Artykuły

Wyzwolenie więźniów szablonu

Wznowiony po wakacyjnej przerwie dramat sprawia wra­żenie, jakby jeszcze nabrał życia za sprawą obu wyko­nawców będących w znako­mitej formie. To ważne, gdyż jest to sztuka w najwyższym stopniu "aktorska".

Dwaj ludzie - rewolucjo­nista Wiktor i homoseksuali­sta Molina, poddani śledztwu, oczekują na proces we wspól­nej więziennej celi. I niejedne­mu z widzów mogłoby się wydawać, iż nastąpi nieunik­niony konflikt wrogich sobie światów. Tak, zdaje się, za­kłada autor, z myślą o tak zwanej szerokiej publiczności - i czyni na wstępie wszyst­ko co możliwe, by owe z góry założone kontrasty wyekspo­nować jak najbardziej szablo­nowo. A zatem: skoro rewo­lucjonista - to już prawdzi­wy, zacięty "macho", ponadto fanatyczny człowiek idei, któ­ry dla tej idei poświęcił dzie­wczynę, dom, najbliższych i żyje tylko Sprawą. I homose­ksualista - że już nie można bardziej, jak sama kwintesen­cja stereotypowych wyobra­żeń, więc jeszcze w dodatku i transwestyta, umalowany, w damskiej sukni, peruce i fu­trze... Cóż się zatem dzieje, że dialektyka oczekiwanej walki przeciwieństw zawodzi, że obaj znajdują drogę ku sobie nawzajem?

Z obu więźniów, zaraz po zatrzaśnięciu się za nimi drzwi celi, opadać zaczyna cały ten papierowy bagaż etykietek jakimi ich sklasyfi­kowało - i rozdzieliło - spo­łeczeństwo za murami wię­zienia, to znaczy też: publicz­ność. I to widz, który oczeki­wał drastycznego rozwoju wy­padków, zostaje zawstydzony, jako więzień obiegowych schematów. Bo tak napraw­dę, to nie o te schematy kla­syfikacji ludzi - czy tego ktoś chce czy nie - w sztuce chodzi. Wystarczy zadać sobie proste pytanie: czy homo­seksualista nie mógłby być buntownikiem, rewolucjonistą - i odwrotnie? Czy orienta­cja seksualna ma tu coś do rzeczy? Oczywiście że nie. Na­tomiast: jeden z tych ludzi okazuje się człowiekiem idei, fanatykiem walki bez wzglę­du na konsekwencje dla in­nych. Drugi - człowiekiem afirmującym życie nade wszystko i wartość przetrwa­nia jako wartość dla człowieka nadrzędną. Jeden może się od drugiego czegoś nauczyć. Opadają więc damskie fatałaszki, ukazuje się spod nich zwyczajny chłopak, praktycz­ny i zapobiegliwy w drobnych sprawach trudnego więzienne­go bytowania. To on opiekuje się chorym, umęczonym przez służbę więzienną do granic ża­łosnego upodlenia Wiktorem, to on prowadzi ryzykowną grę z naczelnikiem więzienia wymuszającym na nim szan­tażem szpiegowanie współ­więźnia. I tę grę wygrywa, obraca ją na korzyść swoją i na korzyść tego, dla które­go się poświęcił.

Przegra, dopiero później, poza obrębem krat, w tamtym "normalnym" świecie. Przegrają obaj - lecz już uczłowieczeni wzajemnym do­świadczeniem. To jednak już całkiem inna historia.

Przeobrażania się przeciw­stawionych sobie papierowych sylwetek w pełnokrwistych ludzi, możemy obserwować na scenie. Potęga życia rywalizu­je z literaturą. Zjawisko po­dobne znane jest wielu pisa­rzom: postaci raz naszkico­wane, raz postawione wobec siebie, zaczynają żyć życiem własnym, o wiele prawdziw­szym niż sztuczna sytuacja wyjściowa. Tak też dzieje się tu z obu rolami. Artura Steranki - Wiktora - nie trze­ba olsztyńskim widzom spe­cjalnie zachwalać; jego sytua­cja wyjściowa jest stosunko­wo prosta, w konsekwencji prowadzi rolę w sposób kla­rowny i równy. O wiele dłuż­szą drogę ma do przebycia Molina, by z postaci sztampowo-kabaretowej dopiero sto­pniowo wydobywać kolejne warstwy bogatej ludzkiej oso­bowości. Janusz Kulik - w olsztyńskim teatrze dopiero od roku, lecz już przez publi­czność polubiony - rozgrywa tę rolę z wielkim bogactwem niuansów i z prawdziwą bra­wurą. W sumie: z podejrzanie schematycznego założenia wy­rasta spektakl wybitny i waż­ny. Postaci dramatu uciekły spod władzy szablonu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji