Artykuły

Tak samo, tylko lepiej

To postulat, gdyż jako dozgonny entuzjasta pełnych ciepła, przepojonych absurdalnym humorem powiastek Alana Alexandra Milne'a o bardzo ludzkich przymiotach zabawkowych zwierzątek, mam do Piotra Cieplaka tyle samo wdzięczności za "Kubusia P.", ile pretensji.

Sceniczne adaptacje ponadczasowych arcydzieł literackich - a takim bez wątpienia jest "Kubuś Puchatek" Milne'a - zawsze stanowią wyzwanie dla inscenizatorów. Wielu reżyserów popełnia grzech pychy, biorąc na warsztat utwory znacznie przerastające zasób ich życiowych i artystycznych doświadczeń.

Piotr Cieplak mierzył, na szczęście, skromniej. Jego przedstawienie w warszawskim Teatrze Studio adresowane jest głównie do dorosłych - a skądinąd wiadomo, że dla dzieci tworzyć należy tak samo... tylko lepiej! Widz obeznany z utworem znajdzie tu sporo swojskich klimatów, wpisanych w znakomitą scenografię Andrzeja Witkowskiego, podkreślonych pełną oddechu, dynamiczną muzyką Wojciecha Waglewskiego. Wykonawcy są bez zarzutu, a pomysł obsadzenia Marii Peszek w roli Kubusia wydaje mi się wart Oscara. Jej Kubuś P. od pierwszego wejścia zjednuje sobie sympatię widzów, mimo że jest zasadniczo odmienny od kanonicznego wizerunku misia narysowanego przez Ernesta H. Sheparda, a wygładzonego przez studio Disneya. Aktorka daje wiarygodny ekwiwalent osobowości pluszowego niedźwiadka. Podobnie rzecz się ma z Prosiaczkiem Edyty Jungowskiej - choć w tym przypadku przyzwyczajenie robi swoje i widz dopiero po pewnym czasie oswaja się z myślą, że to maleńkie w oryginale zwierzątko na scenie niewiele różni się posturą od swego przyjaciela Puchatka. Sowa Przemądrzała - Ireny Jun, Królik - Andrzeja Mastalerza, Kłapouchy - Stanisława Brudnego, Tygrys - Rafała Maćkowiaka i wszystkie pozostałe postacie tej baśni, odnalazły na scenie własny ton. Bynajmniej nie przez czyste naśladownictwo literackiego pierwowzoru czy filmu; aktorzy skupili się na oddaniu charakteru granych zwierząt. I słusznie.

Kubuś Puchatek to dziś potęga. Robią na nim kasę disneyowscy producenci dopisując dalsze ciągi przygód mieszkańców Stumilowego Lasu. Literaturą powstałą wokół dwóch skromnych książeczek, stworzonych przez angielskiego autora dla synka Krzysia, można by zapełnić osobny dział biblioteczny. Wywodzące się z humorystycznej tradycji Lewisa Carrolla przygody zabawkowych zwierzaków szczególnie upodobali sobie psycholodzy i filozofowie, często posługując się stworzonymi przez Milne'a postaciami dla czytelniejszej ilustracji swych wywodów.

Nieprzemijająco aktualne dzieło dało asumpt Piotrowi Cieplakowi do stworzenia autonomicznego świata groteskowej wyobraźni w wysmakowanych plastycznie scenach. I choć swą opowieść uczynił klarowną i dowcipną, scenariusz widowiska pozostawia niedosyt. Nie wiadomo właściwie ani skąd się te postacie wzięły, ani dokąd zmierzają - co dość skutecznie obniża rangę ich działań. To niedoprecyzowanie dramaturgiczne sprawia, że spektakl pozostaje uroczą, acz infantylną błahostką, bardziej dla uciechy oczu niż umysłu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji