia niezwykle nowoczesne, jak te tworzone przez tancerza i lalkarza Dudę Paivę. Nie znajdziemy jednak w naszym kraju młodych artystów, którzy by szli taką drogą w materii zabawy formą, oryginalności animacji czy błyskotliwości interpretacji.

KOBYŁKA Takiemu myśleniu bliski jest chociażby "Baldanders" Marcinów Bartnikowskiego i Bikowskiego.

MORAWSKA-RUBCZAK Ale przecież ten spektakl miał premierę sześć lat temu. Nie możemy wciąż mówić o ambitnym, młodym polskim lalkarstwie, przywołując nieustannie cztery nazwiska: Bartnikowski, Bikowski, Sowa i Chomczyk. Przecież oni już sami są wykładowcami białostockiej Akademii Teatralnej.

KOBYŁKA Może to jest wina teatrów instytucjonalnych, które wymuszają konkretny repertuar i nie pozwalają rozwijać się indywidualnościom. Mocna specjalizacja, z którą mamy do czynienia w teatrach autorskich, jak właśnie ten Dudy Paivy, okazuje się niemożliwa w teatrze repertuarowym. Czas na szlifowanie spektaklu, doskonalenie warsztatu, kontrowersyjność tematu, który nie musi się sprzedać w szkołach - to wszystko może stać na drodze do rozwoju teatru autorskiego. Brakuje również w Polsce solistów lalkarzy, osobowości.

MORAWSKA-RUBCZAK Stąd z pewnością ta ogromna fascynacja spektaklem Agaty Kucińskiej, który przewędrował przez całą festiwalową Polskę i nie tylko zachwycił publiczność teatru formy, ale również zdobył nagrody m.in. na Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy, czy z sukcesami pokazywany był na festiwalu w Danii.

KOBYŁKA To jest potwierdzenie tego, co powiedziałem wcześniej - mamy absolwentkę wrocławskiego Wydziału Lalkarskiego, aktorkę Wrocławskiego Teatru Lalek, która tworzy swoje przedstawienie poza instytucją - sama konstruuje lalki, sama reżyseruje, bierze na warsztat współczesny tekst, który sama adaptuje, a do tego zaprasza do współpracy nieprzeciętnego muzyka. Brakuje w polskim teatrze lalek otwarcia na inne dziedziny sztuki, jak eksperymenty audiowizualne, taniec czy pantomima. Bywa też tak, że talent zapoczątkowany w szkole nie jest rozwijany w teatrach. Dobrzy aktorzy po lalkach idą do teatrów dramatycznych, a na studia lalkarskie wciąż trafiają aktorzy i reżyserzy, którzy nie dostali się na studia do PWST w Krakowie czy AT w Warszawie.

MORAWSKA-RUBCZAK Czyli jednak wciąż lalkarstwo jest traktowane jako gorsza dziedzina sztuki? Ja mam poczucie, że od kilku lat lalki pozbywają się swoich kompleksów i coraz bardziej są cenione, o czym świadczy chociażby sukces Waszej "Iwony..." czy "Żywotów" Kucińskiej.

KOBYŁKA Interesujący twórcy czy ciekawe festiwale coraz bardziej otwierają się również na teatr formy. Przykładem niech będą tutaj takie wydarzenia jak Warszawskie Spotkania Teatralne, "Kontrapunkt" w Szczecinie czy działalność artysty tej klasy co Paweł Passini, który stworzył z lalkarzami wybitne przedstawienie "Turandot", a u nas będzie pracował nad spektaklem o zespole The Doors.

MORAWSKA-RUBCZAK Znając przedstawienia Passiniego, możemy być pewni, że to nie będzie jedynie spektakl biograficzny. Jakich problemów chce on tym razem dotknąć?

KOBYŁKA Nie zamierzamy oczywiście robić po prostu rozrywkowego musicalu. Zależy nam, żeby był to spektakl z jednej strony mówiący o problemie amerykanizacji, z drugiej naświetlający problem wojen, które wciąż przecież wybuchają dookoła nas.

MORAWSKA-RUBCZAK Zaproszenie do współpracy Passiniego czy planowana premiera "Nusi i wilków" w reżyserii Roberta Jarosza pokazują, że starasz się otwierać swój teatr na młodych artystów. Spotkanie z nowymi twórcami stanowi z pewnością dobry warsztat dla aktorów. W jaki jeszcze sposób starasz się rozwijać swój zespół?

KOBYŁKA Niezwykle ważne jest to, jaki materiał literacki dostają aktorzy. Zespół powinien mieć szansę mierzenia się z takimi autorami jak Gombrowicz. Zetknięcie się z bardzo dobrą literaturą i świetnym reżyserem, ciekawie prowadzącym zespół, jest bardzo cenne. Mówię tutaj o spektaklach dla dorosłych, ale w naszym teatrze nigdy nie myślimy o tym, że widz dziecięcy jest kimś gorszym, dlatego nie odpuszczamy sobie artystycznie również wtedy, gdy tworzymy spektakle dla młodszej widowni. Zawsze traktowaliśmy dziecko jako poważnego partnera w rozmowie.

Staram się zapraszać do współpracy reżyserów, z którymi zespół lubi pracować, ale też którzy stawiają aktorom wyzwania. Współpraca z Mariánem Pecką czy Petrem Nosálkiem to dla nich spotkanie z zupełnie skrajnymi formami pracy, które - mam takie poczucie - przynoszą zawsze ciekawe efekty. Ważna jest też praca z rodzimymi reżyserami, jak chociażby Bogusław Kierc, którego nasi aktorzy bardzo cenią. Nie widzę również przeszkód, żeby aktorzy reżyserowali, jak robi to chociażby Mariola Ordak-Świątkiewicz.

MORAWSKA-RUBCZAK Nie bez znaczenia jest także to, że starasz się otwierać teatr na miasto oraz inicjujesz projekty ogólnopolskie czy międzynarodowe.

KOBYŁKA Takie wydarzenia jak organizowane przez nasz teatr już po raz trzeci "Lato w teatrze" czy indywidualne inicjatywy aktorów, którzy mają potrzebę poszerzania swoich działań, współpracują z młodzieżą, prowadzą warsztaty dla osób niepełnosprawnych, to ważne elementy aktywności zespołu. Staramy się też nie zamykać w swoim gronie i zapraszamy do warsztatów osoby z całej Polski. Współpracujemy również z Uniwersytetem Opolskim, Politechniką, Muzeum Diecezjalnym. Czekam bardzo na przebudowę dużej sceny, która pozwoli nam równocześnie wystawiać spektakle w wielu przestrzeniach oraz inicjować wystawy czy prowadzić stałą pracę z zakresu pedagogiki teatru. Warto w tym miejscu podkreślić, że ten teatr dopiero w 1993 roku stał się samodzielnym organizmem, przecież przedtem byliśmy połączeni z teatrem dramatycznym. Opolski Teatr Lalki i Aktora im. Alojzego Smolki - Scena Lalkowa Teatru im. Jana Kochanowskiego - przedziwny twór nawet z nazwy, nie tylko od strony organizacyjnej. Od wojny byliśmy częścią teatru dramatycznego. Sądzę, że nawet mieszkańcy Opola nie wiedzieli o tym, że nie jesteśmy osobnym teatrem. Kilka lat temu wybudowaliśmy nowy budynek, czekamy na remont dużej sceny i przebudowę głównego gmachu. Od początku lat dziewięćdziesiątych nasz teatr rozwija się niezwykle dynamicznie. To jest myślenie nie tylko o repertuarze i linii rozwoju pracy artystycznej, ale również o strategii pracy i funkcjonowania całej tej sceny.

Mam też świadomość, że współpraca międzynarodowa jest kolejnym elementem, który nie tylko pozwala promować na świecie tę opolską scenę, ale również stwarza wyzwania mojemu zespołowi i daje mu nowe możliwości. Teraz pracujemy właśnie nad projektem, o którego szczegółach jeszcze nie mogę powiedzieć, ale zdradzę, że wśród kilkunastu partnerów jesteśmy jedynym teatrem lalkowym. Będziemy między innymi wędrować po Europie i prezentować przedstawienia w międzynarodowej obsadzie. Mam świadomość, że teatr-instytucja musi przejść na myślenie projektowe, nie sposób organizować pracy, myśląc samym repertuarem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji