Artykuły

Edynburg jak nigdy dotąd

Artyści w Edynburgu zapragnęli oryginalności. Zamiast godzić się z teorią "w końcu wszyscy piszemy o tym samym", stworzyli generator pomysłów nie do pomyślenia. Projekt "Dream Plays" - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Idąc od pola "Lęk" w stronę "Moralności", trzeba minąć pole "Status" i "Wolny wybór". "Sprawiedliwość" jest zaskakująco blisko "Miłości", ale trzeba do niej dotrzeć przez pole "Prawda". Najbliżej lewej granicy leży "Porządek", a zaraz obok niego, mniejsza czcionką "Google", "Bóg", "KEEP CALM..." i "Apokalipsa". Wędrówka po polach i skojarzeniach to praca graficzna "The World. In Words (Świat. W słowach)" promująca Międzynarodowy Festiwal Książki w Edynburgu. W kilkudziesięciu kolorowych puzzlach tworzących zaskakujące ciągi myślowe wyczerpują się wszystkie możliwe tematy literatury, jaką znamy. Którąkolwiek książkę sobie przypomnimy czy spróbujemy sobie wyobrazić, okaże się, że to kolejna wypowiedź dotycząca "Podróży", "Rodziny", "Obsesji" czy "Przyszłości". Goście festiwalu książki bawili się doskonale, buszując po olbrzymiej planszy, przeskakując między tematami politycznymi a "stawem dla kaczek". Autorzy przypatrywali się tej mapie mózgu sceptycznie. To tak nas podsumowaliście? Czy to naprawdę waszym zdaniem wszystko, co jesteśmy w stanie wymyślić?

Toczące się w tym samym miejscu i w tym samym czasie międzynarodowe festiwale teatralne (Edinburgh Festival Fringe, Edinburgh International Festival), zamiast mapować tematy "do pomyślenia", rozpętały polowanie na oryginalność.

Orla O'Loughlin, nowa dyrektorka sceny The Travers (szkockiego centrum dramaturgii współczesnej), postanowiła usunąć wszystkie przeszkody, jakie zwykle stają na drodze niekonwencjonalnych pomysłów. Autorzy, których mogłaby przyblokować wizja problemów finansowych czy własny perfekcjonizm, dostali od Orli O'Loughlin i dramaturga Davida Greiga propozycję. "Masz miesiąc, albo nie, masz dwa dni - napisz, o tym, co od dawna chodzi ci po głowie".

W ramach projektu "Dream Plays (Scenes From a Play I'll Never Write)" kilkunastu autorów dostało gwarancję, że wszystko, co napiszą, zostanie wystawione. Owszem, scenografia będzie minimalna (krzesło, dwa krzesła), czas prób ograniczony (godzina, może dzień), a pora jednorazowego pokazu okrutna (dziewiąta rano), ale będzie publiczność, krytycy, będzie szansa zobaczyć "nienapisaną sztukę" w interpretacji świetnych aktorów.

Poranki z nowymi tekstami to w Traverse nie nowość. Od kilku sezonów powtarzano tam latem projekty "śniadaniowe": "Ravenhill for Breakfast", "Impossible Plays For Breakfast". Ale wystawienie dwunastu nowych sztuk na przestrzeni dwóch tygodni było jednak wstrząsem organizacyjnym, dla całego teatru. Emocje były silne po obu stronach.

Także dramatopisarze pytani, jak zareagowali na wielkoduszną propozycję nowej dyrektorki, odpowiadali zwykle: napadem paniki. W końcu każdy jednak dostarczył tekst - szkicowy, pokręcony, najczęściej przeczący wszelkim regułom tego, jak powinno się pisać poprawne sztuki.

Johnny McKnight ("Room 7") otworzył projekt sztuką science fiction o pierwszym dniu w pracy. Zakład, w którym zatrudnia się bohaterka, okazuje się fabryką niemowląt nadzorowaną przez złośliwe kamery. Linda Radley ("National Health") zamknęła swoje młode, błyskotliwe bohaterki w szpitalu psychiatrycznym, pokazując, jak bezradne są struktury służby zdrowia wobec ludzi inteligentnych i zdeterminowanych, by chorować dalej. Był liryczne poematy śpiewane przy dźwiękach skrzypiec w szkockim idiomie ("Skeleton Wumman", Gerda Stevenson) oraz eksperyment z odwróceniem konwencji Pigmaliona, czyli "zwulgaryzowaniem własnego monologu wewnętrznego" ("A Respectable Widow Takes To Vulgarity", Douglas Maxwell). Powstały teksty dziwaczne, nietypowe. Ale czy rzeczywiście wykraczające poza granice mapy, przygotowanej na festiwal książki?

***

Przez cały czas trwanie projektu kilka metrów za ścianą, na dużej scenie Traverse, komik i dramatopisarza Daniel Kitson prezentował własny show "O godzinie ... [godziny zmieniały się stosownie na stronie internetowej teatru] ten spektakl nie ma jeszcze tytułu". Jąkając się i zacinając, specjalista od stand-upu opowiadał przez półtorej godziny o tym, jak pewien pisarz Daniel tworzył niepowtarzalny, oryginalny scenariusz. W skomplikowanej historii odczytywanej przez Kitsona z luźnych kartek pojawiały się marzenia o wielopiętrowej scenografii, scenie obracającej się wokół kilku osi. Były sny o odwadze artystycznej, zdolności "ukazywania tragicznej samotności ludzi, o których nikt nie chce pisać". I żeby na scenie padało. W wielostopniowej narracji autor Daniel oddawał głos swojemu alter ego Danowi, ten zaś pisał niezmordowanie o Maksymilianie Kafce (nazwanemu Kafka nie na cześć "Procesu", ale od nazwiska bohaterki horroru "Awakening"). Szalone zwroty akcji zderzały się ze smutną prawdą na temat mizerii procesu twórczego. A jednak łysy facet zachłystujący się na pustej scenie własnym tekstem o trudności z napisaniem tekstu okazał się zaskakująco trafny.

Poszukiwanie oryginalności kończy się najczęściej kręceniem się w kółko po szlakach, które inni już wytyczyli, albo uganianiem się za własnymi obsesjami. Ale bez tej ambicji nie warto nawet siadać do komputera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji