Artykuły

"Nie będziesz więcej galopował..."

Pewien doświadczony psychiatra, trudniący się od lat doprowadzaniem swych pacjentów do stanu normalności, stwierdza pewnego razu, że jest człowiekiem przegranym - a dzieje się to za sprawą "przewrotnego szczeniaka", chłopca całkiem niedokształconego, ledwo umiejącego pisać i czytać. Ów chłopiec imieniem Alan cierpi na dewiację psychiczną (tak określił to współczesna psychiatria). Lecząc go za pomocą szacownej sztuka psychoanalizy jego renomowany lekarz, szczycący się dotąd wieloma sukcesami zawodowymi i opinią najlepszego psychiatry w okolicy, konstatuje nagle i z niemałym zdumieniem, że nie tylko zaczyna chłopcu zazdrościć, ale wręcz konfrontacja z nim utwierdza go w poczuciu życiowej klęski i bezsensowności własnych poczynań jako fachowca.

Alan "cały pogrążony jest we wspaniałym świecie koni". One są jego namiętnością, bóstwem, wręcz religią. One poszerzają i otwierają jego świat, czynią chłopca podatnym na odbieranie odczuć metafizycznych. W obcowaniu z nimi (jest zatrudniony w stajni), przeżywa takie fascynacje i ekstazy, jakie nigdy nie były i nie będą udziałem uczonego psychiatry Dysarta, który oto zadaje sobie pytanie: Czy w cokolwiek w życiu wierzył? Czy cokolwiek w życiu otoczył kultem? Przeciwnie, zrobił wszystko, by być przeciętnym, nijakim, dobrze ułożonym członkiem społeczeństwa a w istocie człowiekiem żyjącym w stałym tchórzostwie i zakłamaniu. "Nigdy nie galopował", jak Alan, nigdy nie usiłował "zaczarować rzeczywistości". I teraz readoptując chłopca zabije w nim to co najcenniejsze: spontaniczność, autentyczność. W wyniku jego uczonych zabiegów Alan "stanie się normalnym, a więc przeciętnym człowiekiem, który będzie przygaszony, ostrożny i całkowicie opanowany, będzie zadawał się tylko z tym, z kim należy, ale nie wykrzesze z siebie wielkiej namiętności". Będzie odkładał parę groszy, zamieniał skuter na samochód, a tak przedtem umiłowane przezeń konie staną się dlań źródłem małych zysków (zakłady) Ale nie będzie cierpiał...

Cóż to więc jest normalność? "To pogodny uśmiech w oczach dziecka [...] ale to także martwe spojrzenie milionów dorosłych [...] to jest upiększona zwykłość, ale także zabijająca przeciętność"

***

"Equus" - kolejna sztuka Petera Shaffera (autora znanego w Polsce z "Polowania na słońce" i farsy "Czarna komedia") stała się wielkim światowym bestsellerem lat siedemdziesiątych. Po prapremierze w Londynie w r. 1973 obiegła sceny Europy, Ameryki, zawędrowała nawet do Argentyny i Islandii. W Polsce przywitana została z bardzo mieszanymi uczuciami. Zanim jeszcze pojawiła się na scenie część krytyki potępiła ją ostro za efekciarstwo i spekulowanie modną konfekcją literacką, część zaś przyjęła z dużym aplauzem, podkreślając nie tylko jej walory formalne, ale i mówiąc o umiejętności pasjonującego ukazania przez Shaffera niepokojów współczesnego człowieka.

Czytałam sztukę w "Dialogu" i oglądałam jej polską prapremierę we Wrocławiu - i nie znalazłam w niej ani

"pseudointelektualnego pustosłowia", jak wyraził się jeden z recenzentów, ani efekciarstwa. Starcie postaw chłopca i psychiatry ukazane jest z ogromnym wyczuciem praw sceny - i co ważniejsze - praw rządzących ludzką psychiką. Dramat ma żywe, wartkie dialogi, ciekawie zarysowane postacie, no i konie...

Sześciu aktorów występuje jako konie. Oczywiście nie mają oni za zadanie imitować prawdziwych koni, lecz oddać atmosferę, jaką wprowadzają te wspaniałe zwierzęta, będące przedmiotem kultu bohatera. "Wrażenie zwierzęcia - mówi w didaskaliach autor - musi być stworzone poprzez ruch [...] wreszcie poprzez wszystkie gesty, wyrażające ostrożność i dumę konia". Z pewnością sztuka zainteresowała Tomaszewskiego przede wszystkim poprzez swój związek z pantomimą - owe partie z udziałem ludzi-koni, rozegrane bardzo pięknie, płynnie, z oddaniem jakiegoś wewnętrznego rytmu. Niemych bohaterów tych scen kreują słuchacze przyteatralnego studium ubrani w dresy i noszący na głowach ażurowe, szkieletowe maski, których wkładanie i zdejmowanie ma charakter ceremonii. Aktorzy w danym momencie nie grający (a wszyscy wykonawcy przez cały czas znajdują się na scenie, i po odegraniu swej partii siadają w głębi na amfiteatralnie ustawionych ławkach) współuczestniczą w tworzeniu odgłosów stąpania koni, uderzeń podków o podłogę. Jest to stały motyw "Equusa". nie mający w sobie nic z naturalistycznie oddawanych dźwięków np. stajni. Muzyka Zbigniewa Koniecznego podkreśla swoisty, płynny rytm tych scen.

Zarówno reżyser, jak i scenograf Marcin Wenzel ściśle podporządkowali się wskazówkom autora, bardzo zresztą obszernym i wnikliwym, zawartym w wyjątkowo długich i szczegółowych didaskaliach. Shaffer dołącza nawet rysunek dotyczący scenografii, chce aby na scenie znajdował się "niski drewniany podest w kształcie koła, na nim rodzaj kwadratowej, drewnianej platformy, przypominającej ring, częściowo ogrodzony drewnianą balustradą...". To rozwiązanie, bardzo proste i surowe jest uniwersalne - służy zarówno jako gabinet psychiatryczny, stajnia, dom rodziców Alana.

***

Kim jest Alan we wrocławskim spektaklu - neurotykiem i szaleńcem, czy człowiekiem normalnym, a tylko niezwykle spontanicznym i autentycznym w swoich reakcjach i porywach, człowiekiem którego zdolność do religijnej ekstazy podnieciła swym wychowaniem matka? Przedstawienie, podobnie jak i sama sztuka, celowo nie daje jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Sugeruje jedynie, że Alan to młodzieniec, który doznał szoku, gdy na przeszkodzie jego namiętnej miłości do koni stanęło uczucie do dziewczyny, miłość fizyczna, traktowana przezeń jako zdrada jego boga, sprzeniewierzenie się kultowi. Z głębi rozpaczy podnosi więc bunt przeciw swemu bogu. W interpretacji młodego zdolnego aktora, Bogdana Kocy, Alan pod maską oschłości, napastliwości, a nawet pewnej brutalności skrywa swą wrażliwość, poczucie wyobcowania i przerażenie siłą owego buntu, który doprowadził go do zbrodni (oślepienie koni). Niewątpliwie jest to moment w sztuce najbardziej ryzykowny, - drastyczny, najtrudniejszy do oddania na scenie. Niedostateczne wypunktowanie przyczyn oślepienia koni przez Alana trzeba chyba złożyć na kark reżysera. Z tekstu wynika, że miały one podłoże religijno-mistyczne, ze spektaklu - że była to reakcja na nieudaną inicjację seksualną.

Umiejętnie skontrastowany z Alanem Dysart Igora Przegrodzkiego - to przygaszony intelektualista, bardzo pewny swych racji w pierwszych scenach i stopniowo tę pewność tracący aż do poczucia całkowitej przegranej. Są to dwie silne role przedstawienia, pozostałe wypadły nieco słabiej.

Pewne usterki reżyserskie i aktorskie nie zmieniają jednak faktu, że spektakl proponuje widzowi coś ważkiego do przemyślenia, mówi bowiem o sytuacji dzisiejszego człowieka, przytłumionego przez cywilizację zbyt uporządkowaną, chłodną, wystudzoną, unifikującą ludzką jednostkę i czyniącą ją składnikiem, anonimowej masy. Cywilizację odbierającą człowiekowi jego autentyczność, poczucie tożsamości, odrębność - a więc indywidualność.

"Equus" jest oskarżeniem psychoanalizy, która nie jest w stanie przeniknąć tajemnicy, jaką jest ludzka natura, a bazując na przeciętności jako na normie niszczy to, co w człowieku nieprzeciętne. Na szczęście człowiek nie stanowi tylko sumy zabiegów wychowawczych, jakie podejmuje wobec niego rodzina czy społeczeństwo, dlatego ta jego inność, mająca w sobie zarówno siły twórcze jak i niszczące - czasami ostaje się wobec naporu "cywilizacji mrowiska", w której ton nadaje człowiekowi "zabijająca przeciętność".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji