Artykuły

Teatr to krew, pot i łzy

Mało kto tak lubi i rozumie aktorów jak Kazimierz Kutz. Spektakl, jaki przygotował w Starym Teatrze w Krakowie - "Twórcy obrazów" Pera Olova Enqiusta - to jego osobisty hołd dla ludzi sceny. Pochwała podszyta jest jednak gorzką ironią.

Propozycję wyreżyserowania "Twórców obrazów" złożył Kutzowi ponad rok temu Jerzy Binczycki. Śmierć dyrektora przecięła plany współpracy. Zachęcony przez Jerzego Koeniga reżyser powrócił jednak do pomysłu. Przedstawienie dedykowane jest Bińczyckiemu, ale dotyczy wszystkich ludzi teatru. Jest ostrym komentarzem do ich codziennej działalności.

Choć Kutz pracuje przede wszystkim w filmie i telewizji, doskonale zna specyfikę "żywego planu". Jego aktorzy, m.in. Jerzy Trela, Janusz Gajos, podkreślają, że prowadzi ich niezwykle pewnie, zapewniając konieczne w tej pracy poczucie bezpieczeństwa. Dlatego zwykle nie odrzucają jego propozycji.

"Twórców obrazów" reżyserował już w warszawskim Teatrze Powszechnym Stanisław Różewicz. Mimo udziału Mirosławy Dubrawskiej i Agnieszki Krukówny ze sceny wiało chłodem i pustką. Wydawało się, że winny klęski jest też Enquist i jego dramat. Jak błędne było to myślenie, pokazuje krakowska inscenizacja Kutza.

Bez świętości

Per 0lov Enquist nie ma szacunku dla skandynawskich świętości. Bohaterem "Z życia glist" uczynił Hansa Christiana Andersena i pokazał go jako potwora. W "Nocy trybad" podniósł rękę na Augusta Strindberga, z lubością odkrywając najciemniejsze strony charakteru genialnego pisarza.

W "Twórcach obrazów" idzie tym samym tropem. Opowiada o szwedzkiej noblistce Selmie Lagerlöf i nie jest to historia wesoła. Przy okazji dostaje się też innym osobom z kręgu narodowych mitów - reżyserowi Victorowi Sjöströmowi i operatorowi Juliusowi Jaezonowi.

Dla Kutza dramat Enquista jest okazją do rozmowy o wielkości i nędzy bycia artystą. Lagerlöf (Anna Polony), za życia umieszczona na cokole, pod maską apodyktyczności skrywa lęk przed starością i wspomnieniami z dzieciństwa. Poza tym ciągle gra narodowy autorytet i ta rola wyraźnie ją męczy.

Spektakl Kutza to wielki powrót Anny Polony. Widać, że aktorka cieszy się każdą chwilą na scenie. Trzeba wsłuchać się w jej nienaganną wymowę, patrzeć na każdy wycyzelowany do końca gest. Niezwykła i całkowicie uzasadniona pewność siebie wręcz onieśmiela.

Aktorka nie broni postaci, pokazuje, jak terroryzuje ona dwór lizusów. "Tak, pani doktor", "Oczywiście, pani doktor" - po takich grzecznościach pozostaje tylko ośmieszyć swych rzekomych przyjaciół.

Inna jest tylko młoda aktorka Tora Teje (Sonia Bohosiewicz). Nie czuje przed Selmą respektu - mówi prawdę prosto w oczy.

W pierwszej sekwencji Tora Soni Bohosiewicz leży półnaga na kanapie. Śpi. Scena pogrążona jest w mroku, widać tylko jasne ciało aktorki. Jest krucha, delikatna, jakby nierealna. Gdy się zbudzi, złudzenie pryska. To doświadczona przez życie dziewczyna, która dawno straciła złudzenia. Wie, że droga na szczyt wiedzie przez łóżka reżyserów. Ale szorstki głos i ostre słowa to obrona przed nieprzyjaznym światem. W głębi czai się niepewność skrzywdzonego dziecka. Bohosiewicz ukazuje bowiem Torę jako ciekawą świata, niegdyś ufną dziewczynę, która panicznie boi się odtrącenia. Jej marzenia wiążą się ze sceną. Wierzy, że w sztuce można zrobić wielkie rzeczy.

I o tym mówi przedstawienie Kutza - o konfrontacji młodości z doświadczeniem, o tym, jak trudno w tej grze zachować twarz. Wreszcie o cenie, jaką przychodzi za to zapłacić.

Mniej istotny jest obecny w sztuce motyw straconego dzieciństwa. Selma i Tora, a także Victor mieli ojców pijaków. Opiekowali się nimi, w istocie ich nienawidząc. Tak próbuje Enquist tłumaczyć ich dalsze losy. Jednak interpretacja ta wydaje się powierzchowna i Kutz traktuje ją raczej lekceważąco. Dla niego znacznie większe znaczenie ma teatr.

Rozliczenie Kutza

Tora pyta Selmę, dlaczego jedna z książek jest jej najbliższa. Pisarka unika odpowiedzi. Dziewczyna czuje się oszukana. Nie pozwala się spławić, bowiem po przeczytaniu poczuła, że jest w kręgu wtajemniczonych, którzy pokochali i zrozumieli dzieło Lagerlöf.

Kazimierz Kutz, poparty talentem Polony i Bohosiewicz, mówi wprost, że sztuka wiąże się z odpowiedzialnością - szczególnie, jeśli to wielka sztuka. Wtedy artyści czują się "twórcami obrazów", a dla tej chwili warto żyć i znosić poniżenia.

W swym przedstawieniu reżyser, znany z ostrych komentarzy na temat kolegów po fachu, zmierza więc do osobistego rozliczenia ze sceną i filmem. Piętnuje teatr jako rozrywkę dla zakochanych w sobie pięknoduchów, wdzięczących się do publiczności, proszących o gromkie brawa. To nie ma nic wspólnego ze sztuką - zdaje się mówić. Prawdziwy teatr to łzy, pot, upokorzenia. Dzięki nim powstają arcydzieła.

"Twórcy obrazów" w Starym Teatrze arcydziełem nie są. Po okresie zapaści pierwszej do niedawna sceny kraju udowadnia jednak, do czego zdolni są jej aktorzy. Skromni, bez reszty skupieni na rolach - miejmy nadzieję, że po czasie burz Stary Teatr wreszcie wychodzi na prostą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji