Artykuły

Nigdy nie piszę do szuflady

- Z biografią Stanisława Staszewskiego nikt nie może się mierzyć ani wiązać. Jest ona mocno dramatyczna. Kilkoro ludzi można by obdzielić takim życiorysem. Jego piosenki zwróciły moją uwagę kilkanaście lat temu, ponieważ były dziwnym połączeniem miękkości, takiej męskiej, ale bardzo dojrzałej, ze swego rodzaju melancholią, która jest mi bliska- mówi JACEK BOŃCZYK, który niedawno nagrał studyjną płytę "Mój Staszewski".

Wielokrotnie podkreślał Pan, że postać Stanisława Staszewskiego jest Panu bliska. Zdarza się Panu odwiedzać jego grób na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie?

- Byłem tam raz, kiedy byliśmy już po nagraniu płyty. Wiem gdzie to jest - tak się składa, że mieszkam w dzielnicy, która sąsiaduje z cmentarzem Bródnowskim, więc miałem niedaleko. Znalazłem ten grób i rzeczywiście postanowiłem w tym miejscu zapalić światełko.

Pana utożsamianie się z postacią Staszewskiego wynika bardziej z podobieństwa Pana życia do jego biografii, czy ma raczej związek z emocjonalnością tekstów, które napisał?

- Myślę, że przede wszystkim chodzi o teksty, ponieważ z biografią Stanisława Staszewskiego nikt nie może się mierzyć ani wiązać. Jest ona mocno dramatyczna. Kilkoro ludzi można by obdzielić takim życiorysem. Jego piosenki zwróciły moją uwagę kilkanaście lat temu, ponieważ były dziwnym połączeniem miękkości, takiej męskiej, ale bardzo dojrzałej, ze swego rodzaju melancholią, która jest mi bliska. I tak naprawdę przez kilka lat czekałem, aż ja dojrzeję, skończę czterdziestkę, znajdę w sobie pokłady dramatyzmu, a jednocześnie dużego dystansu, które są w tych tekstach. Myślę, że gdybym je śpiewał jako młodszy człowiek, kilkanaście lat temu, nie byłyby do końca prawdziwe i miarodajne.

"Kiedy skończę czterdziestkę"... Wszyscy mówią, że czterdzieści lat to taka magiczna granica. Ile w tym prawdy?

- Wie pani, że nie wiem... Tak naprawdę kiedyś myślałem "Właśnie, jak człowiek dobije do czterdziestki, to będzie wiedział więcej". Dzisiaj mam świadomość - a już minęło kilka lat odkąd przekroczyłem tę granicę - że wiem o sobie znacznie więcej, że jestem na swój sposób dojrzałym facetem, to dużo daje. Myślę, że faceci przed czterdziestką są po prostu niedoświadczeni, niepewni siebie i świata. Wziąłem to z jakiejś piosenki Mariusza Lubomskiego, który śpiewał na swojej płycie "Kiedyś, gdy nie byłem jeszcze sobą". Myślę, że ja od paru lat jestem.

"Nie dorosłem do swych lat"?

- Myślę, że ta parafraza dotarła do mnie w pewnym określonym momencie. To ważne, aby mieć świadomość zarówno tego, że czas leci, ale też mieć do tego bardzo, bardzo duży dystans, taki jak ja mam teraz.

Stanisław Staszewski dorastał w czasach tragicznych: miał niespełna 14 lat, kiedy wybuchła II wojna światowa. Obóz koncentracyjny, Pawiak, noc spędzona wśród ludzkich zwłok... Czy te straszne doświadczenia przebijają z jego tekstów?

- Zdecydowanie tak. Ten jedyny film o nim, który istnieje, "Tata Kazika", też o tym opowiada. Znajomi mówią w nim o Stanisławie Staszewskim, że był człowiekiem cynicznym, że często drwił z samego siebie, ze śmierci, ale i z życia... Z całą pewnością to, co się jemu przydarzyło - a działo się bardzo dużo rzeczy złych - sprawiło, że nie umiał się odnaleźć w normalnej rzeczywistości. Dla mnie Staszewski był niezdiagnozowanym depresjonikiem. To słychać w tych tekstach. Wystarczy je przeczytać i okazuje się, że pozornie zwykłe piosenki, które można by było śpiewać na weselach albo gdzieś w knajpach, mają w sobie co najmniej podwójne dno.

Staszewski śpiewał przede wszystkim o kobietach i dla kobiet. Pan też dla nich śpiewa?

- Wie pani, śpiewając te teksty staram się je przepuścić bardzo mocno przez siebie. To są zazwyczaj piosenki o miłości i to przeważnie nieszczęśliwej, więc w trakcie koncertu staram się znaleźć adresatki - odbiorczynie, do których można trafić wprost. To bardzo ważne. Te piosenki muszą być śpiewane do kobiet. I to nieistotne, czy to jest dzisiaj, czy w latach 60. One były pisane dla kobiet.

Staszewski to też wódka, papierosy, nieszczęśliwe miłości i miłostki. Miał Pan taki etap w swoim życiu?

- Sięga pani do ukrytych pokładów (uśmiech). Mogę powiedzieć, że dużą wódkę mam już za sobą, to były lata młodzieńcze, studia i tak dalej... Dzisiaj jestem osobą niepalącą, ale bardzo chętnie piję czerwone wino w fajnym towarzystwie. Miłostki? Zawsze byłem monogamistą, ale nie ukrywam, że uwielbiam kobiety.

Na zakończenie tematu Staszewskiego mały eksperyment: pytania krótkiej odpowiedzi, zadane słowami tekstów taty Kazika. Często miewa Pan myśli koloru krwi?

- Nie. Kolor czerwony kojarzy mi się ze sceną, więc jeśli ta barwa, to tylko na scenie.

Jest osoba, której Pan śpiewa - lub mógłby zaśpiewać - "Ty albo żadna"?

- Zdecydowanie tak.

Dzień w dzień wyłazi z Pana zwierz?

- Oczywiście, czasami wyłazi. Zwłaszcza za kierownicą.

Umknie Pan samotności?

- Nikt jej nie umknie. Wszyscy jesteśmy samotni, czy tego chcemy, czy nie.

Każdy ma prawo wybrać źle?

- Każdy ma prawo wybrać źle. To bardzo ważne zdanie, którego używam - i mam nadzieję, że nie nadużywam - w moim życiu. Również Jacek Kaczmarski je lubił.

Nie dorósł Pan do swych lat?

- Absolutnie nie kojarzę siebie z facetem 45-letnim. Jestem na to ciągle zbyt młody (uśmiech).

Pozostańmy jeszcze przy temacie muzyki. Można powiedzieć, że jest Pan rockmanem.

- Rockmanem bywam, kiedy gram ze Zbyszkiem Krzywańskim (gitarzysta i kompozytor w zespole Republika - przyp. MS) w naszej formacji Depresjoniści. Muzyka rockowa, której słucham i która na pewno jest obecna w moim samochodzie, to King Crimson, Nirvana, AC/DC i Pink Floyd.

Od lat oprócz aktorstwa, reżyserii, śpiewu zajmuje się Pan też dubbingiem, jest Pan lektorem. Jakie ćwiczenia Panu pomogły w nauce profesji lektora?

- Myślę, że to kwestia doświadczenia. Gram w teatrze i dubbinguję od kilkunastu lat. Jeśli pracuje się rzetelnie nad tekstem, to ta dykcja sama się taka "robi". A potem trzeba utrzymać siebie w pewnej dyscyplinie głosu i warsztatu. Najprostsze ćwiczenie na dykcję, jakie jest - a jest ono bardzo proste - to codziennie przeczytać sobie dużą stronę gazety na głos, dokładnie, po wyrazie. To naprawdę działa.

Są jakieś "przeszkody zewnętrzne", które uniemożliwiają wykonywanie zawodu lektora?

- Myślę, że wszystko można wypracować - no, poza jakąś ewidentną wadą wymowy, której nie da się wyprowadzić na prostą. Albo bardzo krótkim oddechem, który też czasami się zdarza.

Mówi się, że wśród twórców istnieją dwa typy pracy: pierwszy to tak zwany "artysta-rzemieślnik": codziennie siedem godzin przy biurku, nawet jeśli efektem tego są tylko trzy zapisane zdania. Drugi typ, nazwijmy go "artysta właściwy", oczekuje na wenę, złoty moment i dopiero wtedy tworzy. Do którego typu Pan należy?

- Umiem sobie narzucić własną dyscyplinę - jeśli odczuwam taką potrzebę. a szczęście nie zdarzyło mi się nigdy czekać na tzw. wenę. Piszę spektakle, teksty piosenek, ale zbieram się do nich dosyć długo. Pomysły długo "mieszkają" najpierw w mojej głowie, a potem ubieram je w słowa... i tak naprawdę nigdy nie piszę do szuflady.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji