Z góry
Z góry. Właśnie z tej niecodziennej w teatrze perspektywy oglądamy scenę. Reżyser Paweł Miśkiewicz usadził widzów krakowskiego Teatru Miniatura (małej sceny Teatru im. Słowackiego) z czterech stron czegoś w rodzaju ogromnego dołu: w nim, jakieś trzy metry poniżej naszych nóg, znalazł się świat spektaklu. Czyli rozpaczliwie biedny pokój, raczej nora do mieszkania, przedstawiana realistycznie, bez jakichkolwiek teatralnych upiększeń. W realistycznym też, wręcz naturalistycznym stylu, dosłownie, z całą obrzydliwością życia bez osłonek, poprowadzona została opowieść o oszalałej kobiecie - i mężczyźnie kiedyś z nią związanym, dziś pozornie odległym, ale wciąż nie potrafiącym wyszamotać się z psychologicznych więzów. Skleiła ich na zawsze nie do końca jasna tajemnica z przeszłości: zbrodnia, a może tylko tchórzostwo? Teatr bardzo starannie i pieczołowicie odniósł się do sztuki młodego krakowskiego dramatopisarza Rafała Maciąga: aktorzy - Iwona Bielska i Krzysztof Jędrysek weszli w swe patologiczne, budzące półodrazę, półlitość postacie z wielkim oddaniem i pasją. Aliści pieczołowitość ta, tuszująca rozmaite wady i uwypuklająca zalety, nie potrafiła ukryć najpoważniejszego niedostatku utworu: niedostatku dramatyczności. "Ona" Rafała Maciąga okazała się - bardziej na scenie niż w czytaniu - dziełem statycznym, w którym oglądamy tylko kolejne warianty tej samej, niezmiennej sytuacji wyjściowej. A to w końcu jednak nuży i kładzie się cieniem na godnych uznania wysiłkach tak dramatopisarza jak teatru.