Artykuły

Trzech Syzyfów

"Stary Franka Hernera" w reż. Iwony Kempy w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Joanna Roszak w portalu Polskiego Radia.

Odo Marquard nazwał komizm "małą teodyceą", sposobem radzenia sobie człowieka ze złem. Z całą mocą miesza się on z tragizmem w spektaklu "Stary Franka Hernera" Jánosa Háya w reżyserii Iwony Kempy, najbardziej znanego tekstu dramatycznego na Węgrzech, części trylogii dramatycznej, której ogniwa stanowią także "Géza-dzieciak" i "Sénak".

János Háy swoje pytania czyni pytaniami bohaterów sztuki - trzech mężczyzn, którzy w małej węgierskiej miejscowości oczyszczają przydrożny rów. Prości, czterdziestoletni bezrobotni filozofowie, Lajos Banda, Pityu Herda i Béla Krekács, wysypują piasek, jakby przygotowywali sobie grób, to rozmawiają o śmierci, to starają się odsuwać myśl o niej, gestem kopania jednak stale przybliżają się do końca. Przychodzi zima, później wiosna, woda znów zalewa kanał. A oni, jak rok wcześniej, ruszają do roboty: trzech filozofujących Syzyfów.

Nikła akcja spektaklu zostaje zdominowana przez rozmowy, to one są głównymi zdarzeniami, to one raz wydobywają komizm, kiedy indziej tchną tragizmem. Tak też reagują widzowie: gromkim śmiechem po kolejnym językowym fajerwerku, później przytupywaniem nogą, gdy słychać "High Hopes" Pink Floydów czy "Sugar Baby Love" The Rubettes, wreszcie popadają w filozoficzne zamyślenia.

Kolejne opowieści mężczyzn odsyłają do przeszłości, równolegle toczą się dwa porządki czasowe: autorzy grają i siebie, i swoich ojców, i wreszcie siebie jako dziesięcioletnich chłopców. Spektakl próbuje parafrazować ewangeliczne: "słowo stało się ciałem". "Stary Franka Hernera" to wyraz wiary w moc sprawczą wypowiadanych słów.

I autor sztuki, i reżyser sprawdzają, czy to, co mówią ich bohaterowie, ma zdolność powoływania rzeczywistości, pokazują, jak wielka odpowiedzialność spoczywa na człowieku za to, co mówi. I groźba, i kłamstwo mogą się wcielić w rzeczywistość. Wszystko, co powiedziane.

"Stary Franka Hernera" uświadamia, że wielu słów nie interpretujemy, nie zastanawiamy się nad ich następstwami. Konfrontuje po-słowne wypadki z intencją nadawcy. Powraca problem mówienia nieświadomego, jak przez sen, rodzącego się z przeczucia, z najbardziej wewnętrznych i skrytych pokładów wiedzy. Znawcy komunikacji językowej zwą funkcją performatywną wypowiedzenie formuły, stwarzające pewną rzeczywistość: ślubuję, przysięgam. Kiedy bohaterowie spektaklu spostrzegają, że słowem można zaklinać przyszłość, wyprzedzić los, oddalać się od śmierci i zbliżyć się do niej (do jej doświadczenia, do jej zadania) grzebią w pamięci, łapczywie przypominają sobie, kto im co przepowiadał.

Stąd już tylko krok do funkcji magicznej języka, wiary, że słowo przywoła lub wywoła zdarzenia. Wywołuje je zawsze na deskach teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji