Rozmnożony pan Zero
"Maszyna do liczenia" Elmera Rice'a została napisana w 1923 r. i uchodzi za jedno z najważniejszych dzieł amerykańskiej wersji ekspresjonizmu. Nowatorstwo formalne sztuki zdążyło mocno zwietrzeć przez trzy ćwiartki stulecia, stępiło się też ostrze protestu społecznego wpisanego w utwór (pan Zero przez całe życie rachował słupki liczb; wyrzucono go z biura po zakupie maszyny do liczenia, po czym okazało się, że w konstrukcji kosmosu przypisana mu jest identyczna rola - Zera od słupków). W Teatrze Nowym w Poznaniu opowieść o panu Zero potraktowano dowcipnie, bez moralizowania - i stare treści zabrzmiały całkiem przejmująco i zastanawiająco. Role zostały rozmnożone: aktorzy przejmują od siebie postacie w pół słowa czy gestu; wypada to wirtuozowsko i jest dyskretnym przypomnieniem modelowego charakteru występujących osób. Błyskotliwe przedstawienie jest autorskim dziełem Eugeniusza Korina (opracowanie tekstu, reżyseria, scenografia, choreografia i opracowanie muzyczne); być może trwa nieco za długo w stosunku do swego ładunku myślowego, dzięki sprawnej formie i widowiskowości nie nuży jednak. Cieszy zgrane aktorstwo całej trzynastki, a także aklimatyzacja w zespole Wojciecha Deneki, świetnego aktora charakterystycznego, znanego dotąd publiczności Zielonej Góry i Gorzowa. No i imponuje nowy "face lifting" poznańskiej sceny: zawsze była przytulna i sprzyjająca skupieniu, teraz jest także piękna.