Artykuły

Orzeł czy reszka

ZAKOŃCZENIE wojny... Przyglądałem się temu z Argentyny, przechadzając się po Avenida Costanera. Słówko już dość, które chyba musiało się rodzić na ustach każdego Polaka, za­częło domagać się we mnie konkret­nych rozwiązań. Jeśli Polska, wsku­tek swego położenia geograficznego i swojej historii, była skazana na wieczyste rozszarpywanie, czy nie dałoby się zmienić czegoś w nas sa­mych, w Polakach, aby uratować na­sze człowieczeństwo'' - mówił w trakcie, rozmowy z Dominikiem de Roux Witold Gombrowicz. Słowa te miały związek z jego powieścią "Trans-Atlantyk", która przez wielu uznana została swego czasu za anty-narodową prowokację.

Temat wraca sprowokowany in­teresującym przedstawieniem w kra­kowskim Teatrze im. Słowackiego. Mikołaj Grabowski po raz pierw­szy zrealizował własną adaptację "Trans-Atlantyku" w Łodzi (Teatr im. Jaracza, 1981), już wówczas zwracając na siebie uwagę miłośni­ków teatru. W 1982 r. Grabowski zo­stał dyrektorem i kierownikiem artystycznym w krakowskim Teatrze im. Słowackiego. I znowu w jego planach pojawił się "Trans-Atlantyk", trochę inny, bardziej po­wściągliwy niż w Łodzi, ale przecież nie mniej udany.

Jako motto krakowskiego spektak­lu nasuwa się zdanie z Gombrowi­cza: "Jak się mówi, że ten i ów ma złą prasę, tak o Polsce można by powiedzieć, że ma złą poezję." "Trans-Atlantyk" jest prowokacją właśnie wobec tej "złej poezji", wo­bec mitu narodowego i tromtadrackiej ekstazy. Mamy tu więc parodię "Pana Tadeusza", brutalne złorze­czenie Polakom odpływającym z Argentyny do Europy, prowokację obyczajową i jeszcze kpinę ze wszy­stkich narodowych świętości. Wszy­stko, to, aby "wydobyć Polaka z Pol­ski, żeby stal się po prostu człowie­kiem".

Akcja "Trans-Atlantyku" rozgry­wa się w Argentynie, w 1939 roku, i zawiera okruchy autentycznych zdarzeń, w których uczestniczył Wi­told Gombrowicz. Przypomnijmy: w sierpniu 1939 Gombrowicz wziął udział, jako zaproszony gość, w inauguracyjnym rejsie nowego polskiego transatlantyka "Bolesław Chrobry". Do Buenos Aires przybył na 9 dni przed wybuchem wojny. Zrazu tury­sta i dobrze zapowiadający się pi­sarz, po tygodniu okazał się emi­grantem pozbawionym ojczyzny. "Bolesław Chrobry" wyruszył co prawda z powrotem do Europy, ale nie dotarł już do Polski. Podróż za­kończył w Anglii, gdzie z pięknego nowiutkiego "pasażera" (1100 miejsc) zamienił się w szary transportowiec wojskowy, by w niecałe osiem mie­sięcy później zatonąć nieopodal Bodoe (Norwegia), trafiony przez hit­lerowski bombowiec.

Ów pozbawiony ojczyzny ucze­stnik dziewiczego rejsu transatlantyka "Bolesław Chrobry" pozostał w Buenos Aires i - zbuntowany przeciw tragedii swego narodu, a bardziej jeszcze może przeciw przeobrażaniu owej tragedii w poe­zję męczeństwa, której tak nienawi­dził, a którą kochać do bólu kazali mu jego współrodacy - napisał o tym wszystkim powieść. Książkę o sobie i o Polsce. Choć Argentyna stała się faktycznie jego drugą ojczyzną (mieszkał tam 24 lata!), w "Trans-Atlantyku" nie wyczuje się jej ani trochę.

"Więc cały mój program zawie­rał się przede wszystkim w tonie, w stylu, w tym moim bezczelnym ro­ześmianiu się w nos tragedii, w bez­ceremonialnym podejściu do tysiąc­letnich świętości" - wyznał Gom­browicz, ale to trochę tak i zarazem trochę chyba inaczej. W "Trans-Atlantyku" uczucia patriotyczne wystawiono na próbę wyjątkowo ciężką, porównując je z perwersją dewianta. Oto dwie siły konkurują­ce tu o serce młodego i pięknego Ignaca, metaforycznego "spadkobier­cy" - Polaka przyszłości: reprezen­towane przez Ojca przywiązanie do patriotycznej tradycji oraz... symbo­lizowane przez homoseksualistę Gonzala wolność, anarchia i perwer­sja życiowa. Dojdzie wręcz do poje­dynku między Ojcem a Gonzalem - rzecz jasna - o względy Ignaca. Po­jedynku na... nie nabite pistolety.

W adaptacji Mikołaja Grabowskie­go i dzięki wspaniałej kreacji aktor­skiej Jana Peszka postać Gonzala wyrosła w przedstawieniu krakow­skim na głównego bohatera. "Do diabła z Ojcem i Ojczyzną! Syn, syn to mi dopiero, to rozumiem! A po co tobie Ojczyzna? Nie lepsza Synczyznia? Synczyzną ty Ojczyznę zastąp, a zobaczysz" - kusi Gonzalo Gom­browicza (trochę zbyt "wyrozumowana" rola Jacka Chmielnika), a że­by rozwiać ostatnie wątpliwości, aby zdobyć serca emigrantowi Polaków raz po raz przyklęka, pada krzyżem na ziemię, podpatruje sprytnie gesty i słabostki "szlacheckich dinozau­rów". I swój plan realizuje!

Gombrowicz pokazuje palcem na owo zuchwałe porównanie patrioty z pederastą. Jednakowo bezsilni wo­bec świata - podszeptuje, jednako­wo ograniczeni swoją słabością - cedzi z sardonicznym uśmiechem, jednakowo uwięzieni w tym samym, bezproduktywnym repertuarze ge­stów i uwielbień - śmieje się na ca­łe gardło.

"Wystarczy. Za coś takiego można pobić... i wychodząc z Banco Polaco, po urzędowaniu, rozglądałem się nieznacznie, gdyż kolonia polska w Buenos Aires jest liczna i skora do czynu. Nikt mnie nie pobił, moje przekleństwa miały błazeński strój". Gombrowicz dobrze wiedział, że igra z ogniem, że obraża w Polakach to, co jest najświętszym skarbem. Że chce z nich wyegzorcyzmować polskość. Aż tu masz babo placek, w Krakowie biją brawo, robią owacje, na przerwie dyskutują o genialności Gombrowicza. Teatr im. Słowackiego od czasu "Brata naszego Boga" Ka­rola Wojtyły nie pamięta takich tłu­mów na sali, a młodzieży tu teraz tyle, ile kilka lat temu bywało w Starym.

Staromodna sala Teatru im. Sło­wackiego pełna jest dzisiaj roz­entuzjazmowanych Ignaców, którzy coraz goręcej przyjmują racje Gon­zala... W dzisiejszych Ignacach, po wieloletnich zabiegach, "odczarowa­no" polskość. Więc też ich sny o ojczyźnie, państwie i społeczeń­stwie są na pewno bliskie deklara­cjom Gonzala. Zresztą i z nim spo­tykają się, mażąc napisy w owych publicznych i ciemnych świątyniach wszelkich słabości.

Inscenizacja Grabowskiego bardzo wiernie oddaje nastrój i stylistykę powieści Gombrowicza, co publiczność przyjmuje z ukontentowaniem, dyskutując w czasie antraktu drobne nieścisłości i przesunięcia. Ze zdzi­wieniem przysłuchiwałem się tym rozmowom, pamiętając jak niewiele okazji ma polski czytelnik, by zapoz­nać się z twórczością Witolda Gom­browicza. Ale oprócz przyswojenia polskiej scenie tego nieteatralnego przecież dzieła autora "Operetki", ma Mikołaj Grabowski jeszcze jed­ną zasługę. Otóż w reżyserowanym przez niego widowisku zabłysnął pełnym blaskiem niepospolity i jak­że niesłusznie dotąd niedoceniony talent Jana Peszka. Ten wciąż jesz­cze młody aktor otrzymał rolę Gonzala w momencie idealnym, gdy mo­żliwe stało się połączenie młodzień­czego, żywiołowego temperamentu z doświadczeniem scenicznym (prze­de wszystkim objawiającym się nad­zwyczaj precyzyjną konstrukcją roli, konsekwencją działań i skutecznym unikaniem szarżowania) oraz zdu­miewającą sprawnością techniczną.

Peszek jako Gonzalo, choć wystę­puje w zwiewnych szlafroczkach i krótkich spódniczkach, zachowuje przecież umiar i "męskość" potrzeb­ne, by uwiarygodnić tę postać. Ten Gonzalo jest jurny i prowokatorski, jest naprawdę niebezpieczny. Jest też wypełniony "fizycznością", co akurat powinno być główną bronią Gonzala przeciwko "staropolskie­mu" Ojcu (dobra rola Władysława Dewoyno). Scena umizgów do Igna­ca (obiecujący debiut Grzegorza Matysika), przepijania do niego w parkowej kafejce, a także groteskowa orgia, będąca w istocie swoistymi antypatriotycznymi egzorcyzmami, należą do prawdziwych osiągnięć inscenizacyjnych oraz są wielkim sukcesem aktorskim Peszka, którego kreację uważam za najwybitniejsze osiągnięcie w tej dziedzinie na prze­strzeni ubiegłego roku.

Mimo znakomitej roboty teatral­nej, śmiechu wypełniającego przed­stawienie i aplauzu publiczności "Trans-Atlantyk" pozostawia prze­cież widza w nastroju niewesołym, mnoży tematy do przemyśleń, pro­wokuje. Spektaklowi sekunduje w tej mierze wyśmienity szkic Leonar­da Neugera, pomieszczony w teatral­nym programie. Czytamy w nim: "Spójrz na to przez Atlantyk - wy­próbujcie Państwo takie powiedze­nie. Zobaczycie, jak okrutne hory­zonty otwiera. Bo też indywidualizm Gombrowicza oznacza odwagę wyzwalania się z kolektywnych przymusów i... samotność"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji