USA i "Ferdydurke"
GRZEGORZ JÓZEFCZUK: W połowie lutego wyjechaliście ze swoją "Ferdydurke" do USA. Jesteście już w Polsce... Czyli gdzie?
JANUSZ OPRYŃSKI i WITOLD MAZURKIEWICZ: W niedzielę graliśmy w Santa Monica, w środę wylądowaliśmy w Warszawie, pojechaliśmy grać do Bytomia, teraz jesteśmy, gramy, w Zielonej Górze. Do Lublina wroćimy późnym wieczorem w sobotę.
GJ: Pierwsze refleksje o tym, jak wypadliście w Ameryce?
JOiWM: Pokażemy wycinki prasowe, bo niektórzy mogą nie uwierzyć. Pisał on nas "Village Voice", "Time Out", "Los Angeles Times"; zdjęcia na całą stronę, duże artykuły zapowiadające spektakl, dobre recenzje... Bez skrępowania możemy ten wyjazd uważać za bardzo udany, za sukces otwierający przed nami nowe perspektywy.
GJ: Jeszcze kilka uwag na gorąco - telefonicznych...
JOiWM: Jan Kott powiedział, że od czasów Kantora nie widział lepszego przedstawienia, był zachwycony aktorstwem, reżyserią, scenografią; płakał ze wzruszenia, kiedy wyjeżdżaliśmy. Holly Hunter, która dostała Oscara za "Fortepian", mówiła nam, że nigdy nie widziała tak fantastycznego spektaklu. "Ferdydurke" oglądała dosłownie śmietanka Nowego Jorku, także najbardziej znani i znaczący krytycy. Nawiązaliśmy obiecujące kontakty, na przykład z Brooklyn Academy of Music... To tylko chaotyczne uwagi; dużo więcej, ze szczegółami, opowiemy już na miejscu.