Artykuły

"Zbójcy" ze stacji Zoo?

To zdanie, a raczej człon zdania zamykający tekst "Zbójców", w polskim przekładzie Feliksa Konopki brzmi: "człowiekowi temu można by pomóc". Wypreparowane z kontekstu znaczy ono nie tak wiele, staje się blankietem. Ale Zbójca Moor poprzedza to słowami: "Naznaczono tysiąc luidorów nagrody temu, co wielkiego zbójcę żywcem dostawi". A zatem Karol Moor chce dopomóc Judaszowi, który wyda go w ręce władz.

Teraz końcowa kwestia dramatu nabiera dodatkowych, złożonych znaczeń. Są to rola słowa kapitulacji. Zrozumiał, że droga, jaką wybrał, prowadzi donikąd, a zbrodnia staje się jej nieodzownym atrybutem i ceną. Jest więc gotów sam dopomóc swemu pojmowaniu.

Po wtóre w tyradzie tej w przewrotnej formie, ale przecież dochodzi do głosu generalne nastawienie Karola, który w działaniu swym wyszedł wprawdzie od pragnienia zemsty, ale zawsze gotów był pomagać ludziom biednym i uciśnionym przez feudalne więzy.

"Zbójcy" to pierwszy utwór dramatyczny Schillera. Zaczął go pisać w roku 1779 jako dwudziestoletni młodzieniec, a uwieńczył swe dzieło wydaniem książkowym w 1781 roku. 13 stycznia 1782 roku odbyła się prapremiera sztuki w teatrze w Mannheim, przy czym rolę Franciszka Moora zagrał wybitny aktor August Wilhelm Iffland.

Dramatem swym zyskał Schiller wielki rozgłos i wpisał się do rzędu głównych przedstawicieli prądu literackiego zwanego Sturm und Drang Periode, czyli Okresem Burzy i Naporu, stanowiącym jakby pomost między klasycyzmem i romantyzmem. W sferze politycznej ten ruch literacki atakował anachroniczne struktury władzy i związane z nimi skamieliny społeczne i obyczajowe.

Z największym entuzjazmem przyjmowała przejawy buntu w literaturze młodzież, zwłaszcza ta mieszczańska, ale i szlachecka uboższa, nie związana z elitą władzy, a przez to nie widząca dla siebie perspektyw życiowych w feudalnych i absolutystycznych formach rządów książąt niemieckich.

Tak więc "Zbójcy" Schillera powitani zostali przez młode pokolenie z zachwytem i fascynacją, a sam autor stał się, używając współczesnego języka, jego idolem. "Utwór pisany przez młodzieńca najlepiej smakuje młodzieży" - miał się wyrazić o "Zbójcach" Goethe w rozmowie z J.P. Eckermannem.

Karol Moor i jego przyjaciele nie znaleźli w panującym systemie państwowym innego sposobu jego zaprotestowania, jak tylko porzucenie legalnego życia i poświęcenie się zbójnictwu. Pamiętajmy, że Schiller pisał swój dramat na dziesięć lat przed Wielką Rewolucją Francuską i nie wyobrażał sobie możliwości frontalnego ataku na ustrój. Nie mówiąc już o tym, że w rozdrobnionych na dziesiątki większych i mniejszych państewek Niemczech wspólny zryw rewolucyjny był raczej niemożliwy.

Zachodnioniemieccy realizatorzy "Zbójców" w Teatrze Studyjnym 83 w Łodzi anno 1988 - zwłaszcza reżyser Bernhard Wolf - dopatrzyli się analogii między zbuntowaną młodzieżą końca XVIII wieku i postawami negacji establishmentu u współczesnej młodej generacji w krajach zasobnego w dobra materialne Zachodu. Scenograf ubrał zatem zbójców współcześnie i upodobnił ich do nihilistów, narkomanów i prostytutek, grupujących się chociażby wokół stacji metra "Zoologischer Garten" w Berlinie Zachodnim.

Koncepcja może ciekawa, jak każda próba uaktualnienia problemu, w stosunku do polskiego widza nie wypaliła. Dlaczego? Złożyło się na to kilka przyczyn. Generalnie rzec jednak można, że zakontraktowanie zagranicznego reżysera jest dla teatru atrakcyjne, ale nieść może w samym założeniu niepowodzenie.

Tak ma się rzecz w przypadku ostatniej premiery Teatru Studyjnego. Nie wydaje mi się, by reżyser zagraniczny, nie znający warunków życia w Polsce, mógł pokusić się o prawidłowe i czytelne przetransponowanie utworu klasycznego we współczesność. U nas próby naśladowania zachowań młodzieży ze społeczeństw konsumpcyjnych nie wynikają z przesytu dóbr, są raczej żałosnym małpowaniem. Czy można zatem w przedstawieniu odwoływać się do doświadczeń obcych naszej społeczności i liczyć u publiczności na odzew?

Poza tym na realizatorach zza Łaby zemściła się inna jeszcze okoliczność: zbyt mechanicznie potraktowali aluzję do współczesności. Nie wystarczy ubrać aktorów w kostiumy wzorowane na ubiorach oglądanych dziś na ulicy i kazać im przemawiać językiem sprzed dwustu lat, by z tego cokolwiek wynikało.

Wreszcie trzeci grzech głównego realizatora, który wysuwam raczej na wyczucie, sądząc według scenicznych efektów. Wolfowi nie zależało na rozegraniu widowiska w warstwie motywacji psychologicznych. Raczej socjologizując - a to w dziedzinie sztuki zawsze niebezpieczne - nie dał aktorom zróżnicowanych, pogłębionych zadań.

Zespół Teatru Studyjnego jest w znacznej większości młody, niedoświadczony, a to nakładałoby na reżysera szczególną odpowiedzialność, konieczność indywidualnej pracy z aktorem. Puszczenie całości przedstawienia na jednej fali mogłoby się wybronić w zespole wytrawnym, o bogatym warsztacie aktorskim, nie w tym przypadku. Parafrazując Schillera: tym ludziom można by pomóc.

Skutek? Może najklarowniej wypada to na przykładzie Anny Nowickiej, obsadzonej w roli Amalii von Edelreich. Młoda i ładna aktorka miota się i nie wie właściwie, co ma grać. Można powiedzieć, ze czuje się w przedstawieniu zagubiona, jak sama Amalia w domu Franciszka Moora.

W innym przypadku doświadczony aktor, jakim jest Tadeusz Teodorczyk, zawierzył reżyserowi i dał się - że użyję młodzieżowej grypsery - wpuścić w maliny, gdy naiwnie odgrywa scenę pokrewną z obłędem Ofełii.

Wybronił się chyba tylko intuicją aktorską Jarosław Dunaj w roli Franciszka Moora. Tu widzi się zarysowaną konsekwentnie postać. Mniej udaje się to Andrzejowi Krukowskiemu, grającemu główną rolę - Karola Moora.

Słyszałem, że przedstawienie przygotowane było z myślą o gościnnych występach w RFN. Czyżby tam miało przemówić sugestywniej do widza? Nie wiem, nie wiem.

"Zbójcy" grani są w nowym przekładzie łódzkich tłumaczy - Sławy Lisieckiej i Zdzisława Jaskuły. Konieczność nowego tłumaczenia wyłoniła się w związku z tym, że dotychczasowe przekłady polskie Jana Nepomucena Kamińskiego, Michała Budzyńskiego czy Feliksa Konopki, bazowały na literackim oryginale Schillera. Tymczasem już po premierze w Mannheim autor, który po raz pierwszy zetknął się z teatrem, dokonał przeróbek tekstu, dostosowując go do potrzeb sceny. Ta właśnie sceniczna wersja "Zbójców" przełożona została przez Lisiecką i Jaskułę.

Na marginesie parę słów o łódzkich tradycjach "Zbójców". Nie jestem historykiem teatru, ale jako senior łódzkich recenzentów staram się nie gubić z pola widzenia dawnego dziedzictwa.

Jako pierwszy pokazał "Zbójców" w Łodzi w teatrze Sellina legendarny Anastazy Trapszo ze swą trupą objazdową. Było to w roku 1867. Odnalazłem jeszcze w literaturze wzmiankę o wystawieniu dramatu Schillera w 1911 roku przez dyrektora Franciszka Rychłowskiego (grał rolę Franciszka) i w 1932 roku za dyrekcji Stanisławy Wysockiej.

Już z autopsji znam powojenny spektakl "Zbójców" w 1955 roku w Teatrze im. Jaracza za pierwszej dyrekcji Feliksa Żukowskiego. On sam grał starego, czyli Maksymiliana Moora. W roli Karola występowali na zmianę Andrzej Szalawski i Zbigniew Niewczas, a Franciszkiem był Emil Karewicz. Przedstawienie reżyserował Czesław Staszewski, muzykę skomponował Tomasz Kiesewetter.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji