Artykuły

Gorki raz jeszcze

Przy końcu sezonu w naszych teatrach mieliśmy niemal festiwal sztuk rosyjskich i radzieckich. W Warszawie po "Słoniu" Kopkowa, "Wiśniowym sadzie" Czechowa i "Rozstaniu w czerwcu" Wampiłowa kolejną premierą byli "Barbarzyńcy" Gorkiego. Dla porządku odnotujmy "Annę Kareninę" na scenie w Katowicach, kolejne przedstawienie bestsellera ostatniego sezonu - sztuki Gorina "Zapomnieć o Herostratesie", którą tym razem wystawił łódzki Teatr Powszechny. Jest jeszcze "Człowiek znikąd" Dworieckiego w Krakowie i "Rozstanie w czerwcu" Wampiłowa w Gorzowie, a było także znakomite przedstawienie telewizyjne "Mieszczan" Gorkiego ze świetną rolą Mariusza Dmochowskiego - Biezsiemionowa.

Dziś parę słów o jednej z ostatnich premier warszawskiego sezonu, czyli o "Barbarzyńcach" Gorkiego w Teatrze Powszechnym, sztuce wyreżyserowanej przez Aleksandra Bardiniego. Od czasu "Sprawy Dantona" Przybyszewskiej, inaugurującej po remoncie działalność sceny na Pradze, nie mieliśmy w tym teatrze tak interesującego przedstawienia.

Przypomnieć tu warto, że kolejne premiery, łącznie z poprzedzającą "Barbarzyńców" - "Nieboską komedią", budziły sporo wątpliwości. I wszyscy czekaliśmy na wydarzenie na tej scenie, dysponującej jednym z najznakomitszych w Warszawie zespołów aktorskich. Właśnie w "Barbarzyńcach" możemy ujrzeć go w pełnym blasku. Jest to oczywista zasługa samych aktorów, ale i reżysera A. Bardiniego, który skomponował właśnie aktorski spektakl, czytelny, przejrzysty i bardzo piękny. Jest w nim coś z czechowowskiego nastroju, z melancholii "Wiśniowego sadu" i "Trzech sióstr". W kreowaniu tego nastroju ma swój udział także scenograf Jan Banucha, który stworzył ponadto bardzo funkcjonalną dekorację.

Warszawska premiera odbyła się w siedemdziesięciolecie pierwszego przedstawienia "Barbarzyńców" na scenie polskiej. Przygotowane ono zostało w Krakowie, w Teatrze im. Słowackiego w r. 1906. Potem były jeszcze bodaj trzy inscenizacje, z których dwie stworzyła Lidia Zamkow (Teatr "Wybrzeże" - 1952 r. i Teatr im. Słowackiego w Krakowie - 1970 r.). Scena polska - jak z tego wynika - nie miała przekonania do tego dramatu Gorkiego. Akcja komponuje się tu wedle reguł melodramatycznej intrygi, obraz rosyjskiej prowincji namalowany został dość stereotypowo, zwłaszcza po gogolowskim "Rewizorze" i "Trzech siostrach" Czechowa. Ma natomiast ta sztuka wręcz znakomity materiał dla pracy aktora i to właściwie nienal we wszystkich rolach. W tym właśnie tkwi chyba jej najpoważniejszy walor teatralny.

Przedstawienie rozpoczyna się niczym film puszczony w zwolnionym tempie. W ogrodzie, a może na jakimś skwerze, gdzie gospodarz kiosku z kwasem chlebowym wystawił kilka stolików, spotykają się ludzie z miasteczka. Plotki, ploteczki. Wymiana sensacji, na żywo prowadzona kronika tówai zyska miasteczka. Wszystko to dzieje się w monotonnym rytmie, leniwie. I nagle z tej powszechnej paplaniny wynika, że do miasta mają przyjechać inżynierowie, którzy będą budowali drogę.

O tej drodze będzie się często mówiło. Na jej budowie można zyskać, można też stracić. Ludzie o tym dobrze wiedzą, zaczynają się niepokoje. Teraz zdarzenia toczą się coraz bardziej wartko. Droga, która ma połączyć miasteczko ze światem, o którym zresztą niewiele wiemy, jest prawie symbolem. Wszystko tu dzieje się dzięki niej, choć jeszcze jej nie ma. Ale wśród wielu sentencji tej sztuki jest i ta, że "ludzie budują drogi, a człowiek nie ma gdzie iść..." I wszystko się kończy samobójczym strzałem Nadieżdy Monachowej.

Melodramatyczny wątek dobiega końca, inżynierowie wyjeżdżają. Niczego w tym świecie nie zmienili. Cyganow dlatego, że właściwie nie chciał niczego zmieniać. Czerkun, bo choć miał może jakieś plany w tym względzie, jakąś ideę bliżej zresztą nieokreślonego świata ludzi wolnych, sam okazał się słaby. Inżynierowie odjeżdżają niczym barbarzyńcy, niczego nie zrozumieli z zastanej cywilizacji. Naruszyli tylko panujący w tym świecie ład. Po ich odjeździe porachunki zostaną wyrównane, rany, które spowodowali, zabliźnią się. Wszystko wróci do normy.

W finałowym akcie tempo znowu spada. Miasteczko i jego ludzie dalej pozostawieni zostaną własnemu losowi. I nikt nie wie - dobrze to czy źle.

W Warszawie dawno nie oglądano takiego koncertu aktorskiego. Tu nawet w epizodycznych rolach mamy malutkie arcydzieła, jak choćby arcyplotkarz, donosiciel Głowastikow Mieczysława Pawlikowskiego, włóczęga i obieżyświat Gustawa Lutkiewicza czy też Bogajewska Barbary Ludwiżanki lub Katia Joanny Żółkowskiej. Wszystkie role trudno wymienić, choć wszystkie na pewno zasługują na uwagę i uznanie.

Przejmujący jest Bronisław Pawlik jako Monachow. Po trosze safanduła, po trosze pantoflarz. Toleruje fakt, że w jego żonie kocha się wielu jego znajomych. On sam wciąż jest pewny, że ona żadnego z nich nie darzy uczuciem. I nagle pada ten samobójczy strzał, odbierający Monachowowi jedyną wartość, jaką w tym świecie posiadał.

Bardzo ciekawą rolę jego żony - Nadieżdy, stworzyła Anna Seniuk. Na romansową modłę wyniosła i zakochana w jednym z przyjezdnych inżynierów, żyje w świecie stworzonym przez własną, bardzo naiwniutką wyobraźnię. W końcu, w zgodzie z zasadami melodramatycznych perypetii romansowych, ginie śmiercią samobójczą.

Wreszcie barbarzyńcy. Inżynier Cyganow. Stanisław Zaczyk przedstawia nam go jako człowieka aż cynicznego w dystansie do wszelkich spraw, które go otaczają. Jego Cyganow jest jak wypalony czerep. Zasługą Zaczyka jest to, że dostrzegliśmy w tej pustce iskierkę tragicznego losu. która rozpala się na jeden moment w chwili wyznań czynionych Monachowej. Ale w chwilę potem popiół znowu tę iskrę przysypie. Piękna, doprawdy, rola.

Pewne wątpliwości budzi drugi z inżynierów - Jegor Czerkun Władysława Kowalskiego. Jego "program" składa się jak gdyby z sumy przypadkowych decyzji, czasem po prostu żywiołowych odruchów, potomka pańszczyźnianych chłopów, reagującego na poniżenie drugiego człowieka. Czerkun Kowalskiego jest na pewno przejmujący w tej szamotaninie sprzecznych uczuć i myśli, ale mógłby być tragiczny. Są to jednak wątpliwości, które adresować można nie tylko do aktora, lecz także do reżysera, a w pierwszej kolejności chyba także do Gorkiego, który może zbyt wiele postawił w tej sztuce znaków zapytania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji