Artykuły

Zaproszenie do podwórkowej zabawy

ELŻBIETA LENKIEWICZ: Do bajeczki Paula Maara wracasz po swojej pierwszej realizacji w krakowskiej "Bagateli". Przymierzasz się jeszcze do kolejnej, po wyjeździe z Olsztyna. Co tak urzekło ciebie w tym tekście, że nie bojąc się posądzenia o powielanie wcześniejszych pomysłów

znów przystąpiłeś do pracy nad tą bajką?

TOMASZ KOWALSKI: Powiem więcej, wracam do niej zawsze z dużą chęcią i radością, ponieważ ten bezpretensjonalny tekst na trzech zaledwie wykonawców stwarza znakomicie możliwości do odkrywania wciąż nowych obszarów wyobraźni dziecka, co w dużej mierze wynika ze wzajemnych relacji aktor - mały widz.

Sztuka jest tak pomyślana, że dziecko w sposób naturalny włącza się do akcji na scenie dostrzegając w bohaterach kolegów ze swoich podwórkowych zabaw. Trójka przyjaciół - Dezyderiusz, Kminek i Dobosz bawią się zatem w teatrze w to, w co dzieci - w berka, chowanego, w rozmaite sztuki-magiki. Postaci Maara są jak mali widzowie - trochę pocieszni, trochę nieśmiali, bezradni w złości, równie szybko obrażający się jak przepraszający. Robią sobie kawały, biją się, podstawiają nogi, solidaryzują się gdy pojawi się ktoś obcy, po czym chętniej przyjmują go do swego grona. Bawiąc się, jednocześnie uczą tak ważnych pojęć, jak przyjaźń i tolerancja, ładnie tu, bez natrętnego dydaktyzmu przez autora podanych.

EL: Trzymając się "litery tekstu" pozwalasz jednak aktorom na sporą improwizację.

TK: To też jeden z powodów, dla których tak lubię tę bajkę. Ona jest wciąż świeża i odkrywcza przez to właśnie, że pozwala na duży margines swobody interpretacyjnej. W czasie pracy wszyscy dorzucają swoje pomysły, po czym wspólnie je próbujemy i weryfikujemy.

EL: Widziałam na próbach, że wykonawcy zlani potem nie mają chwili wytchnienia.

TK: A czy dzieci na podwórku odpoczywają w trakcie najlepszej zabawy? Aktorzy muszą znaleźć się w konwencji podwórkowo-cyrkowych wygłupów, a to przecież wymaga dużej wytrzymałości fizycznej. Dopiero wtedy jednak będą wiarygodni. Satysfakcja warta jest tego wysiłku. Sprawdziłem to wielokrotnie, gdy dzieciaki po prostu wdzierały się na scenę, by uczestniczyć we wspólnej zabawie.

EL: Tak przekonująco o tym mówisz, a tymczasem sporo dorosłych kręci nosem gdy słyszy, że to bajka na scenie kameralnej .

TK: Bo dorośli przyzwyczaili siebie i dzieci do odbioru takiej bajki w teatrze, w której musi być królewna, czary i bogata wystawa. Oczywiście nie mam nic przeciw takim pozycjom pod warunkiem wszak, że widz oczarowany bogactwem oprawy jednocześnie będzie miał poczucie kontaktu z bohaterami bajki. Tymczasem większość klasycznych opowieści ma konstrukcję zakładającą z góry wyraźny podział na widownię i scenę, z której gładko płyną kolejne historie. Ja zaś uważam, że dzieciaki trzeba po prostu zagarnąć do wspólnej zabawy. Wówczas nie ma nudy, kręcenia w fotelach - jest wspólne po obu stronach teatralne przeżycie.

EL: Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji