Często dzwonię w nocy do Miłosza
- Polska jest fascynująca, tu nieustannie coś się dzieje. Często tak jest, że kocha się kraj i ludzi w takim stopniu, w jakim się ich zna lub ich czuje. Wydaje mi się, że w Polsce dostrzegam nurt trudnego do wytłumaczenia... szaleństwa. To mnie wyjątkowo interesuje - aktor i reżyser Jose Luis Gomez opowiada o czytaniu Miłosza, graniu u Almodovara i pokonaniu de Niro.
- Z powodu wierszy Czesława Miłosza przejechał Pan pół Europy - z Hiszpanii do Krakowa, by czytać je tu w Instytucie Cervantesa!
- (chwila milczenia) Poeci mają niezwykły dar mówienia nam, czytelnikom, o świecie widzialnym i niewidzialnym. To słowa nadzwyczaj ważne, powiedziałbym niezbędne, by zrozumieć naszą rzeczywistość. Tak to jest z ludźmi, którzy błądzą po ścieżkach życia. Kontakt z poezją jest im bardzo potrzebny.
- A kiedy odkrył Pan, że to Miłosz będzie Pana przewodnikiem?
- Całkiem niedawno. Nie znałem jego twórczości wcześniej. W zeszłym roku Instytut Polski w Madrycie zlecił mi nagranie audiobooka z wierszami Miłosza. Od pierwszej lektury zakochałem się. Zauważyłem, że to, co pisze jest mi bliskie i wskazuje odpowiedzi na wiele pytań. Wyznacza ścieżki.
- Czy to jest wyjątkowa relacja? Czy ma Pan tak bliski kontakt również z innymi poetami?
- To wyjątkowa relacja. Nie potrafię jej w pełni racjonalnie wytłumaczyć. Czesław Miłosz stał się najbliższym numerem telefonu w mojej książce telefonicznej. Dzwonię do niego bardzo często w nocy i rozmawiamy. Szczególnie bliski jest dla mnie sposób poety przytulania się z życiem.
Jeśli gdzieś później, w innym świecie, będzie możliwość jakichś spotkań, to chciałbym się zobaczyć z polskim poetą.
- Poezja Czesława Miłosza jest nierozerwalnie związana z czymś, co nazwać można polskością. W karierze aktorskiej spotkał się Pan na scenie z Jerzym Grotowskim i Krystianem Lupą. Coś Pana do Polski przyciąga?
- Polska jest fascynująca, tu nieustannie coś się dzieje. Często tak jest, że kocha się kraj i ludzi w takim stopniu, w jakim się ich zna lub ich czuje. Nie znam się dobrze na Polsce, poznałem jej historię dość fragmentarycznie, więc wykorzystuję tu często swoją intuicję. Wydaje mi się, że w Polsce dostrzegam nurt trudnego do wytłumaczenia... szaleństwa. To mnie wyjątkowo interesuje.
- I mówi to człowiek pochodzący z Hiszpanii, kraju słynącego z temperamentu!
- Trudno to wytłumaczyć, wyjaśnianie racjonalne jest ubogie, bo tu chodzi o emocje. Polska wydaje się mi krajem różnych temperamentów, intelektualnych kompozycji bardzo silnie związanych z uczuciami. To niezwykła mieszanka. O tym mówi również Miłosz, opisując Polaków. Dotyka ich duchowości, zagląda bardzo głęboko.
- Jako aktor współpracował Pan z bardzo silnymi osobowościami - Pedro Almodovarem, Carlosem Saurą, Milosem Formanem. To przypadek czy metoda?
- To działa w obie strony. Oni mnie szukali i ja ich. W mojej karierze zawsze starałem się iść ścieżką artystyczną, która układałaby się w jedną całość. Oczywiście, przypadek grał tu często główną rolę.
- W 1976 roku na festiwalu w Cannes otrzymał Pan nagrodę dla najlepszego aktora za rolę w filmie "Pascual Duarte", pokonując m.in. słynną kreację Roberta de Niro z "Taksówkarza". Pamięta Pan to do dzisiaj?
- Tak naprawdę nigdy nie sądziłem, że wygram. A wtedy w Cannes cały czas myślałem tylko o moim spektaklu, do którego właśnie trwały próby, wystawialiśmy Bertolta Brechta. Myślałem też o tym, co działo się w Hiszpanii, to były czasy schyłku rządów generała Franco. Nie miałem więc zbyt wiele czasu na zastanawianie się nad "Taksówkarzem".
- Czy to oznacza, że grę w filmach traktował Pan jako formę odpoczynku od tego, co dla Pana było najważniejsze, czyli teatru?
- Moją kołyską jest teatr. Kino traktowałem jako dodatkowy sposób na przekazanie swoich emocji.