O diable, co w siebie nie wierzy
Poetyka renesansowych dramatów, bardzo wyraźnie jednak podszytych średniowieczem, jego dosadnością i lękami przed transcendentem, mającym jednak wymiar bardzo realny, np. płonącego otwartym ogniem piekła, oraz porywczość i namiętność uczuć postaci dramatycznych wyraźnie służy zespołowi Teatru Ludowego. Jak Szekspirowskie dramaty wystawiane na nowohuckiej scenie, tak i najnowsza premiera - "Kochankowie piekła" wg Calderona - przygotowana dla sceny przy Kanoniczej 1, porywa swoistą witalnością, tempem, żądzą życia i ryzyka, desperacją, ciekawością świata doczesnego i wiecznego, a przede wszystkim przebijającą przez wszystko zabawą.
Diabelska tragifarsa, którą stworzył na motywach komedii Calderona Jarosław Marek Rymkiewicz, posłużyła młodemu reżyserowi Markowi Fiedorowi do stworzenia widowiska, w którym status diabła jest równie wątpliwy jak w naszej rzeczywistości, a nie niepodważalny jak w świecie Calderona. Fiedor skorzystał ze sposobu w jaki Rymkiewicz, wspierając się filozoficznymi dywagacjami Leszka Kołakowskiego, uwspółcześnił hiszpańskiego Mefista. Ten diabeł nie jest do końca przekonany ani o swoich możliwościach, ani o swoim istnieniu. Nie potrafi w pełni być w swoich kolejnych wcieleniach ani chłopcem, ani dziewczyną, ani rozkoszną kochanką, ani wesołym kompanem, ani nawet bezwzględnym Księciem Navarry. Wszędobylski i wszędzie niepewny swego, zawsze zabiega o cudze zainteresowanie. To szalenie dynamiczna i pełna efektownych metamorfoz rola Barbary Krasińskiej.
Kameralność tej sceny zapewniła jednak każdemu z aktorów jego pięć minut popisu, a pomysłowość reżysera sprawiła, że niewielka piwnica nie była za ciasna dla wcale niemałej gromady aktorów. Nie można więc nie wspomnieć sympatycznym słowem Calderonowskich służących, Inez - Agaty Jakubik, Moscona - Krzysztofa Gadacza i Clarina - Piotra Piecha. Ich farsowe utarczki i zaloty szczęśliwie udzielały się niekiedy parze głównych kochanków, Justynie - Beaty Schimseiner i Cyprianowi - Wojciecha Szawula, którzy nie dającą się okiełznać wzajemną namiętność okupili męczeństwem.
Diabeł, który był sprawcą zarówno owych namiętności, jak i męki kochanków, niezamierzenie pokonał w konsekwencji samego siebie. Zapalił więc papierosa i smutny zszedł ze sceny. Pozostało jedynie pytanie, czy człowiek będzie umiał się znaleźć w świecie bez diabła...?