Artykuły

Poznać siebie

Teatr Polski rozpoczął sezon udaną, skłaniającą widza do refleksji, realizacją "Miarki za miarkę". Przemyślenia mogłyby iść w różnych kierunkach: określenia miejsca tego mało znanego dramatu w twórczości Szekspira, pokazania przedstawienia w ciągu inscenizacji szekspirowskich Krystyny Skuszanki albo na tle dotychczasowej inscenizacji dramatu w Polsce. Można by jeszcze inaczej - spojrzeć od strony aktorskiej, choćby przez rolę I. Przegrodzkiego, i tym razem prowadzącego przedstawienie Skuszanki. A przecież i tak w ostatecznytm rozrachunku pozostałoby to jedno, konkretne, pozostawione sam na sam z widzem, przedstawienie. Co i jak ono mówi?

Kurtyna odsłania scenę w pysznych kolorach (scenografia norweskiego artysty H.H. Monsena), jak z barokowego malowidła. Albo jeszcze dawniejszego. Nieruchomo zwisają chorągwie z dużymi herbami. Zatem rzecz będzie o władzy w czasie minionym. Na dźwięk muzyki (A. Walacińskiego) zamarłe dotąd postacie podrywają się do konwencjonalnej prezentacji. Czyli będzie teatr w teatrze, aktorzy będą grać role aktorów. Stojące po bokach portrety postaci o trupich głowach sugerują tragedię. Wchodzi reżyser przedzierzgnięty w wiedeńskiego Księcia (I. Przegrodzki). Ten Książę-reżyser poddaje próbie władzy cnotliwego i prawego Angela (A. Nowiaszek), czyni go swym namiestnikiem i obserwuje z ukrycia. Rozpoczyna się obsesyjne u Szekspira wypróbowywanie człowieka mającego władzę. Ruchome w pionie elementy dekoracji markują miejsca akcji. Ale nie oddzielają: na przykład klasztor z więzieniem sąsiadują przez prowizoryczną kratę, na której ostały się jedynie strzępy ongiś gęstej siatki. I dom publiczny jest tuż, tuż. Jeden świat, ci sami ludzie. Tylko siedlisko władzy próbuje się jeszcze izolować murem portretów o niewyraźnych twarzach. Jacy są ci ludzie, czy rzeczywiście inni?

Namiestnik zaczyna władanie od zaostrzenia ustaw mających zapobiec postępującej demoralizacji obywateli. Wzmaga się terror, roi się od policyjnych postaci w czerni, bowiem czerń jest tu kolorem przemocy i władzy na wszystkich szczeblach. Łokieć (A. Gierczak, L. Olszewski), tępy sługa policyjny jest w swoim żywiole bezmyślnie wykonywanych rozkazów, rozkoszuje się gwizdaniem, które przeraża więźniów. Oprawcy przeciągający co chwilę przez scenę nieszczęśników, są zakapturzeni, straszni, ale na modłę baśniową, przesadni w gestach na sposób teatralny. Bo będzie to poetycka baśń sceniczna. W tej konwencji niemal do końca potoczy się akcja, którą będzie gra o życie posądzonego o niemoralność Klaudia (W. Malec, S. Lewicki) i gra o ocalenie czci Izabeli, próbującej ratować brata (A. Koławska). Ale ten problem brzmi dziś odrobinę staroświecko. (Szczególnie, gdy się ma w pamięci niedawne wystąpienie publicysty, nawołującego do uczenia młodych sztuki gry miłosnej). Dlatego nasza uwaga skupia się raczej na postaci namiestnika, bo to właśnie on, co tak troszczy się o morale swoich poddanych, zagiął parol na cnotę Izabeli.

I zaraz nasuwa się pytanie o prawość ludzi prawa i rządu strzegących. Pytanie dla widza atrakcyjne, ho łatwo kojarzy się tu sprawa szefa w pracy, przewodniczącego w radzie, władzy wyżej i wyżej. Aktorzy czują tę atrakcyjność i rzucają wprost do publiczności maksymy w rodzaju: "Kto trzymać w ręku miecz nieba się kusi, jeśli surowy, to święty być musi". Przy wnikliwszym spojrzeniu aktualność ta okazuje się jednak tyleż ułatwiona co anachroniczna. W gruncie rzeczy są to wymagania stawiane władcy przedrenesansowemu. Już model księcia u Machiavellego był bardziej skomplikowany, a całą tragiczną dwoistość natury świata i człowieka, w tym i człowieka u władzy, najpełniej uchwycił Szekspir w "Hamlecie", któremu "Miarka za miarkę" ustępuje, ale w problematyce jest bardzo bliska. Człowiek jest słaby, a przecie musi ustanawiać mocne prawa. Intrygę reżyserską Księcia można by widzieć najprościej jako grę szczwanego polityka. który zastawia pułapkę na konkurenta, winduje go, broni, żeby tym dotkliwsza była kompromitacja. Jaśnieje mądrość i wspaniałomyślność, sukces wyborczy zapewniony - można by rzec, gdyby znów chcieć wprost aktualizować. Tymczasem kluczowe dla postawy Księcia jest zdanie wypowiedziane o nim przez mądrego Eskalusa (P. Kurowski - wyłączony z konfliktu scenicznego, "zobiektywizowany" kolorem zielonym): "Był to mąż, który wszystkimi siłami starał się poznać sam siebie". Dlatego oddał na chwilę władzę, żeby się przyjrzeć człowiekowi sprawującemu władzę - sobie z zewnątrz. I przekonał się, że skomplikowana dwoistość natury jest wspólna wszystkim, od księcia do rajfura, że maski od twarzy trudno odróżnić, że aktor identyfikuje się z postacią, a teatr na świat i gra na życie się nakłada. Stąd tyle w tym teatrze teatru, który najpełniej te komplikacje odsłania.

Gdy kończy się tragedia, Książę wychodzi ze swej roli, przygładza zmierzwione w czasie gry włosy. Opadają herby, biała płótna przesłaniają dotychczasowe tło. Teatralnie śliczna scena, oznaczająca, że komediowe zakończenie konfliktów jest tu konwencjonalne. Ale ta konwencja jest równocześnie konsekwencją. Książę ułaskawił i uszozęśliwił prawie wszystkich, bo była to tylko próba: sam im tę próbę zaaplikował i kto wie, czy sam w takiej próbie inaczej by się zachował. To białe tło uniwersalizuje wyniki przeprowadzonej próby.

Książę uszczęśliwił prawie wszystkich. Tylko tępy Łokieć, strażnik z gwizdkiem, pozostał przed kurtyną sam i godzien litości. Jeszcze próbuje pogwizdywać, ale nie ma na kogo, nikt się go już nie boi. To mąci sielankę zakończenia. On nie ujawnił w próbie żadnych słabości, ale też niczego się nie nauczył, bezmyślnie wykonując rozkazy. Aktor czy widz bezmyślny?

*

Z wielu względów "Miarka za miarkę" jest przedstawieniem tylko dla starszych klas szkoły średniej. Ponieważ jest to pierwsze spotkanie z teatrem w nowym cyklu "Lekcji w teatrze", chcę przy okazji zaanonsować nauczycielom planującym bliższą współpracę z teatrami wrocławskimi najważniejsze, zapowiedziane w nowym sezonie przedstawienia. W Teatrze Polskim: "Wesele" Wyspiańskiego, "Thermidor" Przybyszewskiej, "Antygona" Sofoklesa, "Wiśniowy sad" Czechowa, "Caligula" Camusa. W Teatrze Współczesnym: "Matka" Witkacego, "Paternoster" Kajzara, "Widzę stąd Sudety" Worcella, "Potop" Sienkiewicza, "Marat-Sade" Weissa, "Szczęśliwa przystań" Ardena. Jeśli dodać do tego różnorodny repertuar trzech scen Teatru Lalek i przylegający niejednokrotnie wprost do programu repertuar teatrów muzycznych naszego miasta, to wybierać naprawdę będzie w czym.

I mam uzasadnioną nadzieję, że szkoły tej możliwości nie zmarnują. Niestety, nie ma jeszcze podstaw do optymizmu w dziedzinie upowszechnienia teatru wśród dorosłych. Przyczyny są tu wielorakie, mówiło się o nich nieraz. Ale najbardziej destrukcyjnie działa tu chyba obiegowe twierdzenie, że nasz ambitny teatr robiony jest dla krytyków i koneserów. Do prób przełamywania tego uprzedzenia pragną się włączyć "Wiadomości". Dlatego u progu trzeciego roku istnienia "Lekcji w teatrze", chcemy wyraźnie określić ich zmodyfikowany sens: nią przestając służyć bezpośrednio szkole, "Lekcje w teatrze" będą równocześnie adresowane do każdego widza, chcącego skonfrontować własne rozumienie obejrzanego przedstawienia. Mając ten cel na uwadze, kosztem ocen, które pozostawiamy indywidualnej wrażliwości i gustowi widza, będziemy rozbudowywać opis interpretujący, starając się przy tym nie popadać w rozważania specjalistyczne, zachować postawę otwartą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji