Gdyby nie pewna germanistka...
Teatr Powszechny w Warszawie obchodzi swoje 20-lecie. Z tej to okazji 15 października Jerzy Stuhr wystąpił na deskach Powszechnego z "Kontrabasistą" Patricka Suskinda. Było to 500. przedstawienie świetnego monodramu w wykonaniu popularnego aktora. Premiera "Kontrabasisty" odbyła się przed 10 laty w krakowskiej piwnicy Starego Teatru.
Przez 10 lat Jerzy Stuhr w dwóch wersjach językowych
- polskiej i włoskiej - odbył z tym spektaklem wielkie światowe tournee od Włoch przez Kanadę, USA, Niemcy, Anglię i Austrię. Teraz mamy okazję oglądać go w Warszawie.
- Nie lubię monodramu - wyznaje Stuhr w swojej autobiografii "Sercowa choroba, czyli moje życie w sztuce". Bo mi się wydaje sztuczna, fałszywa sytuacja, kiedy ten na scenie coś mówi do siebie głośno, no, do siebie, bo partnera nie ma i udaje, że nas nie widzi. A tutaj Suskind sprytnie wymyślił, jak ów trójkąt zamienić na prostą przebiegającą na linii wzroku aktor-widz.
O czym opowiada "Kontrabasista"?
O ambicji, która jest niewspółmiernie większa niż zdolności, o miłości do instrumentu, o złamanym przez sopranistkę Sarę sercu muzyka.
- Ona tam na wielkiej scenie, w blasku świateł, a ja tu w orkiestronie, wstrętnej, brudnej dziurze i jeszcze w ostatnim rzędzie orkiestry, i by zaistnieć ryknę dzisiaj wieczór w czasie spektaklu: "Saraa!!!",z mej dziury i będzie skandal - kończy przedstawienie aktor.
PS. Kontrabas - wedle Augusta Suskinda, autora sztuki, to bardzo nieporęczny instrument. Nie można go nieść, trzeba dźwigać, a jeśli upadnie, to już po nim. Kontrabas wygląda jak stara, gruba baba. Biodra o wiele za szerokie, talia zupełnie nieudana i do tego wąskie, rachityczne ramiona, zwariować można! A bierze się to z tego, że kontrabas według historii muzyki - jest obojnakiem. Kontrabasistą nie można się urodzić. Kontrabasistą zostaje się z przypadku i rozczarowania - twierdzi Suskind.
Stuhr kontrabasistą "nie został" z rozczarowania, ale raczej z przypadku. Gdyby nie spotkanie z germanistką - tłumaczką sztuki, Barbarą Woźniak, w pewien jesienny, wstrętny, mokry krakowski wieczór roku 1984, kiedy aktor zmęczony nudą kolejnego spektaklu wracał do domu, nie byłoby "Kontrabasisty".
I nie oglądalibyśmy 500. przedstawienia tego wspaniałego spektaklu na jubileuszu Teatru Powszechnego.