Przypadek Klary
Tytuł spektaklu brzmi co prawda "Przypadek Klary", lecz po kreacji Kingi Preis śmiało można by go zatytułować Przypadek Kingi. Nie od dziś wiadomo, że aktorstwo bywa tylko czasami sztuką. Zostać jednak świadkiem prawdziwej kreacji aktorskiej wcale nie jest łatwo. Wszyscy, którzy mieli przyjemność obejrzeć inscenizację dramatu Dea Loher "Przypadek Klary" w reżyserii Pawła Miśkiewicza z Kingą Preis w roli głównej, mogą bez wątpienia powiedzieć, że obcowali z artystycznym wydarzeniem. Powodem może nie jest cały spektakl, a głównie rola wrocławskiej aktorki. To jednak wystarczy, aby przez 110 minut oglądać efekt jaki przynosi połączenie talentu z pracowitością. Artystka czaruje widzów nagłymi zmianami nastrojów, od radości po wzruszenie, włącznie ze łzami. Nie sposób nie dać się porwać. Dyskretnie towarzyszą jej min. Ewa Skibińska (siostra) i Mariusz Kiljan (przyjaciel). Zatrzymajmy się jednak przy samym spektaklu. Przedstawia on kawałek pokręconego życia trzydziestoparoletniej kobiety. Poznajemy ją jak porzuca pracę tłumaczki instrukcji obsługi sprzętu AGD. Traktuje to jako pierwszy krok nowego życia. Życia łamiącego konwenanse, życia trochę pod prąd. Niestety postanowienie okazuje się bardzo trudne do zrealizowania. Nie układa jej się na płaszczyźnie zarówno zawodowej, jak i emocjonalnej. Zawodzą ją kolejni mężczyźni, a nawet własna siostra. Mimo że wydźwięk przedstawienia nie jest zbyt pozytywny, to autorka tekstu i reżyser nie stronią od humoru. Pomysł zaśpiewania piosenki Beatlesów przez Kingę Preis jest znakomity. Twórcy nie stronią od innych niekonwencjonalnych rozwiązań scenicznych. W sztuce np. bierze udział zespół hip-hopowy Grammatik. Zaskakująca jest również jeżdżąca scena i udział obcokrajowca - Thong Ngguyen-Vana. Wszystko to sprawiło, że "Przypadek Klary" ogląda się z przyjemnością. Warto jeszcze przypomnieć, że Kinga Preis otrzymała główną nagrodę na 42. Kaliskich Spotkaniach Teatralnych - Festiwalu Sztuki Aktorskiej.