Artykuły

Artysta chce być chwalony, czyli nowy sezon w Horzycy

- Na pewno nie będziemy robili już sezonów tematycznych. Nieprawdą jest jednak, że od wielu lat skupialiśmy się na sztukach o podobnej tematyce - mówi dyrektor JADWIGA OLERADZKA przed kolejnym sezonem Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu.

Grzegorz Giedrys: Miesięcznik "Teatr" przygotował niedawno zestawienie, w którym krytycy wskazują najciekawsze wydarzenia artystyczne minionego sezonu. Nasz teatr znalazł się tam tylko w trzech miejscach, a o Teatrze Polskim mówiono aż 24 razy.

Jadwiga Oleradzka: - To złożona sytuacja. Mamy obecnie dominujący nurt w młodej krytyce, który interesuje tylko jeden typ teatru. I ta - powiedzmy - moda sprawia, że odwiedzają oni tylko niektóre wybrane teatry. Nie umiem powiedzieć, ile z głosujących osób widziało chociaż jeden spektakl na naszej scenie.

Możliwe, że nie przyjeżdżali do nas ostatnio, bo dominantą w sezonie 2011/12 były sprawy obyczajowe, relacje małżeńskie, problem zdrady.

- Nie sądzę. Proszę poza tym zauważyć, że od tej dominanty odstają: "Porucznik z Inishmore", "Mroczna gra" i "Ofelie". A spektakl "O miłości" Norena w reżyserii Iwony Kempy na pewno miałby więcej pozytywnych recenzji, gdyby pojawił się w nieco innym kontekście. "Ofelie" z kolei to - moim zdaniem - spektakl kontrowersyjny, ale też ciekawy pod względem artystycznym. Pewnie dlatego dostał wyróżnienie w konkursie na wystawienie współczesnej sztuki polskiej. Więc gdzie ta dominanta, skoro z sześciu premier cztery są na inny temat?

Wielu recenzentów wręcz zmasakrowało ostatni wasz sezon. "Gazeta" też was krytykowała.

- Opinie były różne i nie zawsze sprawiedliwe. Na pewno nie będziemy robili już sezonów tematycznych - było to celowe w czasie naszego jubileuszowego sezonu polskiego, ale wiem, że nieco inaczej przyjęto cykl "Żeńskie - męskie". Nieprawdą jest jednak, że od wielu lat skupialiśmy się na sztukach o podobnej tematyce.

Jak zespół zareagował na tę krytykę?

- Zespół nigdy dobrze nie reaguje na krytykę. To naturalne i zrozumiałe. Powiedzmy sobie wprost: artysta zawsze wolałby być chwalony, a gdy się go nie chwali, jest po prostu zły.

Zwolnienia już się skończyły?

- Tak, odeszło w sumie dziewięć osób. Były to zwolnienia konieczne z powodu zmniejszonej dotacji. Obecnie borykamy się z innym problemem. Zmieniła się ustawa o działalności kulturalnej i skończył się czas dyrektorów powoływanych na czas nieokreślony.

Takich jak pani.

- Tak, właśnie. Ustawa wymusza zatrudnienie kierownictwa instytucji na czas określony. Marszałek województwa, który jest organizatorem Teatru Horzycy, zaproponował mi poprowadzenie teatru przez trzy sezony, a minister ten wybór zaakceptował. Ale na razie umowa nie została jeszcze podpisana. To bardzo szczegółowy dokument, który precyzuje, co będzie się u nas działo przez najbliższe trzy lata. Musimy dać w sezonie sześć premier, 220 spektakli, które zobaczy co najmniej 40 tys. widzów przy średniej frekwencji rzędu 80 proc. na dużej scenie i 90 proc. na małej.

Ale obłożenie widowni zawsze macie rzędu 100-105 procent.

- Może nie aż tak, ale prawie. W normalnej sytuacji nie byłoby problemu ze zrealizowaniem takiego zapisu, ale proszę pamiętać, że pracujemy w warunkach kryzysu ekonomicznego. Dopóki nie podpiszemy tego dokumentu, trwamy w pewnym zawieszeniu. Na dodatek prześladuje nas pech. Niestety, na pewno nie uda nam się we wrześniu pokazać premiery dla dzieci o Pippi Langstrumpf.

Dlaczego?

- Pojawiły się nieoczekiwane problemy związane z prawami autorskimi do dzieła Astrid Lindgren. I to na dwa tygodnie przed premierą! Gdybyśmy dostali sygnał, że coś się dzieje w czerwcu, moglibyśmy całkowicie inaczej zaplanować to przedstawienie. Na pierwszą premierę poczekamy więc do 6 października. Będzie to "Koncert życzeń, czyli Historia polskiej muzyki rozrywkowej".

Spektakl muzyczny, jak można się domyślić.

- Tak. 1 grudnia odbędzie się zaś prapremiera "Klary" - adaptacji powieści Izy Kuny w reżyserii Piotra Kruszczyńskiego. 1 marca pokażemy "Body Art" Igora Bauersimy w inscenizacji Michała Siegoczyńskiego. Później planujemy na dużej scenie "Królową ciast" Beli Pintera - ten spektakl przygotuje Iwona Kempa. Spektakl "Skórka pomarańczowa" Mai Pelević wyreżyseruje zaś Maria Spiss. Niewykluczone, że uda nam się też przygotować "Pięć róż dla Jennifer" Annibale Ruccello w ramach Sceny Inicjatyw Aktorskich. I prawdopodobnie - zamiast bajki - jedno jeszcze przedstawienie na małej scenie. Bajka natomiast pojawi się u nas prawdopodobnie w czerwcu lub wrześniu następnego roku. To będzie lżejszy repertuar niż w poprzednim sezonie. Moim zdaniem ukłon w stronę widza jest lepszy niż podwyżka cen biletów.

Będzie też cykl poświęcony poezji.

- Jak pan wie, nasz cykl "Dramat europejski XXI wieku" odbywał się co miesiąc. Teraz obok dramatu europejskiego pojawi się poezja. Zaczniemy od "Wystarczy" Wisławy Szymborskiej. Zaraz po śmierci noblistki zaprosiliśmy torunian na spotkanie z jej wierszami. Bardzo wielu widzów nie bało się wejść na scenę, aby publicznie przeczytać jej poezję. Spotkania z poezją planujemy we foyer: bez sceny i reflektorów. Na pewno pojawią się "poeci przeklęci", czyli Andrzej Bursa, Edward Stachura i Rafał Wojaczek. Będą poetki: Anna Świrszczyńska i Julia Hartwig, autorzy dla dzieci: Jan Brzechwa i Julian Tuwim, a także twórcy związani ze środowiskiem "bruLionu".

Jedno jeszcze - w niedzielę 16 września będzie u nas dzień otwarty. Dzieci w godz. 12-14 będą mogły obejrzeć scenę i kulisy teatru, wystąpią aktorzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji