Artykuły

Nowa matura

Gdy oglądałem premierowe przedstawie­nie "Życia w teatrze" Dawida Mameta, wystawione przez Marcina Kuźmińskie­go w Teatrze Miniatura, nieoczekiwanie przyszła mi na myśl nowa matura. Z pol­skiego. Taka, na której nikt już nie wyma­ga od zdających napisania porządnego wypracowania, ze wstępem, rozwinię­ciem i zakończeniem. Z przeprowadze­niem logicznego, przekonywującego wy­wodu. Taka, na której wystarczy odpowie­dzieć na kilka mniej czy bardziej cha­otycznych pytań.

Współczesna literatura coraz bar­dziej przypomina mi nowe zadania ma­turalne. Coraz częściej teksty, czy to pro­zatorskie czy dramatyczne, składają się z ciągu mniej czy bardziej powiązanych scenek, układających się niekiedy, przy­znajmy, w pewną całość. Z natury rze­czy nie pozwalających jednak autorowi na przeprowadzenie logicznego wywo­du, zbudowanie dramaturgii, napięcia, zderzenie bohaterów w jakimś - mogą­cym poruszyć widza i doprowadzić go do katharsis - konflikcie. Tak pisać - zle­piając, sklejając, a nie konstruując - jest po prostu łatwiej. I pisarzowi. I matu­rzyście.

Co zaskakujące, tej pokusie łatwizny uległ także David Mamet, amerykański dramaturg i hollywoodzki scenarzysta, autor chociażby znakomicie napisanego "Domu gry". "Życie w teatrze", rozgry­wające się w teatralnej garderobie, to opo­wieść o trudnej przyjaźni dwóch aktorów. Zgorzkniałego, pozbawionego złudzeń

weterana, i młodego entuzjasty, próbują­cego wyzwolić się spod destrukcyjnego wpływu doświadczonego kolegi. Rzecz ciekawie zainscenizowana, bardzo do­brze zagrana - a jednak nie do końca prze­konywująca. Pozbawiona literackiego nerwu, dramatyzmu, pogłębienia psy­chologicznego rysunku postaci. Nie po­trafiąca poruszyć widza losem pokazywa­nych na scenie bohaterów.

Ech, marzy mi się powrót do dawnych trzech jedności - miejsca, czasu i akcji.

Pozwalających na skonstruowanie dra­matu, a nie tylko przedstawienia. Pozwa­lających na zbudowanie, a nie tylko poka­zanie, konfliktu. Pozwalających widzowi coś przeżyć, a nie tylko zobaczyć.

Po obejrzeniu tego spektaklu nie spo­sób zaprzeczyć, że i David Mamet, i kra­kowscy realizatorzy jego tekstu zdali ma­turę. Ale tylko nową.

MARIAN DZIĘDZIEL, ODTWÓRCA ROLI ROBERTA:

Mamet jest znakomitym dramaturgiem, więc chętnie zgodziłem się na rolę w jego sztuce. Wiem, że zrobiono jej dwie ekranizacje, ale ich nie widziałem. Staram się nie oglądać cudzych interpretacji, aby niczym się nie sugerować. To, co gramy na scenie, i sposób w jaki gramy, to realizacja wizji reżysera spektaklu. Czy się dobrze czuję w tej właśnie roli? Mogłoby się wydawać, że tak, bo spektakl opowiada o kulisach aktorstwa i fachu komedianta. To jednak chyba ocenią widzowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji