Artykuły

Dzieje grzechu

Na pierwszy rzut oka "Płatonow" Mai Kleczewskiej w bydgoskim Teatrze Polskim to spektakl niespójny, chaotyczny i uproszczony. Dopiero po zastanowieniu dostrzega się jego siłę - precyzyjne portrety kobiet.

"Płatonow" jest dramatem kalekim, amor­ficznym, pełnym powtórzeń, tandetnego melodramatyzmu, kiczowatych aforyzmów - pisał o pierwszym niedokończonym drama­cie Czechowa Andrzej Wanat. Dlatego kon­cepcja Mai Kleczewskiej, która poszatkowała tekst dramatu, zmieniła chronologię, przenio­sła akcenty, zrezygnowała z niektórych mono­logów i dowcipów, wydaje się uzasadniony. Tym bardziej że reżyser wzięła dla siebie tylko szkielet relacji głównego bohatera z kobietami - czyli to, co najłatwiej daje się przenieść się na grunt współczesności. Te zabiegi wydają się tym bardziej zrozumia­łe, że wbrew tytułowi, który przecież na plan pierwszy wysuwa jednostkę, jest to spektakl o kobietach Płatonowa, nie o nim samym. Koncept dopełnia fakt, że Mateusz Łasowski w tytułowej roli jest kompletnie nijaki, przezroczysty. Chciałoby się zobaczyć w nim, by przytoczyć wspomnianego już Wanata, "człowieka przerażonego własną naturą". Tymczasem jego impertynencja jest ledwo zarysowana, a o ekstrawagancji nie ma mowy. Dziwi zatem, dlaczego robi na kobietach takie wrażenie, że gotowe są rzucić dla niego mężów, majątki i dotychczasowe życie. Jednym słowem Płatonow jest najsłabszym elementem spektaklu.

Precyzyjnie za to reżyser portretuje kobiety. Są brzydkie i śmieszne zarazem. Kochają być poniżane. Odrzucone momentalnie spadają na dno, by znów się podnieść i walczyć o uczu­cie. Bo żadnej nie wystarczy kontakt fizyczny, chcą mieć Płatonowa całego dla siebie, zbu­dować z nim trwałe relacje, uciec przed całym światem. Sonia (Dominika Biernat) przecież do końca wierzy, że kochanek z nią wyjedzie. Początkowo zdystansowana, cyniczna i wyniosła generałowa Wojnicew (świetna Aleksandra Bożek) na kolanach, u stóp Płatonowa, będzie błagała o jego mi­łość. Marię Grekow (Marta Ścisłowicz) na sam widok Płatonowa zżera pożądanie, a naiwność i infantylność Saszy (Marta Nieradkiewicz) każą jej wierzyć, że mąż ozna­cza sens w życiu. Chociaż to ona paradoksal­nie jest najsilniejsza z kobiet Płatonowa i bez niego poradziłaby sobie najlepiej. Kleczewska próbuje oddać jej relację z mężem w scenie, kiedy razem tańczą cza-czę. Przez chwilę stają się partnerami, którzy zatracają się w śmiechu. Szkoda, że takich prawdziwych momentów w tym spektaklu jest niewiele. Kleczewska nie próbuje usprawiedliwiać swo­ich bohaterek. Wręcz przeciwnie, w głos się śmieje z ich zachowań. Akt pierwszy reżyser kończy orgią, podczas której nagie, zbrukane krwią czy winem kobiety klękają u stóp swojego boga i... swojej ofiary. W tych ekspe­rymentach reżyser idzie jeszcze dalej, bawi się bohaterami (przy okazji widzem), albo ubierając ich w identyczne sukienki i peruki, albo każąc te same kwestie raz deklamować do widowni, innym razem do siebie. Jakby badała znaczenia słów, gestów, sytuacji. W bydgoskim spektaklu męczy narzuco­na przez Kleczewską fragmentaryczność i chwilami nieczytelna nadinterpretacja. Ponadto dla tych, którzy Czechowskiego "Płatonowa" nie znają, spektakl może być niezrozumiały, chociażby przez zachwianą chronologię zdarzeń, urywane dialogi, brak wielu scen. Udało się Kleczewskiej zbudować brutalny obraz kobiecej natury i gdyby rola Płatonowa była skończona, spektakl zyskałby kolejny wymiar. A bohaterki i relacje, w jakie wchodzą, byłyby bardziej wiarygodne. Tymczasem po wieczorze pozostaje niedosyt.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji