Naprawdę Nowy Teatr ...i z "Maszyną do liczenia"
Ta otwierająca sezon premiera, dla poznańskiego Teatru Nowego była szczególna: wystawiona bowiem została w całkowicie odmienionym wnętrzu. Opiszemy je jeszcze obszerniej, na razie powiedzmy tylko, że wygląd cieszy oko, a wygodne fotele sprawiają, że nie zasłaniamy nikomu i sami bez przeszkód możemy oglądać akcję sceniczną. Jest też balkon z kilkudziesięcioma miejscami. Ale - jak powiedział dyrektor Eugeniusz Korin - to dopiero początek. Teatr Nowy będzie dalej się modernizował. Na co - jak z kolei usłyszeliśmy od wojewody Włodzimierza Łęckiego - przewidziano fundusze w budżecie na rok 1998. Wiadomo też, że sponsorzy obiecali dalszą pomoc.
Podziękowania kierował dyrektor Korin pod ich adresem, a następnie autorów i wykonawców nowego kształtu teatru. Że były zasłużone, przekonać się będziecie mogli, wybierając się na "Maszynę do liczenia" Elmera Rice'a. Jej prezentacja była spektaklem autorskim Eugeniusza Korina, którego dziełem jest inscenizacja, reżyseria, scenografia (maksymalnie uproszczona i funkcjonalna), a także opracowanie muzyczne i tekstowe. Dla stworzenia swojej wizji dzieła Rice'a znalazł adekwatnych odtwórców. Bo też Teatr Nowy znany jest ze starannie dobranego zespołu i takiejż pracy.
Treść sztuki można by opowiedzieć w niewielu zdaniach. Składa się na nią historia szarego, banalnego życia bohatera, nazwanego w programie "Ziro" - co jest fonetycznym zapisem angielskiego "zera". Onże Ziro, przez dwadzieścia pięć lat pełnił funkcje żywej maszyny do liczenia, by w dniu oczekiwanego jubileuszu zostać zwolnionym, aby ustąpić miejsca prawdziwej maszynie. W odruchu rozpaczy zabija szefa... szpikulcem do rachunków. Potem zostaje skazany na śmierć, a my spotykamy go najpierw na cmentarzu, potem w zaświatach.
Ziro ma w inscenizacji Korina sześć twarzy i postaci, grany jest bowiem przemiennie przez sześciu aktorów, podobnie jak jego żona i nie skonsumowana przyjaciółka. Postacie składają się więc jak kamyki w mozaice, tworząc wizerunki osób dramatu. Oglądamy przy tym idealną grę zespołową, gdzie nie sposób wyróżnić pojedyncze kreacje. Jest w każdej postaci zarówno kontynuacja, jak wzbogacanie o nowy akcent. Fascynujące!
"Ekspresjonistycznym arcydziełem" nazwał, napisaną w 1923 roku, "Maszynę do liczenia" Harlan Hatsche w swej pracy "Modern American Dramas". Komentując zaś ten utwór, zwrócił uwagę na to, iż Rice stara się ciągle powtarzać proste przesłanie, że nie ma w życiu nic ważniejszego od wolności i człowiek powinien stale starać się wyzwolić z oków ekonomicznego niewolnictwa, przesądów i stadnych zachowań. Przykłady takich właśnie zachowań, dostarcza nam "Maszyna do liczenia" w scenach domowych, biurowych, czy kapitalnej scenie towarzyskiego spotkania w domu państwa Ziro.
Spektakl, acz wciągający, zyskałby - moim zdaniem - gdyby reżyser zdecydował się dokonać w nim kilku skrótów powtórzeń (sceny w sądzie, na cmentarzu). Przepraszam wykonawców, że tym razem nie wymieniam żadnego nazwiska. Aby bowiem oddać sprawiedliwość, musiałbym przepisać cały afisz.