Artykuły

Azyl

"Deszczowa piosenka" w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Marek Kubiak w serwisie Teatr dla Was.

"Pada, to wspaniale, to się dobrze składa, to zaleta a nie wada kiedy pada deszcz! Pada, to na szare życie dobra rada, niechaj nas zaleje i zagada, niech bajki opowiada" - śpiewał kiedyś Jan Peszek w "Łabędzim śpiewie", tworząc pierwszą polską parafrazę najbardziej chyba znanego utworu z "Deszczowej piosenki". Najnowsza produkcja w Teatrze ROMA jest właśnie taką bajką, która bawi i przenosi publiczność w wymiar czystej rozrywki najlepszej jakości. Można nie przepadać za samym gatunkiem musicalu, można od teatru oczekiwać tzw. wyższych lotów i sztuki wysublimowanej, jednak w każdym z nas drzemie potrzeba ucieczki, choćby na chwilę, od tego, co codzienne, szare, monotonne. Dlatego nie ma nic złego w tym, że taki azyl odnajdziemy właśnie w sztuce musicalu.

"Deszczowa piosenka" w Romie jest dla mnie owocem tytanicznej pracy całego zespołu i to przekłada się na imponujący efekt końcowy. Nawet największy sceptyk nie będzie w stanie odmówić szacunku dla tak precyzyjnej i dopracowanej w detalach roboty, która wykracza daleko poza obostrzenia zakupionego formatu - licencji na ten spektakl. Wokalnie, ruchowo, inscenizacyjnie to przedstawienie potrafi w wielu scenach wprawić w zachwyt i napawa dumą, że taka produkcja jest dziś już w Polsce wykonalna . Nie odbiega ona standardem od najlepszych broadwayowskich produkcji i nie traci na lekkości, a najprzyjemniejsze dla mnie jest to, że tworzący "Deszczową piosenkę" zespół ewidentnie cieszy się swoją pracą i miejmy nadzieję, długo jeszcze nie popadnie w rutynę, szczególnie, że odbiór widowni jest niezwykle ciepły. Bardzo dobre role zagrali Ewa Lachowicz (Kathy Selden), Jan Bzdawka (Cosmo Brown) oraz - przede wszystkim - Barbara Kurdej-Szatan (Lina Lamont), która momentami przerasta talentem komediowym samą Jean Hagen z legendarnej wersji filmowej z 1952 roku. Nawet (nie wierzę, że sam to za chwilę napiszę) Dariusz Kordek w roli Dona Lockwooda, na zawsze już przecież należącej do Geena Kelly, daje radę w kreowaniu - i to nie bez nutki ironii jakby nawiązującej do jego pierwszych dokonań z tasiemcowych telewizyjnych seriali - amanta filmów niemych i pierwszych filmów udźwiękowionych.

W warszawskim spektaklu zachwyca lekkie, zabawne tłumaczenie libretta, sceny zbiorowe to prawdziwy majstersztyk, scenografia i kostiumy są ucztą dla oka, a do tego jest świetna orkiestra Teatru Roma, wystylizowana na big band z lat 20-tych. W swoim gatunku "Deszczowa piosenka" to produkt wysokiej jakości i dzieło kompletne. Reszta jest kwestią oczekiwań i nastawienia. Jeśli jednak beztroska zabawa i rozrywka jest komuś potrzebna - nawet chwilowo - to wizyta w Romie jest zalecana w najbliższych miesiącach jako endorfinowy suplement.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji