Artykuły

Sekstet w dur i mol

Szalenie trudno jest zrobić dobry melodramat z bardzo prostej przyczyny. Jeżeli bowiem można nas - widzów przekonać, że poruszający wzniosłe tematy spektakl zachwyca nas swoją głębią, to absolutnie nie damy sobie wmówić, iż coś nas "wzrusza, jak nie wzrusza". "Stalowe magnolie" Roberta Harlinga - sztuka znana z wersji filmowej z plejadą gwiazd - to z pewnością dobry materiał na niezły melodramat Takie właśnie zadanie - zrobienia szlachetnego melodramatu "dla ludzi" - postawiła sobie Barbar Sass przygotowując na scenie Miniatura Teatru im. Słowackiego inscenizację tej współczesnej sztuki.

Akcja rozgrywa się w salonie fryzjerskim małego miasteczka, który jest dla spotykających się w nim - kobiet nie tylko miejscem poprawiania urody (w myśl zasady Truvy - właścicielki, że nie istnieje coś takiego, jak naturalna piękność) i towarzyskich plotek, lecz przede wszystkim przystanią, azylem, gdzie mogą nabrać sił do codziennej, prozaicznej walki z życiem. Źle "skrojony" melodramat wywołuje nieuchronnie odwrotne reakcje - miast, budzić szlachetne współczucie, prowokuje drwiny sceptycznie nastawionej części widowni. Melodramat, który możemy oglądać w Miniaturze, jest zarówno dobrze "skrojony" przez autora, jak i doskonale "uszyty" przez znaną reżyserkę i szóstkę doskonałych wykonawczyń. Harling napisał swoją sztukę (rozgrywającą się w dość cukierkowej scenerii amerykańskiej prowincji żyjącej lokalnymi uroczystościami i sprawami bliźnich) z dużym poczuciem humoru. Natomiast sceny skłaniające widzów do wyjęcia chusteczek rozegrane zostały dość powściągliwie. W efekcie ów melodramat o chorobie, macierzyństwie, poświęceniu i śmierci nie przekracza granicy kiczu i wzruszając - bawi. Nawet nieszczęśliwa, cierpiąca w milczeniu Marta Konarska może z szelmowskim wdziękiem zagrać kilka zabawnych scen, udowadniając, iż posiada idealny talent komediowy. Bożena Adamek, jako Truvy, doskonale radzi sobie z rolą rezolutnej i poczciwej do szpiku kości fryzjerki. Irena Szczurowska wspaniale odgrywa postać zwariowanej damy z wyższych sfer. Postać matki Shelby wymaga od Anny Sokołowskiej delikatnej gry na najprostszych emocjach i z pewnością ma ona w sztuce najtrudniejsze zadanie. Nie mogło także zabraknąć cierpkiej, złośliwej, lecz z gruntu dobrej pani Quiser (ten typ postaci dobrze znają czytelniczki "Ani z Zielonego Wzgórza") - każde brawurowe wejście Geny Wydrych słusznie nagradzane jest oklaskami. Jako szósta - dość efektownie zadebiutowała Dorota Godzic rolą ekscentrycznej Annelle przechodzącej metamorfozę od lady punk do apostołki kościoła baptystów.

Życiowa historia "do śmiechu i łez" rozgrywa się w lukrowanej scenografii Anny Sekuły w stylu pop art. Mężczyźni zostali potraktowani przez autora sztuki dość ostro - w najlepszym wypadku są przyklejonymi do kanapy ślimakami. Symbolem niezrozumiałego męskiego świata jest ogromna sylwetka "homo sapiens" płci męskiej wypełniająca jedną trzecią sceny. W świecie "Stalowych magnolii" kobiety są dowcipne, inteligentne, solidarne i zmagając się z życiem mogą liczyć tylko na siebie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji