Artykuły

Kurs mistrzowski

Jego Magnificencję Pana Rektora krakow­skiej PWST znam, jak inni pamiętliwi lublinia­nie, od 1967 r, gdy jako student zagrał w sztu­ce Picassa (sic!) z Teatru STU. Mogę więc po­wiedzieć, że znam pół kopy chwytów aktor­skich stosowanych przez Jerzego Stuhra.

W Lublinie (w Kontrabasiście - przyp. dzi­siejszy) stosował następujące: zamyślenie z frasobliwą miną, zamyślenie bez miny, rezy­gnacja ("ale olewam!"), nagły barani śmiech, płaczliwa melancholia, głupawy prześmiech, zdławiony żal (...) patetyczne zrezygnowanie, ironiczne mentorstwo, mina małpy z dodat­kiem bólu, rozdygotany płacz, śmiech niepoha­mowany i zacne dostojeństwo. Oczywiście, coś mogłem przegapić, bo - o dziwo - z tego wszystkiego lepi się mozolnie - przez ponad 1,5 godziny - skończony portret nieudacznika, kabotyna o cechach nas wszyst­kich, któremu, śmiejąc się, zaczynamy współ­czuć i z którym - o dziwo kolejne - potrafimy się utożsamić. Bardzo dobra krakowska szkoła aktorstwa średniego pokolenia, czyli ta, która dziś decy­duje o obliczu polskiego teatru.

Cóż to za tekst? Po jednym drobiazgu (aktor ten bodaj już nie jest rektorem PWST w Krako­wie) można poznać, że nie są te refleksje efektem aktualnego spotkania z Jerzym Stuhrem, który po ośmiu latach - w niedzielę i poniedziałek - zagrał ponownie w Lublinie na kontrabasie i zaprezen­tował monodram według książki Patricka Suskinda. Ale wszystko inne się nadal zgadza! Zga­dza się, chociaż jest to recenzja napisana wów­czas, w roku 1994, gdy oglądaliśmy "Kontrabasi­stę" na scenie Teatru Osterwy w ramach Lubel­skiej Premiery Teatralnej. W archiwum Centrum Kultury, współorganizatora Premiery, odnalazła ją na moją prośbę Barbara Luszawska (wielkie dzięki!). Fragment wykropkowany zniknął nie­stety przy kserowaniu, ale jego brak na szczęście nie zniekształcił wydźwięku całości.

A cytuję ten fragment recenzji pt. "Kursy mi­strzowskie" (omawiał też dwie inne sztuki pre­zentowane na LPT) specjalnie, żeby pokazać, że dobra sztuka, sztuka aktorska się nie starze­je. Bo czym się różnił "Kontrabasista" pokazany obecnie w sali Filharmonii Lubelskiej od tego sprzed blisko ośmiu lat? Może dało się wyczuć większe doświadczenie aktora, który od tamte­go czasu przeżył zawał serca oraz przygodę z filmem i mniej dziś na scenie szarżuje. Korzystał też przy puszczaniu muzyki nie tylko z płyt winylowych, ale i z rzadkich jeszcze wówczas kompaktów. I tyle. Jego spektakl to wciąż kurs mistrzowski dla teatralnych odbior­ców prowadzony przez jednego z luminarzy polskiej sceny. Publiczność o tym wie i dlate­go w filharmonii zasiadły nadkomplety wi­dzów na aż trzech przedstawieniach monodra­mu Stuhra, co zapewne trafi do annałów nie tylko tej instytucji, podobnie jak to, że "Kontrabasista" od premiery z roku 1985 został zagra­ny w Lublinie po raz 568, 569 i 570.

Jest jeszcze jedna różnica i jedno podobień­stwo z przedstawieniem z maja roku 1994 - i pierwsze, i drugie nie zawinione przez aktora. Różnica taka, że w Teatrze Osterwy jest dużo lepsza (powiedzmy: inna) akustyka niż w nie­przystosowanej do wystawiania dramatów tea­tralnych filharmonii. Tylko temat - opowieść o nieszczęsnym kontrabasiście wielbiącym i nie­nawidzącym ten instrument, a zakochanym nie­szczęśliwie w solistce sopranistce - uzasadnia w jakiś sposób to, że sztuka została pokazana w tej sali, sali gdzie całe kwestie potrafią wsiąk­nąć w czarną szmatę zasłaniającą organy, gdzie końcówki cichszych zdań fruwały gdzieś w nie­botycznej przestrzeni koncertowej, ale nie do­cierały do uszu odbiorców. Stanowczo Impresa­riat FL nie powinien ponawiać prób wystawiania dramatów w tej koncertowej przestrzeni, nawet gdy jest pewien, że - jak w tym przypadku - osią­gnie niebotyczny sukces finansowy.

A podobieństwo? Zupełnie tak samo jak tamtego pamiętnego maja publiczność karnie zerwała się do sanding ovation. Mijają lata, ro­sną nowe pokolenia widzów, a tego lubelskiego prowincjonalizmu nijak nie da się wytrzebić, co krytyka boli, nawet gdy ma świadomość, że w przypadku kursu mistrzowskiego udzielone­go przez Jerzego Stuhra wyrażanie uznania owacją na stojąco ma jakieś swoje drobne uza­sadnienie. Tylko co o tym pomyślał sam aktor, który występował już - nie tylko z "Kontrabasi­stą" - przed audytoriami całego świata i próżny wbrew pozorom nie jest? Ot, kwestia!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji