Artykuły

Traumatyczna noc według Becketta

Jubileuszowy, dziesiąty sezon artystyczny rozpoczął Teatr "Atelier" na sopockiej plaży. Na początek tego lata - założyciel i szef artystyczny niezwykłego zjawiska - jakim jest "Atelier" - André Hübner-Ochodlo zaproponował ponury spektakl o nieuchronności przemijania, obsesjach, chorych relacjach między ludźmi, ich dramatach i bezsilności.

Reżyser wykorzystał do swojego przedstawienia cztery jednoaktówki Samuela Becketta, połączył je pod wspólnym tytułem "Noc i sny", zaczerpniętym z pieśni Franciszka Schuberta "Nacht und Traume".

Spektakl trwa godzinę z kwadransem. Akcja rozgrywa się w kilku planach można by powiedzieć - wirtualnych. Na scenie - grana przez żywych aktorów, na filmie (zdjęcia Wojciech Ostrowski), slajdach (Jarosław Dąbrowski). Teatr, film, fotografia są mediami w istocie tak bliskimi sobie, że aż trudnymi do powiązania w jedną całość dramaturgiczną. Okazało się jednak, że w efekcie zagrały emocje, tworząc nastrój niepewności, niepokoju i nerwowej pulsacji.

Widz wychodzi z teatru oszołomiony. Zmęczony szukaniem wspólnego, fabularnego mianownika. Niepotrzebnie. Tutaj ważny jest tylko, łączący wszystko klimat zagrożenia, lęku i beznadziei. Nie bez powodu mottern jest tu cytat z Becketta: "Nie mogłem dać odpowiedzi, których oczekiwano. Nie ma żadnych patentowych rozwiązań".

"Noc i sny" to najdziwniejsza sztuka, jaką widziałam na scenie "Atelier". Tak bardzo, boleśnie kontrastuje z tym, co widz zwykł kojarzyć ze "sceną wakacyjną". Nastrój legendarnej już siedziby teatru: sympatycznego baraku na sopockiej plaży (z kiczowatym wręcz widokiem na morze) i piachem skrzypiącym pod stopami jest szokujący po traumatycznym spotkaniu z Hübnerowskim Beckettem.

Nie sposób nie zwrócić uwagi na mistrzowską grę aktorską Aliny Lipnickiej i Krzysztofa Gordona, a także role Marka Richtera, Marii Ciunelis i Bartłomieja Bobrowskiego - świeżego absolwenta szkoły teatralnej. Zarówno Alina Lipnicka, jak i Krzysztof Gordon są związani z tą sceną od kilku sezonów. I choć to artyści od lat markowi, zdaje się, że mają właśnie swój znakomity czas odnajdywania nowych środków wyrazu i możliwości.

Beckettowskie jednoaktówki w "Atelier" warto zobaczyć, bo jest to teatr poruszający, choć dziwny i... jakby osobny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji