Artykuły

Prapremiera bez znieczulenia

"Położnice szpitala św. Zofii" w reż. Moniki Strzępki z Teatru Rozrywki w Chorzowie na XI Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Pisze Katarzyna Bogucka w Expressie Bydgoskim.

Tylko na początku pierwszego aktu miałam ochotę poprosić twórców spektaklu "Położnice szpitala św. Zofii" o "oksytocynę", by znieść ból patrzenia na histeryczny poród...

Na szczęście dziecko Teatru Rozrywki z Chorzowa szybko wydoroślało.

"Położnice" (zainaugurowały w sobotę Festiwal Prapremier) zaskoczyły od samego początku, bo to musical! Można by pomyśleć, że czystym szaleństwem jest zamykanie tak osobliwego tematu w takim gatunku. A jednak. Przez kontrast lekkiego stylu z ciężkiej wagi problemem przedstawienie zyskało moc (także w postaci doskonale przygotowanego wokalnie zespołu i orkiestry!).

To wbiło w fotel

Jak już wspomniałam, widok spazmatycznie wykrzykujących ciężarnych kobiet (np. śpiewających piosenkę z tekstem: "kur..., kur..., kur...", itp.), przekrój różnej maści, jakże irytujących, ojców, żałosny kapelan i duch zakonnicy - to nagromadzenie biologicznego żywiołu i hałasu wbiło mnie w fotel. W przerwie dopadłam znajomą matkę i zapytałam, czy tak faktycznie jest na porodówce? Matka odparła, że "tak", niestety, jest i zaserwowała kilka "smaczków".

Co to znaczy "rodzić po ludzku" w Polsce? Monika Strzępka i Paweł Demirski, słynni młodzi gniewni teatralnej reżyserki, szukając odpowiedzi na to pytanie, zajrzeli pod krótki fartuch polskiego położnictwa. A tam? Statystyki, rankingi, ukrywanie okołoporodowych urazów noworodków, nepotyzm (beztalencia z dyplomami medycznymi ukryte za plecami ciotek - lekarek), przyspieszanie porodów, lekarze na trzech etatach i prywatyzacja, czytaj: "plan oszczędnościowy".

Ofiary systemu

Zbyt płytki i przewidywalny byłby to jednak obraz, gdyby twórcy spektaklu nie zajęli się także rodzicami - ofiarami systemu. Bardzo, bardzo dramatyczny był epizod poświęcony parze, której dziecko po źle odebranym porodzie urodziło się sparaliżowane. Przerażająca była piosenka zakonnicy o tym, jak przed wojną takie maleństwa zostawiało się w komórce albo w oborze...

Bolesna historia stała się jednak zaledwie ułamkiem spektaklu. Jak w życiu. Rozpaczy nie wpisuje się do statystycznych tabelek, wypisuje się ją do domu. Napisałam "rodzice - ofiary", a ofiarami w zasadzie są wszyscy: i lekarze, i pacjenci. Bezwzględna Prywatyzatorka (doskonała Marta Tadla, kawał kobiety z doskonałym głosem), nepotyczna Ordynatorka (Elżbieta Okupska, babka "z jajami"), położna bez litości (Aldona Szostak) i leniwe pielęgniarki deprawują "system"! Przeciwko nim zwrócił się oddział uzbrojonych w giwery "noworodków" w pieluchach i ciemnych okularach - doskonały pomysł na pokazanie noworodków, które wcale nie są zadowolone, że sprowadzono je na ten łez padół...

Spektakl aż pęcznieje od ważnych tematów. Na osobne potraktowanie zasługuje choćby kwestia patriarchatu. W szpitalu prawdziwych mężczyzn jak na lekarstwo. Gdy Ordynatorka i Prywatyzatorka szukały doradcy, doświadczonego pana z siwym włosem na głowie, ten, owszem, pojawił się, ale chciał tylko jednego: żeby dać mu święty spokój, zupełnie jak Dulski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji