Artykuły

Czyja noc, czyj sen?

Tytuł najlepszej komedii Szekspira - "Sen nocy letniej" - potraktowano we Współczesnym bardzo serio. To główny klucz do spektaklu. Elementami tego klucza są sen i noc.

Opowieść o perypetiach towarzyszących weselu Tezeusza i Hipolity, miłosnych podchodach i wynikłych stąd qui pro quo, jest u Augustynowicz pretekstem do typowej u niej wiwisekcji ludzkich zachowań. Nasycona erotyzmem gra miłosna, w której uczestniczą postaci, toczy się na wielu piętrach interpretacji, jawy i snu.

Przedstawienie spaja efektowna klamra: sen Chłopca (Paweł Niczewski), który budzi się (we śnie) na wprowadzonym na środek sceny wozie, i na tymże wozie, otoczony przez postaci ze swego snu, lęku i pożądania, zasypia. We śnie, na jawie, w sobie? Biała pustka sceny z białym ekranem tła wyostrza wrażenie onirycznej projekcji. Na ekranie poruszają się ogromne cienie fantastycznych postaci. A wóz? To trochę wóz Tespisa, znak teatralnej wędrówki, ale i symbol podróży w ogóle. W głąb siebie? W inny, obnażony (pod)świadomością senną świat? Ten wóz jest zresztą cały czas ogrywany jako ważny element scenografii: jako tron, scena, łoże...

Sen otwiera się wielokrotnie: najpierw biało - przed weselem książęcej pary. Potem na czarno - przy igraszkach, jakie gotują sobie i ludziom postaci z leśnego dworu elfów. W finale światy te przenikają się i łączą. Tezeusz (znakomity w tej roli, dwuznaczny i wyrafinowany Marian Dworakowski) staje się Oberonem (a może odwrotnie, może byli w sobie wzajem cały czas?), a Hipolita (Ewa Sobiech) - Tytanią. Łącznikiem między stronami rzeczywistości (a to równoprawne, wzajem od siebie zależne strony) jest Chłopiec. Tyleż świadek fantastycznych wydarzeń, co ich sprawca: przecież to z jego powodu (Tytania nie chce darować go Oberonowi) tworzy się napędzająca wydarzenia intryga. To zresztą dla snu typowe: śniąc jesteśmy i podmiotem, i przedmiotem. I reżyserem, i widzem.

Augustynowicz, która teatralność postaw, sceniczność sytuacji, jakie kreujemy co dzień, analizuje nie od dziś, "Snu nocy letniej" do tego mówienia o teatrze (na scenie i w nas) mogła użyć tym bardziej, że ta Szekspirowska komedia wyjątkowo silnie rozwija wątki teatru w teatrze. "Sen..." we Współczesnym to gra grą, zabawa w zabawę, w której znaczenie ma wszystko. Stroje: zmysłowa, a i parodiująca zmysłowość kolekcja, w której baśniowa pierzastość i szyk sado-maso to ukryta i objawiona we śnie ekspresja, głos tłumionego Ja. Las: labirynt nieznanych nam, kuszących ścieżek. Czerń i biel: podkreślające się wzajem strony jaźni. Kobiecość i męskość: role w grze, którą nazywamy miłością, a która jest raczej zmysłową igraszką, próbą generalną przed włożeniem stroju, który nam społecznie przysługuje. Muzyka: techno z macareną, koktajl odurzający jak miłość po trzech piwach na sobotniej dyskotece.

"Sen..." Augustynowicz nie jest, jak bywa często, komedią o miłości. Jest komedią (cierpką) o komedii, w której uczestniczymy. O niespodziankach i niebezpieczeństwach, które nas w niej czekają. O działaniu "miłosnego napoju": zakochania, zabujania, rozbujania zmysłów i tęsknot, które tak często bierzemy za miłość.

Augustynowicz, która dobrze czuje język współczesnej kultury - skądinąd zastanawiająco bliski renesansowym wzorcom i szekspirowskim wyobrażeniom o świecie! - czyta "Sen..." i w tym języku. Nie bez kozery perypetie Hermii (Krystyna Maksymowicz), Heleny (Ewa Sobczakówna), Dematriusza (Wojciech Brzeziński) i Lizandra (Przemysław Walich) przypominają tu kłopoty dziewcząt i chłopców z amerykańskich seriali dla nastolatków, gdzie X żyć nie może bez Y, ale Y kocha Z, bez pamięci zadurzone w Q... Dystans, z jakim traktuje się zaklęcia wyzwalające czar - wygłaszane przez Oberona i Puka (Grzegorz Falkowski) po angielsku, a na dodatek z "szekspirowskim" namaszczeniem - to również sygnał umowności, ale i konwencjonalności tego świata.

Przy tylu niespodziankach i atrakcjach jest w tej inteligentnej, wysmakowanej estetycznie inscenizacji jakaś skaza, która zakłóca porozumienie między sceną a widownią. Tak jakby ze "Snu nocy letniej" wyparowało lato: gorące i bujne. Jakby zwarzył je chłód "kawalerskiej nocy" Tezeusza. Jakby interpretacyjne warstwy zasypały szekspirowskie klimaty, a okrucieństwo całej zabawy umknęło w lekki śmiech, najchętniej z - skądinąd naprawdę śmiesznych - aktorów trupy Kloca (na największe brawa zasługują Jacek Polaczek jako Kloc i Robert Gondek jako Chudzina, bo ich powaga budzi wesołość najpiękniej, ale i inni - Grzegorz Młudzik - Podszewka, Katarzyna Bujakiewicz - Piszczała, Wiesław Orłowski - Dzióbek i Konrad Pawicki - Framuga - mają udział w zabawie).

Można czasami odnieść wrażenie, że ten "Sen...", mroczny i bujny, chłodny i drwiący, nie nas dotyczy, że ta noc śni się innym. Ale nie da się ukryć, że śni się bardzo intensywnie i wyraziście.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji