Artykuły

Romans z kurtyzaną

Nad historią Małgorzaty Gautier, bardziej znanej jako Da­ma Kameliowa, pokolenia pań i dziewcząt wylały już morze łez. Ale dzieje sławnej parys­kiej kurtyzany, opisane przez Aleksandra Dumas - syna, zaj­mowały także twórców filmo­wych, operowych i teatralnych. Najlepszym tego dowodem jest ostatnia propozycja olsztyńskie­go teatru, który na swojej sce­nie wystawił "Historię Damy Kameliowej".

Osnuty na motywach głośnej, dziewiętnastowiecznej powieści spektakl okazał się jednak - zapewne wbrew założeniom - niezbyt... wzruszający. A powo­dów jest co najmniej kilka.

Przede wszystkim mało prze­konujący wydaje się pomysł inscenizacyjny. Odnosi się wraże­nie, że jego pomysłodawczyni i reżyser w jednej osobie nie bar­dzo umiała poradzić sobie z epi­cką materią literackiego pier­wowzoru. Bogusława Czosnowska odebrała bowiem scenicz­nym zdarzeniom rolę budulca akcji. W swoim spektaklu prze­rzuciła ją na postać ojca głów­nego bohatera, Pana Duvala (Władysław Jeżewski). Jest on równocześnie narratorem i uczestnikiem miłosnego dramatu dwojga kochanków. Przypisany mu komentatorski obiektywizm trąci fałszem i - co gorsza - nie oddaje wstrząsającego właś­nie nim dramatu. Dramatu oj­ca ratującego syna przed kata­strofą finansową, a zarazem dramatu człowieka współczują­cego chorej i szczerze zakocha­nej w jego synu kurtyzany.

To prawda, że w luźnym po­traktowaniu powieści Dumasa nie byłoby nic złego, gdyby wszel­kie od niej odstępstwa były so­lidnie umotywowane. Tymcza­sem finał opowiedzianej historii razi psychologicznym nieprawdo­podobieństwem. Skruchę porzu­conego kochanka okazaną przy łożu umierającej kobiety, w do­datku za radą, przeciwnego tej miłości ojca, odbiera się jako nazbyt naciąganą, by nie powie­dzieć naiwną. Tym samym poz­bawia to ową miłość tragicz­nego wymiaru.

W rezultacie wpisana w tak skonstruowany dramat para dwojga kochanków - Małgo­rzaty Gautier (w tym przedsta­wieniu grała ją Jolanta Zaworska) i Armanda Duvala (Janusz Kulik) - zamiast wzruszać, iry­tuje licznymi niekonsekwencja­mi. Rozdźwięk pomiędzy wul­garną kurtyzaną (tak właśnie zbudowano tę rolę), a mdłym amantem, jest bowiem tak du­ży, że w sumie mało kto rozu­mie, dlaczego ta kapryśna i żyjąca w zbytku kobieta w ogóle zwróciła uwagę na niezamożne­go Armanda. Grający go J. Ku­lik jest w tej roli wyjątkowo mało przekonujący. Drażni je­go nijakość i kokieteria, a po­żerającej go miłości można się jedynie domyślać. Inna sprawa, że jego partnerka wcale mu tego nie ułatwia. Momentami jest wręcz odpychająca. Trud­no się zatem dziwić, że widz nie bardzo wierzy w tę wielką mi­łość.

Wystawiony przez olsztyński teatr romans sceniczny cieszyć się będzie zapewne popularnoś­cią wśród wielu podlotków po­płakujących ukradkiem nad dziejami nieszczęśliwej miłości. Szkoda tym bardziej, że twór­com spektaklu nie udało się uniknąć mielizn, przez które mo­mentami wieje ze sceny nudą. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zmarnowana została szansa na dobry i wzruszający teatr po­pularny, teatr dla wszystkich.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji