Artykuły

Jeszcze jedna teoria upadku Polski szlacheckiej

O niewiarygodnie dalekie, niewiarygodnie nieodwracalne i zaprzeszłe dokonane plusquamperfectum! Przychodził wtedy do domu moich rodziców prokurator Wacław Michałowski. Godzinami rozmawiał z młodym wówczas człowiekiem. To o filozofii, był uczniem Petrażyckiego, to o prawie, to o historii, to o różnych przypadkach kryminalnych. I sprawił, że młody człowiek, adorujący filologię polską, sprzeniewierzył się jej. I zapukał do drzwi Wydziału Prawa...

Z tych tak odległych czasów utkwił w mojej pamięci gest. Nasz gość podnosi palec wskazujący do góry i powiada: "Bo oto, proszę pana, panie Jerzy, dwadzieścia dwie teorie upadku Polski w osiemnastym wieku..." Michałowski nigdy nie liczył tych teorii. Cyfra dwadzieścia dwa jest równie dobra, jak - dajmy na to - czterdzieści cztery. Jest retoryczna. Ma być metaforą - że tych teorii jest bardzo wiele.

"ZEMSTA" - CZYLI JESZCZE JEDNA

Wszyscy mówią i piszą, że Jerzy Krasowski stworzył arcyinscenizację. Ani jeden przecinek w tekście nie drgnął. Ani jedna litera nie wyskoczyła. A oto jawiła się nam "Zemsta" taka, jakiej nie oglądaliśmy nigdy. Z nową prawdą i nowym tonem.

Ksawery Pruszyński w "Spadochronowym witrażu" mówi, że owe malowidła jaśnieją pełną urodą i blaskiem dopiero wówczas, gdy umrze ich twórca. Coś w tym jest, coś więcej niż piękna legenda. Dzieło sztuki - jak wino, z czasem nabiera nowych, nieznanych na początku wartości i znaczeń. Widać to od dawna na Molierze. Jak rozrywkowe błahostki, pisane w parę dni, dla uciechy i rozrywki, po stuleciach ukazują nowy swój wymiar. Którego - kto wie - może sam twórca sobie dobrze nie uświadamiał.

I to jest właśnie ta alchemia słowa, kształtu, barwy, natchnienia i myśli...

Cóż jest istotą tego nowatorstwa, którym tak wspaniale popisał się Jerzy Krasowski. Ni mniej ni więcej tylko właśnie to: jeszcze jedna teoria upadku Polski. Tej szlacheckiej, z osiemnastego wieku.

POCZĄTEK SZTUKI

Dom Cześnika. Trup gęsto rozrzucony po podłodze. To pewne echo wczorajszego pijaństwa. Na wielkopańskiej klamce wieszają się całe strąki drobnoszlacheckiej gołoty. Zwolennicy! Przyjaciele domu! Stronnicy jaśnie pana... Papkinowie wielcy i mali. Trzymani łaską i groźbą. Gotowi zawsze pochlebiać. Potakiewicze dla każdego głupstwa. Podskakiewicze wobec każdego kaprysu. Oto i stronnictwo Cześnika, oto jego adherenci.

Egocentryk. Egocentryzm jego jest jak jedna wielka rozjątrzona rana. Broń Boże sprzeciwić się jego fanaberii. Żrąca, rozsadzająca zazdrość. Milsza już sercu własna strata niż czyjeś powodzenie. Taki człowiek nie może mieć zwolenników czy partnerów. Może dysponować tylko wystraszonymi i zgłupiałymi ze strachu służalcami. Jest skazany na Papkinów, Potakiewiczów, Podskakiewiczów. A to są przecież szmaty, nie ludzie.

... A oto koniec przedstawienia. Zgoda Rejenta z Cześnikiem. Już wszystko dobrze. Tylko wyciągnąć ręce do zgody. I wyciągają. Nie, tej sceny zapomnieć nie sposób. Idą ku sobie z wyciągniętymi rękami. Ale nie tylko Rejent chce w tej chwili odruchowo chwycić za szablę. Także widz z przerażeniem myśli: wielkie nieba, toż oni zaraz się pozabijają...

Między początkiem i końcem - ten sam ton. Samowoli z jednej strony, niewolniczej uległości "panów braci gołoty" z drugiej.

Wniosek? Ci ludzie nie potrafią żyć ze sobą, jak ludzie. To znaczy: współżyć, współpracować. Są skazani jeden na drugiego. Mogą ten wyrok znosić lepiej lub gorzej; z siekaniną lub bez. Nie przyjdzie jednak im do głowy możliwość - że ludzie na ludzi nie muszą być skazani. Mogą być - jedni dla drugich - szansą.

KSIĄŻKA PROFESORA KONOPCZYŃSKIEGO

Tak się złożyło, że równolegle do "Zemsty" Krasowskiego czytałem książkę profesora Władysława Konopczyńskiego o polskich pisarzach osiemnastego wieku. Cóż za kapitalny komentarz do sztuki w tej twórczej, nowatorskiej interpretacji wrocławskiego reżysera!

Polska osiemnastego wieku przypomina drużynę piłki nożnej. Oto wybiegła na boisko, oto zaczyna się walka. A oni się sprzeczają. Jeden jest starszy, twierdzi zatem, że wolno mu trochę dłużej piłkę potrzymać przy sobie. O drugim mówią, że dwa lata temu uwiódł komuś żonę? To lepiej już niech nie będzie gola do bramki przeciwnika, niżby go taki szubrawiec miał ją strzelić. I tak dalej. Czy trzeba mówić o wyniku meczu?

Dajmy spokój metaforom. Cóż jest prawem politycznej degrengolady szlacheckiej Polski w osiemnastym wieku? Równowaga inercji. W wiązance koterii walczących o intratę żadna nie jest dość silna, żeby zdominować resztę i nadać jako tako konsekwentny i logiczny kierunek rozwoju. I żadna nie jest dość słaba, żeby poddać się innym. I powstaje sytuacja taka, jakby Cześnik z Rejentem sczepili się i trwali w bezruchu. Jak w szachach, kiedy powstaje pat, najwstydliwsza sytuacja dla grających. Jak w złym mechanizmie, unieruchomionym przez autoblokadę.

... I KOCHAJMY SIĘ, PANOWIE!

"Żyć mocno..." mówi bohaterka sztuki Leona Kruczkowskiego. Żyć mocno, to znaczy patrzeć na historię z pasją. Kochać - z całego serca! - jej urodę i światło. Nienawidzieć - też z całego serca i wszystkich sił - tego co w niej wstrętne i haniebne, tym wstrętniejsze i haniebniejsze, że nasze własne.

Oto styl Jerzego Krasowskiego. Nawet w tej "Zemście", gdzie tak czarną barwą odmalowano to i owo, nawet w tej "Zemście" czuje się jednocześnie ogromny sentyment; jest uroda wiersza i zrozumienie postaci; nawet Papkina osądzono surowo, ale przecież sprawiedliwie. Jest szlachetny ton, o którym Rzymianie mawiali: "Patriam amamus non quia magna est, sed quia nostra", co bym na użytek tego felietonu strawestował: kochamy ojczyznę, mimo tylu jej potknięć i błędów, i rzeczy brzydkich i bardzo brzydkich nawet, boć kochamy ją nie dlatego, że wielka, że piękna, że wspaniała - ale po prostu dlatego - że nasza, jedyną, ostateczna.

Piszę to z zamiarem polemicznym. Bo oto parę miesięcy temu przeczytałem książkę prof. Bogusława Leśnodorskiego pt. "Rozmowy z przeszłością". Gdyby nie profesorska toga autora, napisałbym o niej pamflet pod tym tytułem właśnie: "... I kochajmy się panowie". Bo o historii kraju pisze tak, jak o historii entomologicznej: to było dobre, tamto złe, no jakoś poszło, czas leci, żyje się, kochajmy się panowie i abyśmy zdrowi byli.

Pamfletu nie napisałem, ale od paru tych słów zgryźliwych przy okazji pochwały Krasowskiego powstrzymać się nie mogę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji