Odwiedziny dalekiego krewnego
Powiedzieć dzisiaj, że się nie lubi Gombrowicza z jego minoderią antypatriotyczną - jest trudno. Wszyscy bowiem chcą naprawiać charakter narodowy Polaków i wszystkie błędy Święte Nasze to rzecz do obskubania przez byle Brylla. Tylko że im - tym naprawiaczom Świętym Naszym - talentu nie dostaje, co i raz Gombrowicz uciekający przed Polskością Świętą Naszą w sidła Onej wpada. Tak, jak w "Trans-Atlantyku". Czymże by był jazgot i narzekanie autora bez naszych zakłamań, bez naszego języka boleści, upokorzenia i bohaterstwa? Otóż byłby on niczym. I kiedy wikła się w zasadzce przez siebie zastawionej, staje się Jeremiaszem, prorokiem we własnym kraju, gdzie prawie ciągła nieobecność tekstów Witolda Grombrowicza czyni go nieosiągalną świętością.
Tak więc przyszliśmy w ubiegłą sobotę do Teatru im. J. Słowackiego, aby uczestniczyć w przedstawieniu "Trans--Atlantyku" w adaptacji i reżyserii MIKOŁAJA GRABOWSKIEGO, w scenografii JACKA UKLEI, z muzyką JÓZEFA RYCHLIKA. Spektakl ambitny, chociaż chyba w głównych założeniach jest repliką roboty łódzkiej Grabowskiego. Zaletą nie do podważenia jest mnóstwo doskonałych ról, które dali nam aktorzy zarówno starsi, jak i młodsi. Skąd wzięła się siła ich kreacji? Myślę, że ze zgodności zamysłów reżyserskich, dobrego układu zadań scenicznych i znakomitej obsady, uwzględniającej warunki aktorskie.
Argentyński, długi, męczący pobyt Gombrowicza oderwał go od Europy. Nie tylko od Polski, ale i od Europy. W gruncie rzeczy tęsknił za nią. Jeśli więc pokazywał polskość w najgorszych jej przejawach wiary w pusty gest, sobiepaństwa, pijaństwa, przeklętego zakłamania, to jakby mu za ciasno bez tego było. Bohaterowie Lema wylatują na swych rakietach w przestworza i zabierają ze sobą wszystkie ludzkie swary, zalety i wady...
Przeto JACEK CHMIELNIK kreujący postać Gombrowicza nienaganny w każdym geście jakiegoś tam modnego "pumpowca", KAZIMIERZ WITKIEWICZ jako tzw. charakterystyczny minister pustosłowia, JERZY SAGAN jako oficer układający plan działań strategicznych na... polowanie bez szaraka, znakomici ANDRZEJ KRUCZYŃSKI, JERZY NOWAK, LESZEK KUBANEK i oczywiście MARIAN CYBULSKI czuli się bardzo dobrze w kostiumach, w których zbyt często - wyjąwszy dawne role w "Weselu" na przykład - nie paradują po scenie. Jeszcze WŁADYSŁAW DEWOYNO jako Tomasz i JAN PESZEK jako Gonzalo, owo przeciwstawienie pobożności, starych wad polskich i dewiacyjnego rozbuchania przydawali spektaklowi tempa. Ale wyraźnie osłabło ono pod koniec pierwszej odsłony. "Trans-Atlantyk" jest przeróbką swoistej prozy Gombrowicza. Grabowski chciał pod koniec przedstawienia odwołać się właśnie do bezsilnego tańca "Wesela". Korowód taneczny, który miał nie dopuścić do myśli o przegranej w wojnie, jakby rozpływał się sam z siebie, nie pod wpływem jakichś wydarzeń.
Dzisiaj mamy inne zmartwienia? Inne problemy? Chyba tak. Gęby za lud krzyczące... W tym drgnieniu naszych sumień, w tym przerażającym śmiechu widowni słychać było zdolność do autoironii widzów. Czyżby więc stało się coś z nami? Coś, czego nie przewidywał nawet sam Gombrowicz i co zobaczył Mikołaj Grabowski, wyśmiewając wprost Argentyńczyka, który Polakiem być zaczyna, siły chce, bogactwo ma, ale kłamać lubi?