To już ostatni "Przypadek Klary"
W czwartek aktorzy Teatru Polskiego zagrali "Przypadek Klary" Dei Loher w reżyserii Pawia Miśkiewicza po raz 115. A dziś grają po raz ostatni. Piszę uroczyście, bo to trochę przypomina mi pogrzeb. Zostaną tylko plakaty, programy, zdjęcia i recenzje. Nie to, co kiedyś - pożegnanie z tytułem miało charakter trochę żartobliwy. Aktorzy zapraszali swoich znajomych i przyjaciół, a na scenie działy się dziwne rzeczy. Choć aktorzy robili sobie różne kawały, to jednak nie wypaczali treści i idei całego przedsięwzięcia. Dzisiejsze pożegnania tytułów przypominają raczej rozstanie z życiem. W końcu spektakl umiera.
Dla porządku przypomnijmy, że premiera tego przedstawienia w obecności autorki odbyła się 30 listopada 2001 roku. Statystycznie w ciągu roku był on grany szesnaście razy. Eufemistycznie napiszmy, że frekwencją cieszył się średnią, ale zebrał głównie dobre i bardzo dobre recenzje. Na najbardziej prestiżowym festiwalu sztuki aktorskiej, 42. Kaliskich Spotkaniach Teatralnych, Kinga Preis za rolę tytułową dostała nagrodę główną, a Ewa Skibińska za rolę Ewy jedną z nagród o szczebel niższej rangi. Choć aktorki otrzymały je od jury zdominowanego przez wrocławian (Halina Skoczyńska, Krzysztof Mieszkowski i Igor Przegrodzki), to jednak absolutnie im się te nagrody należały, co potwierdziłby pewnie każdy inny sędziowski skład.
Dla wielu, zwłaszcza młodych, widzów dużą atrakcją jest śpiewający na żywo hiphopowy duet Eldoki i Jotuze, czyli Grammatik, który rozpadł się w maju tego roku.
Fabuła tej niemieckiej sztuki nie jest specjalnie skomplikowana. Tytułowa bohaterka powoli zaczyna się orientować, że kompletnie nie jest przystosowana do świata. Nie umie udawać, kłamać, nie rozumie międzyludzkich gier. Nie sprawdza się też w pracy, która polega na pisaniu instrukcji obsługi sprzętu gospodarstwa domowego. To portret pokolenia trzydziestolatków i jeden ze spektakli, którzy otworzył lawinę przedstawień wykorzystujących projekcje i różne multimedialne zdobycze.